Kilka dni z dala od miejskiego gwaru i tumultu. Dzieląc podróż na trzy można było po trochu bądź to błądzić po opłotkach ni to wsi ni małego miasteczka, wsłuchując się w jego codzienny rytm... bądź włóczyć się po nadbużańskich bezdrożach, delektować ich ciszą i bezkresem...wreszcie, znowu znależć się bardzo blisko najcudowniejszych stworzeń, które natura tak szczodrze wyposażyła w grację i wdzięk.
Ta podróż, to tęsknota za przestrzenią i odludziem, spowolnionym czasem, za naturalnym ciepłem ostatnich dni lata...bez ambitnych planów zobaczenia poza przyrodą czegokolwiek innego, choć całkiem od śladów ludzkiej aktywności uciec się nie dało. Nie było zresztą takiej potrzeby...
Janów Podlaski słynie głównie ze stadniny koni arabskich. Dziś jest to wieś gminna z historią odległych czasów, ze wzmiankami sięgającymi XV wieku. Z zachowanych budowli, kolejnego po średniowieczu okresu świetności, pozostał XVIII-wieczny pałac biskupi i barokowy kościół pod wezwaniem św. Trójcy. Tracąc dostęp do kolei, stopniowo wygasało w Janowie ożywienie gospodarcze. Wyludniony po drugiej wojnie światowej Janów (w ogromnej mierze było to związane z utratą ludności żydowskiej) stracił prawa miejskie i już nigdy potem nie wrócił do czasów swojej świetności. Przez jakiś czas Janów był siedzibą biskupów. Z Janowem związana jest postać biskupa Adama Naruszewicza, ojca polskiego klasycyzmu. Został on pochowany w krypcie kolegiaty św. Trójcy. Janów Podlaski ma swój herb z wizerunkiem hostii i kielicha.