Podróż The American Dream - Cz. 1 Wielki skok



2007-06-02

Właśnie wróciłam z 3 godzinnej wycieczki po Waszyngtonie i jestem okropnie zawiedziona. Po pierwsze – leje jak z cebra, fotografować więc trudno. Po drugie – Waszyngton nie przypomina amerykańskich miast, które zwykliśmy oglądać w telewizji. Jest mały, ma niskie budynki i w ogóle nie widać ludzi (co prawda jest niedziela i Kongres ma wakacje). Po trzecie – wszystkie słynne budynki, czyli np. Biały Dom, Kapitol są mniejsze niż w telewizji. Okropnie zmokłam, przez deszcz zdjęcia są fatalne, a na dodatek pilot mówił po angielsku, czyli amerykańsku. Ale nie będę się załamywać, wyschnę trochę i pójdę zwiedzać na własną rękę.

Ale od początku. Podróż przebiegła nad wyraz dobrze. Bez kłopotów przesiadłam się we Frankfurcie, samolot mi nie uciekł i nie spadł. Jeść dawali, z piciem gorzej, trzeba było prosić, co było ciut kłopotliwe. Na lotnisku traktują pasażerów jak dzieci, ustawiają w kolejce, prowadzą za rękę do odpowiedniego stanowiska, tylko ostatnia ofiara mogłaby coś zrobić źle, ale i takie się trafiały. Immigration officer nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem, kazał odcisnąć palce i życzył przyjemnego pobytu. Za to celniczka koniecznie chciała wiedzieć, czy nie przywiozłam ze sobą kiełbasy. Co prawda, nie przyszło mi to do głowy, ale może trzeba było…

Hotel wygląda, jakby był sprzed wojny secesyjnej, ale ma wszystko co trzeba i jeszcze kilka rzeczy w ogóle nie potrzebnych, np. kuchenkę mikrofalową. Ale jest żelazko i suszarka do włosów, a łóżko tak wielkie, że muszę siebie szukać. I oczywiście darmowy Internet – alleluja! Jutro zaczynamy zajęcia i nie będzie czasu na głupoty, czyli zwiedzanie, bo spotkania zaplanowane są od rana do wieczora. W sobotę jedziemy do Dallas, samolotem jak mniemam. A potem do innych miast, ale o tym później.

  • Kapitol