Podróż Wiedeń na dwa podejścia - Przejazdem przez metropolię – spacerem po starówce



2013-08-10

Na egzotykę jeszcze przyjdzie czas, a w tym roku nadrabiamy zaległości i odwiedzamy miejsca, o których od zawsze mówiliśmy, że trzeba, bo przecież „rzut beretem” i „tak pięknie”. Na początek Wiedeń.  

Trasa minęła dość szybko. Czeskie autostrady pożegnaliśmy w zasadzie bez przystanków, a nacisnąć na hamulec przyszło dopiero w samym Wiedniu. Jechaliśmy od północy, a GPS poprowadził nas przez calutkie miasto. Plusem przejazdu przez miasto było to, że mieliśmy okazję rzucić okiem na kilka miejsc, których pewnie byśmy ich nie zobaczyli, gdyby nie ten transfer.  

Po pierwsze, spalarnia odpadów Spittelau. Jej szalona architektura zupełnie nie pasuje do stereotypu grzecznego Wiednia. Tę kreację stworzył austriacki artysta z hipisowskim zacięciem – Friedensreich Hundertwasser.  

Ciekawe wydały nam się całe kompleksy budynków mieszkalnych. Na każdym z nich znajduje się napis „Errichtet aus den Mitteln der Wohnbausteuer” opatrzony datą. Czasem znajdziemy skróconą wersję, ale jakby nie było, takie dowody lewicowości miasta znajdują się na każdym kroku. Ten obrazek to kolejna wskazówka przełamująca klasyczny obraz Wiednia.  

Po godzinie kluczenia dotarliśmy do kempingu Wien West. Po ustawieniu namiotu odpaliliśmy nasze zapasy, na mikrokuchence odgrzane zostały gorące kociołki, które przegryźliśmy polskim chlebem i można było ruszać w miasto. Jeszcze na kempingu kupiliśmy dobowe bilety komunikacji miejskiej, które są ważne we wszystkich środkach komunikacji miejskiej od momentu skasowania.  

Tak to już jest, że większość historycznych miejsc w Europie wyznaczają świątynie. Podobnie jest w mocno zlaicyzowanej już stolicy Austrii. Katedra Świętego Szczepana stoi w samym środku starówki i od niej wypadało zacząć zwiedzanie. Nawiasem mówiąc, czy Stefan i Szczepan to to samo imię? Skoro Stephansdom to Katedra Świętego Szczepana…  

Ze stacji metra wyjechaliśmy na zaskakująco niewielki i mocno zatłoczony Stephansplatz. Piękna gotycka katedra, jaką jest Stephansdom, stoi pomiędzy kamienicami tak blisko, że w zasadzie ciężko objąć ją wzrokiem (lub obiektywem aparatu) w całości. Ale detale, którym mogliśmy się przyglądać do woli także robią wrażenie.  

Słońce powoli zaczynało przechodzić w kolor pomarańczowy, dlatego ruszyliśmy dalej do Hofburga – cesarskiego pałacu, w którym do dziś zamieszkuje władca (prezydent ;)) Austrii.  

W trakcie spaceru wstąpiliśmy jeszcze do Peterskirche – świątyni wybudowanej w stylu barokowym, która zwala z nóg szczególnie po wejściu do środka.  

Po drodze oglądnęliśmy pomnik, a w zasadzie bogatą barokową kolumnę wystawioną na pamiątkę szalejącej w mieście dżumy.  

Kilka minut później staliśmy u bram Hofburga. Zamek jest ogromny, ale patrząc na niego od strony starówki nie czuć tego tak bardzo. Obiekt jest położony blisko kościołów i kamienic, a jego nieregularna architektura sprawia, że nie wiadomo do końca, gdzie zaczyna się i kończy zamek. Komnat Hofburga nie zwiedzaliśmy stawiając na Schönbrunn, ale o tym później…  

Potem przeszliśmy przez park – ogromny Volksgarten. Zaprawdę jest to ogród dla ludu i lud z niego korzysta. Park robi bardzo przyjemne wrażenie. Jest po austriacku zadbany, równiutko przystrzyżony z kwitnącymi rabatami i zabytkową architekturą ogrodową. Brak w nim jednak muzealnego klimatu. Mieszkańcy miasta i turyści korzystają z parku, czują się w nim swobodnie i nawet grają w frisbee. Frisbee to kluczowy dowód w tej sprawie.  

Tego wieczoru chcieliśmy zobaczyć jeszcze tylko jedno miejsce – Ratusz. Budowla zlokalizowana przy słynnym Ringu okalającym wiedeńską starówkę jak na europejskie standardy nie jest zbyt stara, bo ma 130 lat. Tego dnia odbywała się jednak impreza filmowa i przed samą fasadą ustawiono gigantyczny ekran, a na alejce wiodącej do ratusza stała cała masa budek z jedzeniem oblegana przez tłumy ludzi. Słowem – kiepski widok na Ratusz. W dodatku piękne zapachy kuchni świata przypomniały nam o głodzie, dlatego w świetle zachodzącego słońca udaliśmy się w poszukiwaniu czegoś ciepłego (w cenie do 5 euro :)).  

I udało się przednio – tanio, syto i tradycyjnie. W całym Wiedniu na przystankach autobusowych sprzedawane są różnego rodzaju przekąski na ciepło, a wśród nich tradycyjne kiełbaski, Wiener Würstchen, Käsekrainern, Bratwurst, podawane w bułce na kształt gigantycznego hot doga. Posililiśmy się zatem po uszy za 3 euro na głowę, a do tego musiała być jakaś lokalna popitka – padło na austriackie piwo Stiegl. Konsumpcja nastąpiła na przystanku, a potem odwrót. Proste ;]  

Dokładna relacja z pierwszego dnia w Wiedniu znajduje się TUTAJ.

  • Stephansdom
  • Stephansdom
  • Stephansdom
  • Nowoczesny budynek domu handlowego Haas-Haus na Placu Świętego Szczepana
  • Stephansplatz
  • Całą bryłę Katedry Świętego Szczepana ciężko objąć wzrokiem
  • Jedna z kamienic przy Stephansplatz
  • Ale detale Katedry Świętego Szczepana też cieszą oko
  • Na końcu uliczki widać Peterkirche
  • Eleganckie wiedeńskie koniki
  • Peterskirche robi największe wrażenie w środku
  • Peterkirche – ołtarz główny
  • Fragment kolumny morowej
  • Front Horfburga od strony starówki
  • Wiedeń
  • Hofburg
  • Hofburg
  • Brama Hofburga, a w tle bliźniacze budynki Muzeum Historii Sztuki i Muzeum Historii Naturalnej
  • Tylko jedna z niewielu odsłon Volksgarten
  • Słaby widok na wiedeński ratusz
  • Pole namiotowe na kempingu Wien West – prosto i skromnie
  • Kemping Wien West
  • Peterkirche – boczna fasada