Podróż SYNAJ KLEJNOT NATURY - SHARM EL SHEIKH-klejnot kurortów egiptu



 

 

 

                                        SHARM EL SHEIKH

                                        klejnot kurortów egiptu

 

 

Tego lata podobnie jak w zeszłym roku nasze wakacje postanowiliśmy spędzić w Egipcie. Tym razem jednak nie planowaliśmy szalonej eskapady przez cały kraj, lecz spokojne rodzinne wakacje na Synaju. Wylatywaliśmy z Katowic o godzinie 2130 -17.06.2008 roku. Naszym przewoźnikiem były linie Egipskie . Lot do Egiptu przebiegł bez najmniejszych zakłóceń. W Sharmie wylądowaliśmy przed trzecią nad ranem. Egipt powitał nas natychmiast po opuszczeniu samolotu temperaturą przekraczającą 30oC. Zastanawiałem się jakie temperatury przyniesie ranek. Jednak w tej chwili musieliśmy zająć się całą procedurą opuszczenia lotniska i dotarcia do wybranego hotelu. Wszystko poszło bardzo sprawnie, a kontrolerzy widząc moją starą wizę z uśmiechem witali mnie ponownie. W hotelu zameldowaliśmy się około czwartej nad ranem. Po dostawieniu łóżka dla synka i rozdaniu pierwszych bakszyszy od razu poszliśmy spać.   Poranek zaczął się szybciej niż się spodziewałem. Potężny huk tuż obok naszego okna pozbawił mnie resztek złudzeń o relaksującym śnie. Początkowo myślałem, że to jakiś samolot awaryjnie ląduje na basenie, po chwili jednak stwierdziłem, ze musi to być kosiarka do trawy lub jakieś inne diabelskie urządzenie.  Tajemnica wyjaśniła się dopiero wieczorem gdy zobaczyłem, owe maszyny na własne oczy. Służyły one do odymiania trawników w celu zlikwidowania wszelkich insektów. Cel zbożny ale ten hałas, smród spalin i środków owadobójczych był paskudny. Tak więc chcąc nie chcąc wstaliśmy przywitać pierwszy dzień na Synaju. Pierwsze kroki po opuszczeniu pokoju skierowaliśmy w kierunku restauracji. Bóg RA tego dnia miał chyba zły humor, bo postanowił dopiec naiwnym turystom wybierającym się na Synaj w czerwcu. Było niesamowicie ciepło a przecież to dopiero początek dnia. Po śniadanku i długim smarowaniu filtrami ruszyliśmy na podbój basenów.Tego dnia do hotelu dotarła grupa Egipcjan, która postanowiła spędzić tu kilka dni. Na basenie zaroiło się od małych tubylców, a na leżakach rozlokowały się Habibi. Zrobiło się naprawdę orientalnie i bardzo głośno. Sam hotel był położony w centrum Hadaby przy ulicy Motels. Na ulicy tej znajdowało się również kilka innych hoteli dostępnych w ofertach polskich biur podróży. Całkiem niedaleko znajdowała się ulica El Marcato i kompleks Alf Leila wa Leila. Do Old Market było już nieco dalej i musieliśmy korzystać z pomocy taksówek. Do Naama Bay również tylko taksówki wchodziły w grę.

 

HOTELOWE PLAŻE

 

Plaża Marhba znajduje się w Maya Bay. Wstęp na nią jest bezpłatny. Z jej zalet korzystają zarówno turyści jak i Egipcjanie. Na tej piaszczystej plaży pierwszy raz wypróbowałem moją maskę i rurkę. Po pokonaniu kilkunastu metrów zobaczyłem pierwsze kolorowe rybki i małą skrzydlicę, która widocznie zabłądziła, gdyż w tych okolicach rybek było jak na lekarstwo. Jednak na trening w snurkowaniu plaża była znakomita. Po udanych początkach, udało się nie utonąć po wlaniu wody do rurki, mogłem się nieco zrelaksować na leżaku. Widok na zatoczkę był naprawdę niezły, do pełni szczęścia brakowało mi tylko sziszy o aromacie jabłuszka. Ale za 20 LE i to dało się zorganizować. Reasumując na pewno warto się wybrać na tą plażę.

 

Plaża z Rafami znajduje się w Hadabie niedaleko hotelu Shores Aloha. Wstęp  jest płatny i kosztuje 15 LE. Jest to najlepsza plaża, na której byłem w Sharmie. Posiada dwa zejścia do wody pełnej kolorowych rybek. Leżaki i materace są bezpłatne. Największą zaletą tej plaży jest wspaniała rafa koralowa, przylegająca tuż pod powierzchnią wody do skalnych półek. Z prawej strony do wody można zejść ze specjalnego pomostu. Pierwsze wrażenie jakie zrobiło na takim szczurze lądowym jak ja włożenie głowy pod wodę było piorunujące. Zaraz za ostatnim szczebelkiem drabiny rozciągała się głębia morza. Z początku nie miałem ochoty wpłynąć w tą niebieską czeluść, lecz po godzinie obserwacji małych dzieci zrobiło się mi wstyd i –raz kozie śmierć –bach do wody. O dziwo nie tonąłem lecz unosiłem się na wodzie i bez większych problemów mogłem płynąc wzdłuż rafy oglądając ten przepiękny podwodny świat. I muszę przyznać, że spodobało mi się jak diabli. Z wody wyszedłem dopiero po godzinie jak do maski zaczęła wlewać się woda i doszła już do oczu.

