Podróż Singapur 2012 - Singapur dzień przylotu 20.10.2012



No i zaczęło się … 19 października 2012 airbus Lufthansy zabiera nas do Frankfurtu nad Menem. Po niecałych 3 godzinach oczekiwania znajdujemy się na pokładzie największego pasażerskiego samolotu świata airbusa A380 (również w barwach Lufthansy). 12 godzinny lot do Singapuru mija przyjemnie – system rozrywki jest dosyć bogaty, choć ku rozpaczy syna – nie ma gier w klasie ekonomicznej. Potrzeby 6 latka w podróży – bardzo różnią się od moich.  Można, (co już widziałem w czasie lotu Finnair) oglądać na swoim monitorze widok w kilku kamer co jest ciekawe szczególnie w trakcie startu i lądowania … Co do samolotu: komfort w klasie ekonomicznej moim zdaniem porównywalny z A330, podobało mi się, że siedzenia są w układzie 3+4+3 co jest akurat jak znalazł dla 3 osobowej rodzinki.

Wybraliśmy Lufthansy ponieważ miała promocję do Singapuru – bilet w cenie 2400PLN – może nie bajecznie tani, ale była to zdecydowanie najlepsza oferta, czas oczekiwania na przesiadkę we Frankfurcie był również w porządku – choć 1 godzina w drodze powrotnej zmusiła nas do biegów po terminalu …

W czasie lotu przypominam sobie co wiem o Singapurze… Kraj położony w Azji południowo wschodniej na południowym cyplu półwyspu Malajskiego. W 1819 Anglik Sir Stamford Raffles zakłada brytyjski port na wyspie i staje się ona dzięki swojemu unikalnemu położeniu jednym z najważniejszych portów świata. W czasie II wojny światowej zdobyty a następnie pod okupacją japońską. Niepodległość (po krótkim epizodzie połączenia z Malezją) ogłasza w 1965. Zaludnienie 5312 tysięcy na powierzchni 710 kilometrów kwadratowych (drugi na świecie pod względem gęstości zaludnienia). Obecnie jeden z najzamożniejszych krajów świata.

