Podróż na południe Włoch byłaby fantastyczna gdyby nie drobny szczegół. Drugiego dnia wakacji, w Neapolu ktoś ukradł nam samochód. Z wypożyczalni. Fiata Pandę.
Doświadczenie samo w sobie paskudnie, a załatwienie czegokolwiek w weekend okazało się niemożliwe. W każdym razie trzeba było skorzystać z pomocy, a właściwie niemocy komisariatu dla cudzoziemców. Skuteczny okazał się za to posterunek policji Municipale przy lotnisku. Dopiero tam dowiedzieliśmy się, że naszej Pandy, którą zostawiliśmy pod znakiem informującym jednocześnie – „to jest parking” i „parkowanie zabronione”, na pewno nikt nie odholował. Po dwudniowych przepychankach z wypożyczalnią samochodów Lockauto [ mocno odradzamy] trzeba było poznać bliżej włoskie koleje, ale okazało się ,że to całkiem przyjemna znajomość. Gorzej poszło z autobusami, bo nie dość, że kursują rzadko, to w dodatku nie są przesadnie punktualne.
Musieliśmy oczywiście zmienić plany, ale najważniejsze punkty udało się zrealizować.
To mój prywatny ranking tej podróży [pierwsze 4 punkty, reszta jest opisana zgodnie z trasą podróży].
1. MATERA
Trudno opisać pierwsze wrażenie gdy się zobaczy Sassi - wyjątkową dzielnicę zwyczajnego miasta. Idzie sobie człowiek niczym nie wyróżniającymi się ulicami, dochodzi przypadkiem do punktu widokowego i ... ma wrażenie ,że czas cofnął się o jakieś 2 tysiące lat. Podobne musiał mieć Mel Gibson, bo nakręcił tam fragmenty Pasji - sceny drogi krzyżowej i samego ukrzyżowania.
W tej chwili , poza kilkoma zabytkowymi wnętrzami , Sassi składa się chyba wyłącznie z hoteli. Za mieszkanie w luksusowo wyposażonych grotach z atmosferą jak ze średniowiecza trzeba zapłacić nawet 2 tysiące złotych – od osoby – za noc, ale można znaleźć też duuużo przystępniejsze ceny. W każdym razie nocowanie w Materze poza Sassi nie ma sensu.
Ma sens, zwłaszcza dla portfela, stołowanie się w innych częściach miasta. Całkiem bliziutko jest bardzo niepozorna pizzeria o absurdalnej nazwie Speedy Gonzales [ trzeba wyjść z Sassi i pójść w lewo ; będzie po lewej stronie między blokami ]. Jeśli o mnie chodzi – zjadłam tam najlepszą pizzę w życiu, lepszą niż w słynnej pizzerii w Neapolu. W dodatku przyrządzano ją na naszych oczach od A do Z.
Co ciekawe stare miasto w Materze otacza ...kolejne stare miasto z zabytkami np. romańskimi . I tam trzeba koniecznie spróbować lodów. Reklamują je hasłem 100 % naturale i nie ma w tym ani procenta przesady. Truskawkowe smakowały jak truskawki i nie był to sorbet.
Kto lubi zwierzęta powinien się uważnie przyjrzeć w Materze kotom, a zwłaszcza stosunkom kocio- psim. Dwa koty, co ja mówię, kocury ssały niewielką suczkę, która im na to bardzo cierpliwie pozwalała, w dodatku jej partner patrzył na to wszytko ze stoickim spokojem, leżąc dwa kroki dalej. A widziałam też kota, który pogonił psa. Tak dla sportu.
Z Materą jest jeden kłopot . Nie jest łatwo tam dojechać, niełatwo się też wydostać. Najprostsza jest podróż koleją z Bari, ale my jechaliśmy z drugiej strony, więc przesiadaliśmy się z pociągu w autobus. Z kolei z Matery kierowaliśmy się do Tarentu i na autobus musieliśmy czekać pół dnia. Przystanek , oczywiście bez żadnego rozkładu jazdy jest niedaleko podziemnej stacji kolejowej, bilety trzeba kupić wcześniej, a najłatwiej w Punkcie Informacji lekko po skosie w prawo - stojąc tyłem do przystanku. Jeśli ładnie poprosicie, miła Pani pozwoli Wam zostawić bagaże.