Podróż Rumuńskie impresje - W drodze do Transylwanii



2015-11-26

Od rana leje i jest zimno. W deszczu zwiedzamy monastyry w  Neamț i Secu. To już ostatnie na naszej trasie klasztory w mołdawskim stylu.

Deszcz, chmury i mgła uniemożliwia nam podziwianie uroków Karpat przez, które się przedzieramy w kierunku Transylwanii. Docieramy do Wąwozu Bicaz określanego jako cud natury. Jest to wąska szczelina w skałach na dnie której z trudem mieści się rwący potok i droga. Po bokach pionowe ściany sięgają nieba, (mają wysokość ok.400m), choć tego dnia ginęły gdzieś w chmurach. W tych ‘okolicznościach przyrody’ miejsce to wygląda bardzo tajemniczo i nastrojowo.

Kolejna przełęcz, na której dopadła nas burza i wjeżdżamy do Transylwanii a precyzyjniej do jej wschodniej części zwanej Szeklerszczyzną. To tzw. Małe Węgry gdzie Rumunii są mniejszością a próba rozmowy po rumuńsku może się skończyć awanturą. Mieszkańcy manifestują swoją narodowość wywieszając na samochodach węgierskie flagi. Wreszcie przestało padać i zrobiło się ciepło gdyby jeszcze słońce zechciało zaświecić…

Dojeżdżamy do Sighișoary. Na wzgórzu blisko górnego miasta znajduje się nasz pensjonat. Widok z pokoju przez ogromne okno zapiera dech w piersiach. Bądź co bądź nazwa pensjonatu (Panorama) do czegoś zobowiązuje. Ruszamy na spacer i gdy już mamy wkraczać w obręb murów starówki zaczyna grzmieć. Czując głód postanawiamy zjeść obiad (oczywiście rumuński zestaw obowiązkowy: ciorbă de burtă i mici) licząc na to, że w tym czasie burza się wyszaleje. Plan się prawie udał bo po obiedzie przestało padać ale tylko na chwilę. Po chwili rozpętała się kolejna burza. Godzinę czekamy obserwując jak stromymi, brukowanymi uliczkami płyną rzeki. Przestaje lać a my próbujemy po raz kolejny zwiedzić górne miasto. Po godzinie nadchodzi kolejna burza. Uciekamy do taksówki. Starszy kierowca dacii mówi tylko po … węgiersku. Nazwa pensjonatu nic mu nie mówi i nie rozumie ani słowa po angielsku… Jeździ w korporacji więc próbujemy wytłumaczyć dyspozytorowi przez telefon, że znamy drogę i poprowadzimy kierowcę. Po kilkuminutowej wymianie zdań w mieszaninie angielsko- niemiecko-węgiersko-rumuńskiej ruszamy. Leje wściekle, przez zaparowane szyby dacii nic nie widać ale szczęśliwie dojeżdżamy pod pensjonat. Kierowca nie może uwierzyć, że to tu bo przejechaliśmy zaledwie 700 metrów. Taksometr wskazał mu 3,18 leja. Pyta czy nie zapłacilibyśmy mu choć 5 lei. Oczywiście nie protestujemy bo to ok. 4,5 zł czyli mniej niż jednorazowy przejazd komunikacją miejską w Krakowie…

Wieczór spędzamy w międzynarodowym gronie. Są turyści rumuńscy, starsi Niemcy a raczej Sasi, którzy kilkadziesiąt lat temu wyjechali z tych ziem i gospodarz Węgier, który częstuje nas palinką. Mocna. Rumun, widząc grymas na mojej twarzy, mówi „Welcome to Romania”. Reszta towarzystwa przez grzeczność nie protestuje choć każdy ze zgromadzonych zapewne miał inne zdanie co do tej Rumunii w sercu Transylwanii…

Na górze w pokoju czekała na nas jeszcze piękna, wieczorna panorama Sighișoary. Mieliśmy nadzieję, że rano wreszcie będziemy mogli zwiedzić tę uroczą starówkę suchą stopą…

Wczesnym rankiem wykorzystując to, że nie pada ruszamy zwiedzać  Sighișoarę. Po wejściu na starówkę zaczyna padać… Czy to jakaś klątwa? A może wręcz przeciwnie? Podczas deszczu, zatłoczone zwykle uliczki stają się zupełnie puste a spowite mgłą pastelowe domki wyglądają magicznie. 
  • Mănăstirea Neamț
  • Mănăstirea Neamț
  • Mănăstirea Secu
  • Mănăstirea Secu
  • Wąwóz Bicaz
  • Wąwóz Bicaz
  • Wąwóz Bicaz
  • Sighișoara
  • Sighișoara
  • Sighișoara
  • Sighișoara
  • Sighișoara
  • Sighișoara
  • Sighișoara
  • Sighișoara
  • Sighișoara
  • Sighișoara
  • Sighișoara
  • Sighișoara