Do Singapuru dolecieliśmy planowo – około 16 czasu lokalnego. Już w samolocie wypełniłem deklarację wjazdową (Singapore Immigration Card) która lojalnie ostrzega – „DEATH FOR DRUG TRAFFICKERS UNDER SINGAPORE LAW”. Również zabronionej prawem gumy do żucia nie posiadamy – nie ma więc obaw. Polacy mogą wjeżdżać do Singapuru i przebywać w nim do 90 dni bez wizy. Lotnisko Chiangi zrobiło na nas wielkie wrażenie – wspaniałe toalety, na posadzkach eleganckie wykładziny dywanowe, bezpłatny Internet, śliczny zakątek z orchideami. Przechodzimy prze odprawę szybko, decyduje się wypłacić pieniądze z bankomatu (walutę amerykańską postanowiłem pozostawić na Bali). Staje się posiadaczem singapurskich banknotów 50 dolarowych (w czasie naszej podróży kurs wynosił 1 SGD = 2.7 PLN).  Na wszystkich singapurskich banknotach znajduje się portret Yousufa bin Ishaka pierwszego prezydenta kraju – rządzącego w latach 1965 – 1970. Poszczególne nominały różnią się kolorem wielkością. Co ciekawe ostatnia emisja wprowadziła banknoty 2 SGD , 5 SGD, 10 SGD z polimeru – od razu różnią się w dotyku od papierowych. Ciekawostką dotyczącą singapurskich dolarów jest fakt że banknot 10000 jest najbardziej wartościowym banknotem świata będący oficjalnie w obiegu. Do postoju taksówek jest sprawnie zarządzana kolejka – pracownik lotniska kieruje wszystkim. Tablica informacyjna informuje o cenach za przejazd taksówką do centrum miasta, koszt zależy od godziny (drożej w godzinach szczytu) ale także od rodzaju samochodu, korporacje posługujące się Mercedesami i Lexusami liczą sobie znacznie więcej. Do centrum jest około 26 kilometrów. Wsiadamy do taksówki – i pierwsza bariera językowa – starszy pan który jest naszym kierowcą niespecjalnie wiele potrafi mówić po angielsku i ma najwyraźniej problemy ze zrozumieniem prostej wydawałoby się nazwy hotelu – Conrad (Conrad Cenntenial Sinapore) – pokazuje mu nazwę na rezerwacji hotelowej. Lotnisko z centrum połączone jest drogą szybkiego ruchu, pięknie obsadzoną zielenią, która dzięki klimatowi rośnie tu bujnie. Miasto od początku robi wrażenie czystego i nie do końca azjatyckiego … Ku naszemu zdziwieniu kierowca podjeżdża pod hotel Intercontinental , gdzie pokazuje mu właściwą nazwę hotelu jeszcze raz, okazuje się że nie wie gdzie nasz hotel się znajduje mimo że mam na rezerwacji pełen adres, pomocą służy obsługa innego hotelu i już bez przeszkód trafiamy pod nasz hotel (taksówka wyniosła 24SGD). Conrad Cenntenial to olbrzymie gmaszysko znajdujące się blisko Marina Bay z bardzo dogodną stacją metra tuż obok. Dostajemy pokój na 21 piętrze z widokiem częściowo przesłoniętym sąsiednim hotelem Marina Mandarin – ale i tak widać było całkiem dużo: CBD (Central Business District) – czyli dzielnicą drapaczy chmur, trochę budynków z czasów kolonialnych oraz fragment parku „Gardens by the Bay”. Słówko o pogodzie: od kilku dni przed wyjazdem śledziłem serwisy pogodowe i nie przedstawiało się to obiecująco – dużo deszczu. Dosłownie kilka chwil po rozgoszczeniu się w pokoju i pierwszej singapurskiej kawie zrobiło się zupełnie ciemno: nadciągnęły niskie ciemne chmury z których po chwili lunął rzęsisty deszcz. Przeczekaliśmy aż przestało padać i wyruszyliśmy na pierwszy krótki rekonesans po okolicy – w samolocie udało nam się zdrzemnąć, więc siły dopisywały. Po deszczu była bardzo przyjemna temperatura, po kilkunastu minutach doszliśmy do zatoki Marina Bay.  Pierwsze co się rzuca w oczy to olbrzymi hotel Marina Bay Sands (2561 pokoi) zbudowany przez inwestora z Las Vegas. Mieści w sobie między innymi kasyno, wielki handlowy mall, muzeum, teatry oraz basen typu „innfinity pool” na dachu. Koszt budowy łącznie z ceną gruntu 8 miliardów dolarów amerykańskich. Po drugie stronie zatoki błyszczą wieżowce CBD.  Po stronie naszego hotelu wyróżniającym się obiektem są Teatry w Zatoce – Esplanade Theaters on the Bay – wyglądające jak kolczaste połówki duriana. Nie sposób nie dostrzec też Singapore Flyer – koła młyńskiego o wysokości 165 metrów. Dla pieszych zbudowano Helix Bridge – nawiązujący nazwą i kształtem do budowy DNA (helisa).   Wieczorem kolorowe rozbłyski obrazują strukturę podwójnej helisy. Most jest świetnym punktem widokowym do zdjęć miasta, spotkaliśmy tam również pozującą młodą parę.   Widok zatoki robi największe wrażenie właśnie po zmroku – wszystko bajecznie oświetlone.  Po przejściu mostem Helix znaleźliśmy się …. w piekle. Oczywiście tylko w mojej opinii – jest to wielopoziomowe centrum handlowe „The Shoppes at Marina Bay Sands”. Można tam znaleźć sklepy drogie i bardzo drogie (Manolo Blahnik, Prada, Hermes, Louis Vuitton itp.), restauracje (też odpowiednio drogie),  kanały po których za 10SGD można popływać łódką. Przy końcu centrum znajduje się jeden tańszy przybytek tzw. food hall ( jak to powinno być po polsku ?). Kilkadziesiąt stoisk z jedzeniem z różnych zakątków Azji, olbrzymia ilość ludzi, trudno o stolik. Wybieram kuchnię malezyjską (około 30 SGD), jakaś zupa ala rosół i kurczak z zieloną pastą i jajko na twardo też sosem i cola - jedzenie nas nie zachwyca – na pewno było ostre :) Zaczynamy odczuwać zmęczenie – wracamy tą samą drogą do hotelu, przypomina sobie o nas deszcz który zaczyna siąpić.  

  • Lotnisko Chiangi
  • Nadciąga :)
  • Marina Bay Sands
  • Marina Bay
  • Marina Bay Sands i Helix Bridge
  • Dzielnica biznesu
  • Olbrzymi mall przy Marina Bay Sands
  • Chińskie pierożki
  • Wielkie silniki A380
  • A380
  • Klasa ekonomiczna