Jak zwykle zaczęło się niepozornie, od jednego zdania.....
Mężu zaproponował, że może to ja odwiedziłabym Jego.... i wtedy w moim mózgu zderzyły się komórki.... i to jest ten moment, kiedy nie ma miejsca na kiełkowanie planu.... od tej chwili nie ma już odwrotu... moje szare komórki nabierają prędkości światła....
Wspomnę tylko, że dwa tygodnie wcześniej w domu pojawił się samochód jeżdżący "pod prąd". Nim go kupilismy mowiłam, że wykupię sobie jazdy, by się oswoić ze zmianą stron. Ale jakoś tak szybko do niego wsiadłam..... no i zaczęło się.....
I tak w trzecim tygodniu lutego, mój mózg przełaczył się na tryb "zwiedzanie- podróżowanie".
Miałam wyjechać w piątek rano by w połowie drogi zatrzymać się w Warwick Castle.... ale trasa troszkę się zmieniła i tak oto w piątek wczesnym przedpołudniem ruszyłam na południe Anglii, do znanego mi już Reading.