Miało być jak w raju. Drinki z parasolkami, muzyka do rana, piramidy Majów. I nurkowanie w jednych z najlepszych miejsc nurkowych świata. No i było! A nawet lepiej!
Jaki początek, taka cała podróż - powiedział Wojtek, zrzucając plecak przed barem pod palmami. Było południe. Samo południe. Tropikalne słońce świeciło równo z góry w sam środek czaszki. - Daj nam, Piękna, takie dwa ładne drinki z kruszonym lodem i parasolkami. I jeszcze żeby w nich był rum. Kokosowy! I sok. Ananasowy! - wyraziliśmy kelnerce polskie zapotrzebowanie na egzotykę w tropikach w środku zimy. Stopy omywało ciepłe morze, drinki już po chwili ochładzały nam dłonie, a piaszczystą ulicą przejechał jedyny pojazd na wyspie Caye Caulker - meleks z napisem "Policja".
- Karaiby, chłopie - wyrwało mi się, jak serce z młodej piersi.
- Nooo...
Patrzyliśmy na lekko rozmywany rumem horyzont, gdy z zadumy wyrwał nas głos Kaśki: - Hola, hola! Nie przyjechaliśmy tu na clubbing, ale na diving! Jutro idziemy do wody, nurasy!