Podróż jest z maja 2012, wiec juz jakiś czas temu, ale dopiero teraz miałam czas żeby pozmniejszać i zamieścic zdjęcia. Dodałam rownież trochę wiecej zdjęć do podróży na Rodos :) Teraz powoli mam zamiar obrać kierunek na Santorini :))
Pozdrawiam wszystkich, Skalimonka :))
Grecja znowu mnie nie zawiodła. Zawsze piékna i jak zawsze 'jedna Grecja inna od drugiej' :) Każda wyspa jest inna, choć niby klimat ten sam, to jednak różny, plaże podobne, a jednak nie takie same :) Co tu dużo mowić, uwielbiam greckie klimaty i tą różnorodność :)
Lecieliśmy z Manchesteru do miasta Preveza które znajduje się na lądzie kontynentalnym Grecji, na lotnisko które jest w nieszczególnie pięknym miejscu. Mieszkaliśmy w Nidri i transport z lotniska zajął nam około 45 minut. Jedyna droga samochodem prowadzi przez Lefkas Town, gdzie tą niby wyspę-niby nie wyspę łączy z kontytentem most zwodzony.
Lefkada jest jedną wielką górą. Jest to najbardziej górzysta wyspa spośród greckich wysp na których byłam. Niektóre góry są naprawdę wysokie i strome, nawet przerażające swoim ogromem. Pogoda niezbyt nam dopisywała, pomimo że była to druga połowa maja, mieliśmy tylko 2 dni bez deszczu, w pozostałe albo popadywał deszcz, albo lałojak z cebra z burzami i wiatrem. Wynajęliśmy skuterek, którym pojeździliśmy tu i tak, ale ze względu na pogodę co i rusz musieliśmy wracać do hotelu, bo albo zbliżała sie ulewa, albo nas zmoczyło do suchej nitki gdzieś po drodze. W końcu go oddaliśmy i wynajęliśmy samochód. Muszę przyznać, że tam gdzie pojechaliśmy autem, skuterek nie dał by rady. Jestem zdecydowanie fanką podróżowania po greckich wyspach skuterkiem, bo można więcej dostrzec i zauważyć, nie mówiąc o zapachach jakich w aucie się nie poczuje... ale na Lefkadzie zdecydowanie polecam jednak auto. Niestety oznaczenia miejscowości na wyspie oraz puntów turystycznych sabardzo złe, najgorsze jakie do tej pory spotkaliśmy gdziekolwiek. Znaki były mylące, albo nie było ich w ogóle. Nabłądziliśmy się kilka razy w wielumiejscach, wracając i szukając i wracając jeszcze raz tą samą drogą 'bo to musi byc gdzieś tutaj'. Miałam przewodnik gdzie mniej więcej było napisane gdzie zjechać, żeby dojechać w miejsce docelowe, ale i tak ciężko było znaleźć cokolwiek.
Pogoda faktycznie nie była zbyt hojna, bo na tydzien pobytu mieliśmy zaledwie 2 dni prawdziwego greckiego słońca. Jak zwykle objechałam cała wyspę można powiedzieć wszerz i wzdłuż, często dosłownie z narażeniem życia. Nie ma w tym krzty przesady...drogi momentami są tak strome, bez żadnych zabezpieczeń, a w doleogromne przepaści, takie, że jakbym tam wpadła nie znaleźli by mnie szybko (albo w ogóle) :)) Szczególnie zachodnia część wyspy jest bardzo DZIKA, drogi wąziutkie, wstrome, asfaltmiejscami kiepski i wątpliwy. Rzadko się boję, ale tam bałam się mocno dwa razy. Jeden to był zjazd na plażę w dół, bardzo stromą i bardzo wąską dróżką. Nie wiem jak wjechaliśmy z powrotem na górę po tych zakrętach, ale na dwójce samochód nie chciał w ogóle jechać pod górę, a zaczynał się cofać... gdy najechało się kołem na skraj asfaltu, słychac było jak sie kruszy pod kołami... jadąc zachodnią stroną byliśmy sami, przezpół dnia jazdy po tamtejszych drogachminęły nas może ze 4 samochody, nawet jakby coś się stało nie ma gdzie szukać pomocy. Zero turystów, przynajmniej na zachodniej części wyspy, wschodnia jest bardziej turystyczna. Drugi raz bałam się tego samego dnia, jadąc krętymi, alebez urwisk drogami górskimi. Czułam się trochę jak w Tatrach ze względu na ukształtowanie terenu i lasy świerkowo sosnowe. Błądziliśmy wkoło najwyższej na wyspie góry Mega Oros (1158 m.n.p.m.) i zdawało się że nigdy jej nie objedziemy :) Gdzies tam, przeżyłam znowu chwile grozy, gdy nagle, w górach, gdzie nie było widać ani nie mijaliśmy żadnego domu, wyskoczył na drogęwielki pies rzucając sięna auto. W pierwszym odruchu zachamowaliśmy, ale to wściekłe psisko zaczęło skakać na samochód i jeździć zębami po blasze. Na pewno nie było przyjaźnie nastawione :) Ruszyliśmy, to warcząc gryzło opony, biegło jeszcze kawałek za samochodem szczekając i warcząc... jakieś pół godziny wcześniej mijaliśmymijaliśmy na tej drodze dwójkę rowerzystów, mam nadzieję, że zjechali gdzieś wczesniej i nie spotkali się z tym psem...
