To była zwariowana podróż, pomysł narodził się znienacka – bo kto normalny tłukłby się 4 godziny pociągiem, potem jeszcze godzinę PKSem no i godzinkę kolejką turystyczną by posmakować trochę kultury madziarskiej. Jak wiadomo wariatów z aparatami nie trzeba dwa razy zachęcać, a że jeszcze obaj lubią pikantną kuchnię był dodatkowy pretekst żeby odwiedzić XV już piknik archeologiczny w Biskupinie.
Ale po kolei, wyruszyłem z Warszawy pociągiem zaraz po pracy. Cztery godziny jakoś umknęły między kartami jednej z produkcji Fabryki Słów, a wycieraniem nosa w chusteczki higieniczne (nie, nie, ksiązka nie była tak wzruszająca, po prostu wirusy zrobiły sobie piknik). No ale przynajmniej poczułem że zaczął się weekend, zwłaszcza że prosto z dworca wyruszyłem z kumplem na nocne zwiedzanie Bydgoszczy. Samo miasto jest nader urokliwe i mam do niego spory sentyment, więc wędrówka nocą po mieście pełnym świetlnych odbić w wodzie, była jak przysłowiowa wisienka w torcie.