 

Plaża Wind znajdowała się w Naama Bay. Wstęp na nią również był płatny i kosztował 15 LE. Plaża ta była swoistą hybrydą dwóch poprzednich. Posiadała łagodne zejście do wody, była piaszczysta a kilka metrów od brzegu można było się natknąć na dwie martwe rafy ze spora ilością pięknych rybek. Sporo frajdy sprawiało mi opływanie tych niewielkich raf i obserwowanie treningu nurków. Plaża była dosyć mocno zatłoczona. Oprócz opalania i snurkowania można było również zjeść obiad w pobliskiej restauracji. Jednak gdy usłyszałem, że za puszkę coli te barrakudy wołają 60 LE, to przeszedł mi głód i pragnienie razem wzięte. Jednak ogólne wrażenie pomimo zbójeckich cen było bardzo pozytywne, cała okolica tętniła życiem,. Poza tym zaraz przy plaży znajdowało się centrum Naama Bay, które jednak o tej porze nie robiło większego wrażenia.

 

 

 

 

 

SHARM EL SHEIKH

 

 

 

 

Na pierwszy rozpoznawczy spacer udaliśmy się już pierwszego dnia pobytu. W hotelu nie było kantoru więc chcąc nie chcąc musiałem znaleźć takowy na mieście. Zaraz po wyjściu z klimatyzowanego holu znaleźliśmy się w piekarniku, który ograniczał popołudniowe spacery do minimum. Po przejściu kilkuset metrów w oddali zamajaczył przed nami bank. Po wymianie dolarów na funciaki poszliśmy zerknąć na Morze Czerwone, które niczym błękitna wstęga opasało całe miasto. Pomimo, iż spacer nie był wcale długi wróciliśmy do hotelu wykończeni, co najmniej jakbyśmy zdobyli Kilimandżaro. Kilka chłodnych drinków w hotelowym barze szybko przywróciło nas jednak do życia.

 

Wieczorem zgodnie z wcześniej podjętym postanowieniem pojechaliśmy do Naama Bay by rozejrzeć się w ofertach tamtejszych biur podróży. Za taksówkę zawsze płaciliśmy 10 LE.

Uzbrojeni w ulotkę z A.  wkroczyliśmy do tej turystycznej wyspy pośrodku pustyni. Chcieliśmy również odwiedzić biuro C. i inne jaki się znajdą na naszej trasie. Naama Bay tętniło życiem, na każdym kroku restauracje, dyskoteki, bazary i centra handlowe wabiły turystów. Naganiacze na każdym kroku polowali na turystów usiłując wciągnąć blade twarze do sklepów czy kawiarni. Osobiście nie lubię takich miejsc, wolę bardziej klimatyczne. Najpierw odwiedziłem Aaba Sharm, które zrobiło na mnie dobre wrażenie. Z szerokiej oferty wycieczek, wybrałem dwie, które miały się odbyć za dwa dni. Pierwsza z nich wybrana dość spontanicznie to rejs statkiem z sekcją podwodną, umożliwiającą oglądanie podwodnego świata fauny i flory w cenie 40 $ od osoby, druga to nocne wejście na Górę Mojżesza i zwiedzanie klasztoru Św. Katarzyny za 25 $. W kolejnym biurze C., zastaliśmy zamknięte drzwi i śpiącego na podłodze jakiegoś jegomościa. Już mieliśmy odejść gdy inny jegomość zaciągnął nas z powrotem i dość intensywnie zaczął budzić tego pierwszego. Po chwili zaspany biedaczek otworzył podwoje biura i zaprosił nas do środka. Mówił nawet nienajgorzej po polsku, czym nieco zrekompensował kiepskie pierwsze wrażenie jakie wywarło na nas to biuro. Wzięliśmy ulotkę i obiecaliśmy wrócić tu gdy sobie na spokojnie coś wybierzemy. Oferta była podobna do poprzedniczki a wybraliśmy z niej wycieczkę do Parku Narodowego Ras Mohammed drogą lądową za 25 $. Jednak tylko dzięki naszej determinacji udało się nam ja wykupić, gdyż biuro było przeważnie zamknięte. Udało się dopiero za trzecim razem, gdy już na dobre miałem zamiar sobie odpuścić. Ostatnim biurem jakie tego dnia odwiedziliśmy był Orbis, który pomimo, że otwarty i ładnie oświetlony zrobił na mnie najgorsze wrażenie, a to za sprawą pani sprzedającej tam wycieczki, która kompletnie nie była zainteresowana rozmową z nami i traktowała nas jak intruzów, którzy przeszkadzają jej w rokoszowaniu się nocnym życiem Sharm. Początkowo miałem zamiar z każdego biura wykupić jakieś wycieczki by porównać je pod względem organizacyjnym i mieć jakąś skalę odniesienia, ale tym razem sobie odpuściłem.

