Wszystko zaczęło wibrować. Słyszałem już tylko huk silnika. Jeśli to plastikowe coś ma ze mną wylecieć niemal na 4 tysiące metrów i tam się nie roztrzaskać, to znaczy, że czeka mnie naprawdę ekstremalna zabawa. Okazało się jednak, że coś znacznie zabawniejszego zaczyna się, gdy się z tego wysiądzie.
- Łopata?
- André przekrzykiwał warkot śmigłowca, kiedy staliśmy skuleni na lądowisku.
- Jest!
- Sonda?
- Tak - odkrzykiwałem
- Beeper włączony?
- Tak jest!
- Uprząż zapięta?
- Tak!
- Wiek?
- Co!
- Ile masz lat?
- Siedemnaście.
- Dobra, bierz plecak i wsiadamy!
O André sporo wiedziałem z opowieści. Szwajcarski przewodnik, legenda ekstremalnego narciarstwa. Kiedy patrzyłem teraz na północne zbocza Matterhornu, nie mogłem wprost uwierzyć, że na tę ścianę da się wspiąć. To znaczy niby: wiedziałem, że się da, ale zjechać z niej? To właśnie "nasz" André Anzevui w czerwcu 1989 r. dwukrotnie pokonał tę ścianę na nartach. Na szczyt wyniósł go śmigłowiec. Do dziś nikt tego wyczynu nie powtórzył. André jako pierwszy zjechał też wschodnią, a potem zachodnią ścianą Dent Blanche oraz lodową kopułą Mont Collon, góry wyrastającej niedaleko jego rodzinnej wioski Arolla w dolinie Val d'Hérens.