Danię opuszczałem z uczuciem ulgi. Po dwuletniej bytności w kraju duńskim wszystko mnie tutaj męczyło. Czułem się coraz bardziej obco, coraz bardziej wyalienowanym. I mimo, że miałem tutaj mnóstwo przyjaciół, wielu interesujących ludzi, odczuwałem w sercu pustkę. Być może ziemia rodzinna głośniej ku sobie przywoływała, być może dotknęła mnie choroba, która targała wieloma emigrantami w okresie różnych wieków. Być może wreszcie, i chyba tą argumentację uznałem za najbardziej racjonalną, byłem zwyczajnie zmęczony, przesiąknięty szarością, nijakością tego kraju. Ilekroć wracałem do Danii z różnorakich wojaży po głównie Starym Kontynencie, tylekroć zdawałem sobie sprawę z ułomności tego kraju, z wieloaspektowej ubogości dawnej ziemi Wikingów, z jej bladości w porównaniu do tych innych wizytowanych krajów.

Bo czyż może zachwycać kraj, w którym królują deszcze, słoty i wiecznie jesienne temperatury, gdzie zanurzenie stóp w morskiej wodzie może wprawiać organizm w stany hipotermiczne, gdzie złakniony przyjaznej aury organizm jako święto przyjmuje dzień, gdy słońce nieśmiale wygląda zza grubej zazwyczaj warstwy chmur.

I bynajmniej nie mało przyjazna aura stanowiła asumpt do takiego, a nie innego oceniania Danii. Wszak można by wymieniać wiele przykładów krajów skapanych deszczem, tonących w mrokach pogodowego nieużytku, a mimo to nadzwyczaj urokliwych i w pamięci widza, ich walory podziwiającego, trwale się zapisujących. Z autopsji wymienić mogę ot choćby Norwegię czy Irlandię. Im podobnymi walorami Dania nie może się jednak chełpić. Mimo rozbudowanej lini brzegowej Dania nie zachwyca pięknymi plażami, a te kilka którymi kraj ten lubi się chlubić, nijak nie wytrzymują porównania do prawdziwych plaż. Kilka klifów, o których istnieniu wspominają duńskie przewodniki, podobnież bledną w porównaniu do tych z innych krajów. Podobnie duńskie fiordy, które stając w konkury z norweskimi musiałyby być zakwalifikowane do zdecydowanie niższej ligi. Lasy, czy w ogóle można mówić o ich występowaniu na duńskiej ziemi. Pięknie zielony, lesisty w zamierzchłych czasach półwysep Jutlandzki, wskutek działalności agralnej człowieka został doszczętnie wyjałowiony i wylesiony. Majestatyczne góry, widok który codziennie wprawia mnie w zachwyt i dumę, gdy tylko wyjrzę przez okno, i one w Danii są obce. Pagórek stusiedemdzisięcio – metrowy z groszem, pełnący zaszczytną funkcję najwyższego szczytu tegoż kraju, w moich stronach znajdowałby się kilka poziomów poniżej fundamentów mojego domu. Nic z wymienionych rzeczy nie sposób na duńskim łonie podziwiać. Pozostaje tylko znaleźć jakieś plusy w nieskończonej masie pól, agralnych posiadłości, które dominują w duńskim krajobrazie. Czy wszystkie te przywary, a wymienić możnaby jeszcze kilka, nie stanowią wystarczającego powodu do wykształcenia się w mojej głowie negatywnego wizerunku duńskiej ziemi. Wprawdzie Duńczycy próbując nadrobić naturalne niedobory atrakcyjności swego kraju tworzą substytuty, sztuczne twory, przyciągające masy na ich łono, starając się choć w ten sposób wyzuć turystów z poczucia rozczarowania. W ten sposób otwierają Legolandy, wielkie parki rozrywki, dzikie safari, sztuczne dżungle, inne podobne twory. Nijak one nie zastapią jednak dóbr, atrakcji płynących wprost z natury. Atrakcji, które potrafią zachwycać, zdumiewać, wprawiać w nieograniczony podziw dla twórczych sił przyrody.

