Mieliśmy lecieć do Egiptu całorodzinnie , ale wybuchły zamieszki, potem pomyśleliśmy o Maroku, ale znajomi odradzają, bo tam mogą wybuchnąć zamieszki, o mamusiu, to gdzie polecimy...... Z ogromu katalogów, które naznosiłam z biur podróży ( mąż się śmieje, że mając ich tyle sama mogę sprzedawać wycieczki ) wybraliśmy Peru.
A o Peru marzyliśmy od dawna, kultura Inków zawsze bardzo nas interesowała, nie byliśmy jeszcze w Ameryce Południowej. No to ...lecimy do Peru, smutno było zostawić dzieci, bo to nasza pierwsza wyprawa we dwoje odkąd je mamy, ale jak się powiedziało a to i trzeba powiedzieć b.
Lecimy przez Amsterdam, który przywitał nas mgłą. Będziemy w Peru od 15 do 25 marca 2011. To nasza pierwsza wycieczka zoorganizowana przez biuro podróży, trochę się tego zoorganizowania obawiamy i zastanawiamy się jakich to kompanów będziemy mieli do wspólnego zwiedzania. Z kilkoma osobami poznajemy się już na lotnisku w Amsterdamie, z perspektywy czasu grupa okazała się bardzo fajna. Bardzo lubię lotniska, mnogość różnych ludzi w strojach odpowiadających ich kulturze, różnorodność języków, za to nie lubię długich lotów. A do Limy monitor na pokładzie pokazuje, że jest 10530 km do pokonania, 13 godz lotu. Lecimy nad Morzem Północnym, południowym skrajem WLK. Brytanii i dalej przez Ocean Atlantycki nad Azorami. Po locie, który jak nam się wydaje nigdy się nie skończy wreszcie lądujemy, z okien samolotu widać Andy,trochę dżungli i Miasto Mgieł - tu zaskoczenie , powitało nas słońce.
Lima to miasto leżące na pustyni, choć z jednej strony ma dostęp do Pacyfiku, mamy się o tym przekonać jutro, bo dziś już nic nie widać , jest 18,30 , słońce zaszło i zrobiła się od razu ciemna noc. Póki co jedziemy do hotelu położonego w dzielnicy Miraflores, co znaczy patrz kwiaty, przez 10 dni " opiekował " się będzie nami Pan Marcin - nasz przewodnik, który od 6 lat wraz z żoną Peruwianką mieszka w Limie. Już w autokarze straszy nas, jak to w Peru jest niebezpiecznie i żeby nie chodzić nigdzie samemu. Peru to kraj III świata, ale najbezpieczniejszy w Ameryce Południowej. Do hotelu pzyjeżdża Pan Cinkciasz, czyli przenośny kantor wymiany walut, od razu wymieniamy część dolarów na sole, kurs identyczny jak na lotnisku, a w stosunku do złotówki sol ma się jak 1:1 . Od pani Danuty, właścicielki miejscowego biura podróży, które właśnie tam na miejscu organizuje naszą wycieczkę dostajemy pierwsze gadżety - pamiatki i śmiejemy się, że stajemy się gadżeciarzami. Pani Danuta wita nas narodowym napojem Peru - pisco soure - bardzo pyszny drink, z wódki o tej nazwie z winogron, białka kurzego, soku z limonki a wszystko posypane cynamonem. Pycha.
Grupa nasza liczy 20 osób, w Polsce już głęboka noc, czas w Peru to 6 godz na minus, czas przygotować się na jutrzejsze zwiedzanie.