Właściwie to opis z Grand Teton National Park, zarezerwowany był na zimowe wieczory i pewnie by tak zostało, gdyby nie wędrownicza moja natura. Miło jest w zimie powspominać wakacyjne klimaty, ale kto powiedział, że w zimie nie można też gdzieś wyjechać? Postanowiłem dać zadość wakacyjnym wspomnieniom i raczej planować wyjazd w nowe rejony, niż w zimie przeglądać tylko wakacyjne zdjęcia. A i wieczory jakieś takie ostatnio zimnawe. :)
Po wyjeździe z Yellowstone jedziemy na południe drogą zwaną John D. Rockefeller Jr. Memorial Parkway. Droga jest niestety w remoncie. Oznacza to, że widok zachodzącego słońca zawieszonego nad górami, właśnie przechodzi nam obok nosa. W ślimaczym tempie poruszamy się remontowaną drogą, nie mając za bardzo możliwości by przystanąć i zrobić jakieś zdjęcia, gdyż nawet pobocza są rozgrzebane. Pocieszamy się, że następne pokolenia będą tą trasę pokonywać w mgnieniu oka.
W końcu zjechaliśmy do Colter Bay Visitor Center, mając taka cichą nadzieję, że uda nam się znaleźć jakiś nocleg na campingu. Niestety wszystko zajęte. Zazwyczaj w takich sytuacjach nie zastanawiam się długo, otwieram mapę i jedziemy dalej, w końcu godzina nie jest jeszcze taka późna (około 7 pm) a i odległość do Jackson, gdzie nie powinno być problemu z noclegiem, też wynosiła kilkadziesiąt mil.
Wjeżdżamy na Teton Park Road i jedziemy w kierunku Jackson. Droga, która pokonujemy jest drogą widokową, niestety o tej porze słońce jest już za górami i jedyne co widzimy to cienie gór. Ku mojemu przerażeniu pod wieczór park nie robi dobrego wrażenia. Zaczynam się obawiać, że mój aparat nie narobi się tutaj. Nie panikuję jednak, teraz główny cel to znalezienie noclegu.
Droga nam szybko minęła, zatrzymaliśmy się tylko przy wyjeździe z parku, widząc dwa piękne łosie.
W ogóle teren Grand Teton jest też fragmentem rezerwatu, w którym odtwarza się zimowiska jeleni, stąd widok jeleni czy łosi nie jest rzadkością.
Dojeżdżamy do Jackson, znajdujemy motel, kuchcimy jakąś kolacje, prysznic, chwil kilka z laptopem i mapą i oddajemy się nocnemu wypoczynkowi.
Jackson jako miejscowość robi bardzo miłe wrażenie, raczej spokojne, typowo turystyczne miasteczko. Gdyby po ulicach łazili kolesie w białych wełnianych kalesonach napisałbym, że podobne do Zakopanego. :)
Wyjeżdżamy z miasteczka i tutaj mój fatalny błąd, za który gotów jestem dostać nawet ochrzan od voyagera747. Przejeżdżamy obok lotniska, na którym stoją dwa piękne Boeingi chyba 747, elegancko wkomponowane na tle gór, a ja jak ostatni idiota przejeżdżam miejsce i myślę sobie, wrócę po zwiedzaniu parku to napstrykam tutaj zdjęć. Wróciłem, a po samolotach ani śladu.
Taki kadr się poszedł ………, szkoda słów. :)
A mogło być przynajmniej tak:
http://www.flickr.com/photos/dsifry/2709058670/sizes/l/
http://www.tomschindler.net/west/images/cheney_jet.jpg
http://www.jacksonholeairport.com/images/CRJ1.jpg
Dojeżdżamy do parku, przed którym widnieje elegancka tablica informująca nas, że wjeżdżamy do Grand Teton National Park. Dla bardzo wiele osób w Stanach, zrobienie sobie zdjęcia przy takiej tablicy, to coś na wzór hobby. Powiedzmy ogólnie, że również zaliczam się do tych osób.
Po zrobieniu zdjęć zostaje nam już zaliczanie punktów widokowych. Bo tak naprawdę, zwiedzanie tego parku to przystawanie przy kolejnych 'turnout' albo 'overlook'.
Za dnia park przedstawia się zdecydowanie lepiej. Słońce jest za nami, więc jupitery słoneczne oświetlają dokładnie całe pasmo górskie.
Park zwiedza się robiąc kurs wokół graniastego koła. W tle góry towarzyszą nam cały czas, chociaż sceneria się zmienia. Raz to robimy zdjęcia gór z płynącą rzeczką (Snake River), następnie z połacią traw, nagle pojawiają się jakieś małe jeziorka (Jenny Lake), by w końcu mieć jezioro Jackson na tle gór.
W jednym z Visitor Center znalazłem przewodnik z dobrymi miejscami do robienia zdjęć. Bardzo fajnie to wyglądało, ale rzecz była już trochę nie na czasie, właśnie kończyliśmy zwiedzanie parku.
W sumie zwiedzaliśmy park jakieś 6 godzin, wiadomo z przerwami na robienie zdjęć, ale też był czas by zamoczyć nogi w jeziorku i obserwować dzieciaki łowiące kamyki.
Na terenie parku dodam jeszcze znajduję się tama (Jackson Lake Dam), świetnie położny kościół episkopalny, w którym wewnątrz można obserwować panoramę gór, oraz bardzo nowoczesne Craig Thomas Discovery & Visitor Center.
Zapomniałbym o najważniejszym, skąd ta kraina piersi w tytule?
W XIX wieku francuscy traperzy, którzy dotarli do tych gór nazwali je Les Trois Tetons (trzema piersiami). Sprawa jest trochę niezręczna, gdyż przyglądając się tym górą, niestety stwierdzam, że nie przypominają one kształtem żadnej z piersi, jakiej było mi dane widzieć, nie tylko na żywo ale też i w internecie. :) Nie mając jednak dużego doświadczenie, mogę się mylić.
Jako drugą tezę, która mi jest bliższa, zakładam, że jednak nasi pionierzy trochę za długo byli poza domem i ich skryte marzenia nie potrzebnie przenosili do rzeczywistości :)