Podróż W zimnym kraju gorącego słońca - W starym nowym porcie



        Kiedy za oknem szaro-buro, a w prognozach pogody można usłyszeć, że za chwilę pogrążymy się w śniegu i wśród zawiei i zamieci przyjdzie nam spędzić jakiś czas, moje myśli wędrują do krajów o cieplejszym klimacie. Pod powieki wracają zatrzymane jak zdjęcia w kadrze widoki intensywnie niebieskiego nieba, bugenwilli oplatających mury i palm, które zawsze poprawiają mi humor. Takim miejscem, wymarzonym przystankiem na emeryturę, jest Maroko.

       Maroko – El Maghreb El Aksa to w języku mieszkańców Półwyspu Arabskiego „najdalej położona kraina zachodzącego słońca”, kraj, którego jeden z sułtanów, Mulaj Ismail pretendował do ręki córki, co prawda nieślubnej, ale jednak króla Słońce – Ludwika XIV, kraj o którym pierwszy francuski rezydent generalny Luis Hubert Lyautey mówił, że to „zimny kraj gorącego słońca” odwiedziłam dwukrotnie. Pierwszy raz w 2011 roku w drugiej połowie lutego zwiedzałam północną, leżącą na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego, część kraju podczas wycieczki pod tytułem Cesarskie Miasta. Rok później wróciłam do Maroka w styczniu, aby zobaczyć Magiczne Południe.

       Wylatujemy z Warszawy 13stycznia 2012 roku. Czeka nas długi, bo prawie 4 i pół godzinny lot. Nie poprosiłam o miejsce przy oknie i dostałam fotel C przy przejściu. Na szczęście obok zajmuje miejsca młode małżeństwo, które zaraz zaczyna rozmowę. Lecą pierwszy raz do Agadiru na tygodniowe wczasy. Próbuję ich namówić na bardziej „mobilny” urlop. Opowiadam o poprzedniej wycieczce, są bardzo zainteresowani tym co mogliby zobaczyć. Nie wiem kiedy, ale podróż upływa bardzo szybko. Jeszcze tylko zamiana miejsc, aby zrobić zdjęcie przed lądowaniem i …”Welcame to Agadir”. Jest południe, po zimnej i ponurej Warszawie witają nas palmy i rozsłonecznione niebieskie niebo. Szybka odprawa i jedziemy do hotelu Bahia w samym centrum Agadiru. Nie polecam, chyba, że na jedną noc. Hotel stary w bardzo opłakanym stanie, ale niezła kolacja i śniadanie. Odświeżamy się i stęsknione wyruszamy na spacer po rok temu widzianym Agadirze. 

       Są tacy, którzy twierdzą, że w tym mieście nie ma niczego ładnego. Z pewnością zanudziłabym się spędzając tu 2 tygodnie w stylu charakterystycznym dla wielu naszych i nie tylko, rodaków: all inclusive z drinkiem przy basenie lub na przyhotelowej plaży. Ale nie można odmówić Agadirowi, że stanowi świetną bazę wypadową zarówno na północ, jak i na południe Maroka.

Jest miastem bardzo nowym, bo wybudowanym w latach sześćdziesiątych XX wieku. Wcześniejsza kolonia założona przez Fenicjan, została przekształcona w miasto przez Portugalczyków w XV wieku. W 100 lat później rozpoczął się, gwałtowny nie idący w parze ze wzrostem znaczenia, rozwój miasta, spowodowany zajęciem go przez ówcześnie panującą dynastię  Saadytów. Dopiero wybudowanie portu w 1914 roku spowodowało wzrost znaczenia Agadiru , który stał się głównym miejscem przeładunku bawełny i trzciny cukrowej. Niestety wystarczyło kilkanaście sekund, aby prawie 35 000 osób zmieniło swoje życie. W 1960 roku miało tu miejsce trzęsienie ziemi, które całkowicie zniszczyło ten spokojny port. Wobec niespotykanych zniszczeń nie zdecydowano o odbudowie miasta, ale o postawieniu go na nowo. Dlatego, choć liczący kilkaset lat, nie ma Agadir wyglądu miasta marokańskiego.

      Agadir to nowoczesny nastawiony na turystykę wielki kurort z piękną, choć często na wielu odcinkach brudną plażą rozciągającą się na długości ponad 6 km i zamykającą półksiężycem zatokę Oceanu Atlantyckiego, uroczą promenadą przy której mieści się mnóstwo kafejek i małych restauracyjek serwujących dania różnych kuchni i prawie 300 dniami słonecznej pogody! W południowej części miasta, w parku, znajduje się urokliwe mini – zoo i bazar – klasyczny arabski suk z mnóstwem małych sklepików i ogromnych straganów na widok których szybciej bije nam, wyposzczonym zimowym brakiem rodzimych owoców turystkom, serce. Piętrzą się sterty truskawek i kopce pomarańczy, dostępne są wszystkie warzywa, czerwienieją w słońcu pomidory, które zbierane są 3 razy roku. A wszystko wygrzane słońcem i rozpływające się w ustach. W północnej części znajduje się wart zobaczenia pięknie zdobiony na zewnątrz meczet i wzgórze Kasbah przy którym kupić można niewyszukane rękodzieło jako pamiątki i skorzystać z wątpliwej atrakcji, jaką jest, przynajmniej dla mnie, przejażdżka na wielbłądzie. Za to widok ze wzgórza na całą zatokę wynagradza trud dostania się na nie. Poniżej znajduje się port w którym można zjeść bardzo smaczne sardynki.

       Nazwa wzgórza Kasbah związana jest fortecą, która kiedyś była tu usytuowana. Obecnie w stanie całkowitej ruiny nie sprawia wrażenia, aby była ważnym zabytkiem o który należy dbać.

       Rekonesans wypada korzystnie, jest piękna pogoda i mili ludzie wokół. Uśmiechają się do nas i nawiązują kontakt. Wypijamy kawę i zjadamy sałatkę w ramach poźniejszego lunchu. Spacerujemy po mieście. Wracamy do hotelu ok.18, jest już ciemno i chłodno. Przed nami kolacja. A jutro rozpoczynamy podróż na południe. Na pustynię i w góry Atlas.

  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir
  • Agadir