Podróż Egipskie impresje - Ląduję w Egipcie



2013-02-06
Pewnie na twarzach sporej części ‘prawdziwych’ podróżników Egipt wywołuje ironiczny uśmieszek, bo kojarzy się z tabunami turystów leżących w resortach nad Morzem Czerwonym którzy sączą kolorowe drinki nad brzegami basenów. Czasami zanurzają głowę pod powierzchnie wody by spojrzeć na kolorową rafę a czasami ktoś ruszy się i odbędzie ‘ekstremalną’, jednodniową wycieczkę by zrobić sobie zdjęcie przy piramidach w Gizie. Nie zrażony stereotypowymi opiniami postanowiłem wybrać się nad Nil by spróbować zobaczyć prawdziwy Egipt. Kraj, który mi kojarzył się zawsze z wspaniałą cywilizacją, wyprzedzającą wszystkie pozostałe o całe wieki… Po powrocie wiem że Egipt jest diametralnie inny niż utarte stereotypy.   Obraz Egiptu z okien samolotu jest dość prosty: ogromna pustynia przedzielona zieloną wstążką doliny Nilu rozszerzająca się w szeroką deltę. Lądujemy w jednym z kurortów nad Morzem Czerwonym, na szczęście najmniejszym, położonym najbardziej na południe: Marsa Alam. Jest połowa stycznia, w Polsce zima, mróz i śnieg, tu przyjemna temperatura ok.25°C i słońce. Samo Marsa Alam jest zbiorem kompleksów hotelowych położonych na pustyni ciągnących się na długości 60 km (!) wzdłuż wybrzeża Morza Czerwonego. Czasami odległość między hotelami wynosi kilka kilometrów. Cóż, gdzieś trzeba było wylądować… Naprzeciwko hotelu, po drugiej stronie drogi jest sklep, kilka domków i Cafe Tito. Ponieważ kawa w hotelu jest okropna z nadzieją idziemy do kawiarni. Po drodze słyszymy muezina czyli jest też meczet… Kawiarnia wygląda jak namiot beduiński, tylko dywany, poduszki, półmrok, arabska muzyka. Świetny klimat, do tego bardzo różni się od atrakcji stworzonych dla turystów…W środku nie ma żywej duszy. Na kawę czekamy prawie godzinę ale warto było… 
  • Egipt z okien samolotu
  • Egipt z okien samolotu