Na lato od dłuższego czasu zaczęliśmy planować Islandię. Klamka zapadła: kupiliśmy bilety relacji Kraków-Reykjavik i zarezerwowaliśmy samochód i hotele. W międzyczasie wielu Kolumberowiczom specjalistom od Skandynawi zawracałem głowę co i jak. Ciepłe stroje już były spakowane gdy nagle dostałem złowrogą wiadomość od linii lotniczych, że lot powrotny ze stolicy Islandii do Podwawelskiego Grodu jest skasowany... Alternatywy proponowane przez Iceland Express były nie do przyjęcia, musieliśmy odwołac całą podróż. Ale, że czas i ochotę na poznanie Europy mieliśmy, więc zacząłem szybko sprawdzać jakie to inne ciekawe i bezpośrednie połączenia z Europą ma Kraków. Wybór padł na Malagę, wszak to świetna baza wypadowa po Andaluzji szlakiem Maurów, Carmen, Kolumba, Cyrulika Sewilskiego i innych... 

Lot do Malagi o świcie miał chociaż te zaletę, że na miejscu byliśmy rano tego samego dnia, więc automatycznie i plany mieliśmy ambitne. Lądujemy więc punktualnie w Maladze i szukamy stanowiska naszej wypożyczalni samochodu, który zarezerwowaliśmy na internecie parę dni wcześniej. O czymś takim nikt nie słyszał. Zaczynamy więc sie przyglądac voucherowi, z którego wynika, ze agent ma na nas czekać za bramką. I rzeczywiście. Podpisujemy kontrakt, płacimy i wychodzimy przed terminal. Zamiast Seata jest Opel diesel, ale co tam... Montujemy nasz GPS i ruszamy w strone Ronda. Wkrótce wyjeżdżamy na autostradę. Staramy się uruchomić klimatyzację, ale z otworów zamiast chłodnego orzeźwiającego powietrza cały czas leci takie jakby było włączone ogrzewanie. Nie mogąc sobie z tym poradzić zjeżdżamy i teraz próbuję na spokojnie, ale nic. Ciepłe powietrze nadal bucha nam w twarz. Dzwonimy do agenta, ktory mówi, że oddzwoni, ale postanawiamy wracać nie czekając. Całe szczęście, że nie odjechaliśmy daleko. Oddajemy im samochód i postanawiamy poszukać czegoś na własną rękę. Za 40 euro więcej mamy nowego Renaulta ze sprawnie działająca klimatyzacją. Co zrobić, wakacje nam się zaczęły 3 godziny później :-) 

Droga do Rondy mija nam szybko, bo trasa wiedzie częściowo przez góry i widoki są całkiem ładne. Szkoda tylko, że nasz samochód nie ma mocniejszego silnika, ale w końcu nie startujemy w wyścigu. W Rondzie zaczynają się jednak nieplanowane problemy nawigacyjne, bo przez godzinę robimy pętlę coś na kształt precelka. Pod wiaduktem w lewo, później pierwszą w prawo, wjeżdżamy znowu na wiadukt, tam pierwszą w lewo, następnie zawracamy znowu pod wiadukt i tak w kółko. W końcu głodni i zmęczeni postanawiamy pojechać do centrum i coś zjeść i zasięgnąć języka. Udaje nam się znaleźć parking i szukamy otwartej o tej nietypowej porze restauracji. Wreszcie coś jest! Ale jesteśmy głodni! Kelnerki nam tłumaczą jak dojechać na miejsce. Z ich słów wynika, że hotel jest kawałek za miastem. O dziwo nasz GPS też jakby potrzebował odpoczynku, bo zaczął nas prowadzić całkiem dobrze. Zrazu nieufni, stwierdziliśmy, że chyba chce się zrehabilitować i posłusznie dajemy się prowadzić do celu. 

Hotel prowadzi miłe angielskie małżeństwo. Wreszcie możemy się napić drinka i zjeść deser. Teraz czujemy jak bardzo jesteśmy zmęczeni. Jest już 10 wieczór, ale jest nadal jasno. Postanawiamy zweryfikować nasze ambitne plany zwiedzenia Gibraltaru i Kadyksu. Rano następnego dnia wracamy do Rondy aby nieco po niej pochodzić, bo dzień wcześniej ani nie mieliśmy siły ani czasu. Największą atrakcją miasta jest jego niezwykłe położenie. Przez sam środem Rondy przechodzi głęboki na 120 metrów skalny wąwóz. Na jego obu krawędziach stoją stare kamienice a obie części miasta łączą 3 stare mosty. Największy i najmłodszy Puente Nuevo pochodzi jednak z II połowy XVIII wieku. Inną osobliwością malutkiej choć bardzo starej Rondy jest najstarszy w Hiszpanii ring do walki byków z 1784 roku.

  • Ronda
  • Ronda
  • Ronda
  • Ronda
  • Ronda
  • Ronda
  • Oj głęboko! Ronda
  • Ronda
  • Ronda, ploteczki :-)
  • Ronda, Puente Nuevo
  • Ronda, Puente Nuevo
  • Ronda