nawet pita nie zdążyłam wypełnić... ech ;)
z uwag wstępnych - właściwie niewiele przychodzi mi do głowy prócz sprawy zdjęć. wyjeżdżając do petersburga, nie miałam swojego aparatu... brat pożyczył mi w ostatniej chwili jakąś maszynkę ze swojej pracy: zwykłą, wielozadaniową małpkę. bez naładowanej baterii - czego skutki odczułam już w wilnie. każde zdjęcie kosztowało mnie tam mnóstwo zabiegów w stylu ogrzewania baterii itd. ;) zdjęcia nie są więc w wymarzonej jakości - co poradzić ;)
poza tym - po powrocie... skasowałam sobie jedną kartę. część fotek odzyskałam, ale kilka - z których byłam zadowolona w dodatku - zniknęło w czeluściach niebytu. i tak to to... ;)