Wylądowaliśmy w Dalamanie. Stamtąd około godziny i jesteśmy na miejscu. Podróż ciekawa - przez góry, przełęcze, zjazdy nad morze, iglaste lasy, gaje pomarańczowe i cytrynowe - kolorowo, ciepło, słonecznie - to lubię, rzekłam, to lubię :).
Oludeniz to typowa turystyczna miejscowość, która poza sezonem zamiera całkowicie. Położona jest przepięknie - w ujściu wąwozu, nad zatoką, u podnóża góry Babadag, kilkanaście minut od Błękitnej Laguny. Miejsce dosłownie jak z bajki.
Oczywiście można znaleźć mnóstwo minusów i to nawet nie trzeba za dlugo szukać. Przede wszystkim zdominowane jest przez Anglików - są wszędzie. Jak na mój gust zachowują się zbyt luzacko, ale to oczywiście moje zdanie . Ceny wszędzie w funtach, menu angielskie, żeby zobaczyć Turcję - trzeba ruszyć dalej.
W Oludeniz są dwie plaże - publiczna Beicegiz i płatna nad laguną.
Tu nie można się nudzić. Główna atrakcja to paragliding. Chętni wjeżdzają samochodem na Babadag ( nam zabraklo odwagi) i stamtąd skok przed siebie. Leci się nad zatoką, widoki przepiękne ( widziałam w folerach biur podróży i w necie), ale podobno wrażenia są mieszane. Kilka razy widzieliśmy niefortunne zakończenia - lądowanie w morzu, łodki ratowników, nosze, karetki itd. Lądowanie odbywa się bezpośrednio na plaży, a dokładniej na promenadzie nadmorskiej. Między ludźmi. Tu trzeba patrzeć nie tyle pod nogi co nad głowę, bo co kilka minut lądują zdobywcy przestworzy :).
Biura oferują moc wycieczek . My wybraliśmy kilka, resztę poznawaliśmy na wlasną rękę .
Zdecydowaliśmy się na rejs na Rodos - mąż mial imieniny i popłynęliśmy do greckiej tawerny :) . Rodos umieszczę w oddzielnej podróży.