Przez fatalną pogodę, momentami byliśmy uwięzieni w hotelu, nie dawało się wyjść. Nie dość że mokro, ale było też dosyć zimno. Wzięłam tylko 2 ciepłe swetry, a nosiłam je obydwa na raz jeden na drugim ze wszystka cienką odzieżą która miałam ze sobą, ubrana na cebulkę. Jak wychodziło słoneczko, robiło się przyjemniej, ale na skuterze i tak wiało i marzłam. Ano trudno, tak trafiliśmy akurat, turyści niezadowoleni, miejscowi tym bardziej, bo interes nie idzie, wszyscy mówili że są zaskoczeni pogodą, bo powinno już byc bardzo ciepło... (parę lat wcześniej będąc na Korfu 2 tygodnie wcześniej było tak gorąco, że ledwo szło wytrzymać).
Do zwiedzania wielu miejsc nie ma, na pewno nie tyle co gdzie indziej, jednak dla widoków warto pojechać :)W przewodniku miałam informacje zaznaczone o 'Antycznej Lefkadzie', w drodze do miasta. Niestety 'Antyczna Lefkada' okazała się 'wystawką' kilku archeologicznych kamieni ułożonych na poboczu drogi. Miałam tez ochote pojechac do Klasztoru Faneromeni niedaleko Frini, szukaliśmy tego miejsca dwa razy i szczerze mówiąc daliśmy sobie spokój zdenerwowani i zniecierpliwieni tym, że tak ciężko tam trafić. Dodam jeszcze, że w odróżnieniu od bardziej turystycznie rozwiniętych wysp greckich, tutaj mało kto z miejscowych mówi po angielsku. W hotelach, restauracjach owszem, ale ludzie napotkani na ulicy i pytani o drogę nie mówili w ogóle także zasięgnąć języka też było ciężko.
Poniewaz podróże uczą :) i sprzyjają poznawaniu nowych ludzi i obyczajów panujących na świecie, wiele rzeczy widziałam pierwszy raz, niektóre kolejny :) Jak zwykle zachwycałam się cytrusami na drzewach na wyciągnięcie ręki, gajami oliwnymi, zapachami ziół rosnących przy drodze, zakrętami ulicy o 360 stopni i wszystkim tym, co fajne i mi się podobało :) Pierwszy raz widziałam na własne oczy jak kot w 2 sekundy wdrapał się na wysokie drzewo za jakimś ptaszkiem po to, żeby za chwilę pokazac mi, że umie tez szybko zejść sobie tyłem :) Zrobiłam mu szybką sesję, którą tu prezentuję ;)Ja- Kocia Mama oczywiście wszystkie musiałam pogłaskać i dokarmić :) Ciekawostką jest nazwa kociego jedzenia, dająca do myślenia :)) Karmiłam też codziennie wróbelki na balkonie okruszkami z chleba i bułek, z dnia na dzień były coraz śmielsze,zaczęłam już je nawet rozpoznawać, jeden taki który najmniej się bał i jadł z ręki - grubiutki wróbelek jest uwieczniony na rynnie :))