Podróż Norwegia po studencku - Spotkanie ze Skandynawią



Był rok 1998. Przepustką do upragnionej podróży było przesunięcie egzaminu licencjackiego na wrzesień. Skandynawia stała przed nami otworem. Po pół roku snucia planów, zakupów sprzętu i byliśmy gotowi. Plan był prosty. Jedziemy autostopem na Nord Cap. Plan wydawał się genialny w swojej prostocie, a sam kraniec Europy wydawał nam się najbardziej interesującym miejscem na świecie. Zgromadzone w ciągu roku fundusze przeznaczyliśmy na zakup potrzebnego sprzętu. W trakcie zakupów okazało się, że wystarczyło nam na solidne plecaki, kiepskie buty, śpiwory z którymi powinniśmy pojechać w zupełnie innym kierunku, najmniejszy i najtańszy namiot (1 powłokowy !) jaki udało nam się znaleźć, coś co nazywało się szumnie kurtką przeciwdeszczową, oczywiście kuchenkę gazową z zapasem nabojów. Cały sprzęt przypięty był do troków plecaka, 3/4 plecaka, czyli cała górna komora wypełniona była prowiantem, który był skrzętnie wyliczony na miesiąc pobytu w Norwegi. Policzyliśmy pieniądze - powinno starczyć na prom. A inne wydatki? Znając zawrotne ceny w Norwegi, zabraliśmy po "wagonie" papierosów z myślą o sprzedaży okazyjnej. Prosty rachunek - 20 paczek po 35 zł, dawał nam bajońską sumę 700 zł. A co najlepsze udało nam się sprzedać każdą paczkę :)

Czerwiec dobiegał końca, nasza ekscytacja sięgała zenitu. Do Oslo mieliśmy dojechać samochodem, z koleżankami które wybierały się tam do pracy. Pierwszy problem pojawił się jak zapakowaliśmy plecaki na dach leciwego Opla Kadeta. Opony ocierały o nadkola i zdawało się że nigdzie nie pojedziemy. Małe roszady, ciężsi do przodu, lżejsi do tyłu i się udało :)

Pierwsza noc w samochodzie, w drodze Wrocław - Międzyzdroje, wszesny poranek na plaży, ładujemy się na prom w Świnoujściu i cały dzień płyniemy do Ystad. Wieczorem jesteśmy w Szwecji, przejeżdżamy jeszcze kawałek za Malmo. Zatrzymujemy się na noc na parkingu. Rankiem ruszamy w dalszą drogę, w jedynym słusznym kierunku - na północ. Popołudniu żegnamy nasze koleżanki i zostajemy sami z plecakami nie dopodniesienia przed dworcem kolejowym w Oslo.

PS.

Przepraszam za jakość zdjęć. Fotki wykonywane były Zenitem TTL, jak się okazało na nie najlepszych materiałach. Do tego skanowane z odbitek, mało profesjonalnie. Mało brakowało, a nie mielibyśmy żadnego zdjęcia. Zaczepił nas Norweg i oferował za Zenita jakieś krocie, pokusa była ogromna, ale odmówiliśmy. To były czasy, kiedy nie było jeszcze ibejów, fejsbuków i taki sprzęt budził zainteresowanie "po tamtej stronie".