 

Następnego dnia na kolejnym spotkaniu z panią rezydent pomimo, iż wycieczki  były najdroższe postanowiliśmy i im dać szansę. Kupiliśmy wycieczkę Super Safari + Kolorowy Kanion za 55$. Wycieczka była zaplanowana na końcówkę naszego pobytu, gdyż w czerwcu w kanionie temperatury są naprawdę wysokie, a my potrzebowaliśmy nieco czasu by się przyzwyczaić.

Zwiedzanie Sharmu odbywało się głównie wieczorami gdy temperatury spadały do trzydziestu stopni. Kilkaset metrów od naszego hotelu znajdowała się nowo otwarta ulica El Marcato, stylizowana na styl włoski. Po przekroczeniu bramy głównej turystów witała wspaniała fontanna i kolejna brama, za którą rozciągało się morze luksusowych sklepów, restauracji i kawiarni. Centralnym punktem ulicy był owalny plac z grecką kolumnadą z jednej i ogromnym plazmowym ekranem z drugiej strony. Całość miała przypominać chyba antyczny teatr w arabskim kiczowatym stylu.

 

Kolejnym ciekawym miejscem był położony nieopodal kompleks hotelowo – rozrywkowy Alf Leila Wa Leila, z dwóch stron oblepiony ponumerowanymi bazarami, z wszelakimi dobrami. Właśnie tam postanowiliśmy zakupić pamiątki, na które składały się szklane kule wypełnione różnokolorowym piaskiem przedstawiającym palmy i wielbłądy, oraz okazała orientalna lampa w sam raz do dużego pokoju. Co wieczór odbywały się tam pokazy dla turystów w różnych językach, niestety nasz nie był uwzględniony.

 

Najstarszą częścią Sharmu był Old Market gdzie można było poczuć nieco arabskiego klimatu. Jest to zlepek kilku ulic otoczonych przez skały poza niezliczonymi sklepami dla turystów można było również zauważyć typowo egipską knajpkę przypominającą te w Kairze. Podobało mi się tam dużo bardziej niż w Naama Bay. Dla wiecznie spragnionych turystów –dobra informacja jest tam sklep monopolowy nawet nienajgorzej zaopatrzony.

REJS ŁODZIĄ WIDOKOWĄ-

 

Początek wycieczki nie zaczął się najlepiej –od dwudziestominutowego spóźnienia kierowcy. Cóż Egipcjanom się tak nie śpieszy jak nam. Po krótkiej jeździe busikiem dotarliśmy do nabrzeża gdzie już czekał na nas wspaniały U-Boot. Podczas pierwszej części rejsu mogliśmy podziwiać widoki z pokładu, na którym kłębiło się towarzystwo z całego świata. Po kilkunastu minutach w końcu mogliśmy zejść do sekcji podwodnej. Początkowo poza zanurzoną burtą statki i błękitną wodą nic nie widziałem- no pięknie a w folderze takie piękne rybki pokazywali. Z każdą minutą robiło się jednak coraz ciekawiej. Powoli zaczęły pojawiać się rafy i rybki, które coraz śmielej podpływały do okien. Po kilku minutach tuż nad dnem śmignęła płaszczka, której niestety nie udało uchwycić w kadrze. Kilka razy przepływaliśmy obok snurkujących turystów nazywanych na okręcie grubymi rybkami. Jeszcze tylko ostry zwrot i wracamy z powrotem. Gdy już wydawało się, że wszystkie atrakcje za nami wydarzyło się coś nieoczekiwanego –nawet dla załogi. Na całym pokładzie zapanowało poruszenie gdyż dosłownie z nikąd pojawił się tuż obok rekin wielorybi. Ostre spienienie wody, korekta kursu i już płyniemy tuż obok największego z wielorybów. Aby zrobić dobre ujęcie musiałem przejść na początek sekcji, gdyż nie sposób było tego kolosa z mojego miejsca objąć w całości. Przez chwile niemal dotykał okien łodzi –wrażenie było piorunujące. Po wyjściu na pokład zobaczyliśmy kilka innych łodzi zapewne też szukających naszego rekina.

 

 

Obecnie cały Sharm przechodzi intensywną rozbudowę. Ciągle powstają nowe hotele i centra handlowe. Ulica za ulicą ta dawna rybacka wioska przeistacza się w nowoczesny kurort, który wdziera się coraz głębiej w pustynię.

 

  • RAFA Z RYBKAMI
  • 51508 - Sharm el Sheikh SHARM EL SHEIKH klejnot kurortów egiptu
  • ras mohamed -
  • 51531 - Sharm el Sheikh SHARM EL SHEIKH klejnot kurortów egiptu
  • 51532 - Sharm el Sheikh SHARM EL SHEIKH klejnot kurortów egiptu
  • kolorowy kanion