Podróż Sokólskie wiatraki - Don Kichot vel Czas



Naonczas spostrzegli trzydzieści lub czterdzieści wiatraków na tym polu. Ujrzawszy je, Don Kichote powiedział do giermka:

– Fortuna sprzyja naszym zamiarom bardziej, niżbyśmy pragnąć mogli. Oto patrz tam, przyjacielu Sanczo Pansa, gdzie ukazuje się trzydzieści lub i więcej potwornych olbrzymów, z którymi zamyślam stoczyć walkę i wszystkich życia pozbawić; łup po nich będzie początkiem naszego wzbogacenia się, jest to bowiem słuszna wojna i doniosła służba boża znieść tak podłe nasienie z oblicza ziemi.
– Jakie olbrzymy? – zapytał Sanczo Pansa.
– Te, które tam widzisz – odpowiedział pan jego – o długich ramionach; niektórzy zdają się mieć je długie na dwie mile.
– Zważcie, jegomość – odparł Sanczo Pansa – że to co tam się ukazuje to nie żadne olbrzymy ino wiatraki, a to co się wydaje ramionami to skrzydła, które obracane wiatrem poruszają kamień młyński.
– Zaraz widać – odrzekł Don Kichote – że nie jesteś tego rodzaju przygód zwyczajny; to są olbrzymy. Jeśli się lękasz, precz stąd i klep pacierze, w czasie gdy ja wdam się z nimi w zaciekłą i nierówną walkę.

To mówiąc spiął ostrogami swego konia Rosynanta, nie zważając na krzyki, jakie wydawał jego giermek Sanczo, który ostrzegał, że bez żadnej wątpliwości są to wiatraki, nie olbrzymy, na których chce uderzyć.


[Miguel de Cervantes Saavedra, Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy, tłum. Anna Ludwika Czerny, Zygmunt Czerny]


Gdyby tę walką stoczono naprawdę, wiatraki sokólskie można by uznać za niedobitki potwornych zastępów. Pozostało ich niewiele. Nam udało się zlokalizować zaledwie pięć bardzo zniszczonych drewnianych budowli. I wcale nie zdziwiłbym się, gdyby była to ostatnia piątka.

W pierwszej połowie XX wieku, na wzgórzach w trójkącie pomiędzy Sokółką, Kuźnicą Białostocką i Krynkami, drewniane wiatraki były zjawiskiem powszechnym i stanowiły nieodłączny element krajobrazu tamtejszych wsi. Wynikało to z dość banalnej przyczyny: obszar ten, leżący w tzw. 'dziale wodnym Wisły i Niemna', jest niemal pozbawiony rzek, na których można by budować znacznie wydajniejsze młyny wodne.

Wraz z powstaniem wielkich, przemysłowych młynów, malownicze wiatraki pozostawiono na pastwę losu i pogody. Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych mówiło się o kilkunastu stojących wiatrakach. Niektóre z nich miały nawet działać, mieląc ziarno na śrutę dla zwierząt hodowlanych. Dziś nie działa już żaden. Wszystkie za to w ciszy niszczeją.