Podobnież bogate ślady historii, punkty jak magnes przyciągające umysły żądne pławienia się w ich zamierzchłej historii i nieprzebrzmiałej sławie. Zamków, pałaców na duńskiej ziemi co kot napłakał. Te, które po żmudnych poszukiwaniach odnajdziemy, nie zachwycają. Podobnież ciężko znaleźć architektoniczne perełki romańskie, gotyckie, czasów renesansu, wszystkie które najtrwalszy ślad w myślach podziwiającego pozostawiają. Zabudowa szachulcowa, ceglany gotyk nijak nie licują z architektonicznymi cudami południowej i środkowej Europy. Na polu architektonicznym, polu bogatej spuścizny historycznej, i tutaj Dania nie stanowi miejsca spędzającego myśli podrózników, czy nawet zwykłych turystów.

Toteż zapewne są powody, dla których Dania generalnie omijana jest przez turystyczne grupy. Toteż zapewne jest i powód dla którego także ja odbierałem Danię niezbyt przychylnym okiem.

Mówi się, że czas leczy rany. Czas jednak ma jeszcze jedną fenomenalną właściwość, ano taką że jego upływ umożliwia także spojrzenie na pewne rzeczy, fakty, z innej, częstokroć znacznie szerszej perspektywy. I takie właśnie przeobrażenia nastąpiły w mojej głowie. Z perspektywy czasu zacząłem dostrzegać białe plamki na zupełnie przedtem czarnym firmamencie duńskim. Od tej pory szara, byle jaka, nudnawa Dania zaczęła nabierać właściwych barw. Nie stała się nagle krajem obfitującym w naturalne atrakcje, krajem o niezwykle bogatej spuściznie historycznej, architektonicznej. Jej ubogość, surowość w tym względzie nie zmieniła się, nie wzniesiono gotyckich kościołów, renesansowych pałaców z przepięknymi ogrodami, nie wyrosły góry, lasy, nic z tych rzeczy. A mimo wszystko uznałem, że jednak Danii jest dane, że jednak na swój sposób jest krajem atrakcyjnym. Krajem, o którego bogactwie, walorach przekonać się można dopiero poprzez dłuższe w nim przebywanie. Danii jest dane dzięki cudownym ludziom, którzy ten kraj zamieszkują i tworzą. I to jest właśnie największe bogactwo tego kraju.

Pogodni, otwarci, rozumiem dlaczego w rankingach na najlepsze miejsca do życia Dania zajmuje czołowe pozycje. To właśnie Duńczycy stworzyli swoje państwo dobrobytu, społeczeństwa obywatelskiego, państwo o minimalnej dysproporcji materialnej pomiędzy swymi obywatelami, państwo o wzorcowym transporcie, służbie zdrowia. Oj, można by wymieniać w nieskończoność, a nie w tym rzecz. I mimo, że na wzorcowym wydawałoby się obrazie duńskiego społeczeństwa widać rysy, choćby w postaci braku asymilacji przez środowiska imigranckie, gdzie przestępczość stoi na zastraszającym poziomie, urągającym ideom państwa duńskiego, czy też dostrzegalnej okiem postronnego obserwatora skłonności do alkoholizmu, niezmienia to faktu, że wartością duńskiej ziemi są obywatele ją zamieszkujący.

Społeczeństwo duńskie jest swego rodzaju fenomenem. Istotę jego bytu wyraża nieustanna walka pomiędzy wartościami, między nowoczesnością przenikającą je na wskroć i niesioną przez światowe trendy, a tradycjonalizmem, poczuciem odpowiedzialności za zachowanie wartości zbudowanych przez poprzednie pokolenia.

Dania jako pierwszy kraj Starego Kontynentu zalegalizowała aborcję, związki homoseksualne, pornografię. Internet śmigał w duńskich domostwach wcześniej niźli w naszym kraju wiedziano w ogóle czym jest komputer. Dania postawiła na nowoczesne rozwiązania w gospodarce. Ukształtowano w pełni zautomatyzowane rolnictwo, czym zyskano status jednego z liderów tej branży na kontynencie. Postawiono też na pełne postępowych, nowatorskich rozwiązań budownictwo, chełpiące się szklanymi domami, czy też majestatycznymi mostami. Energię w znacznym stopniu oparto na osiągach górujących w duńskim pejzażu wiatraków (ok 30 % udziału w energii kraju). Przykładów zastosowania innowacyjnych, światłych rozwiązań, rzutujących na świadomość i kształt duńskiego społeczeństwa, można by tak wymieniać bez liku.

Z drugiej strony Dania stara się zachowywać wartości, na których zbudowała swoje opiekuńcze państwo. Wyrażają się one dozgonną i niepodważalną miłością do monarchii, nawet gdy pociąga to za sobą znaczne koszty. Za społeczeński obowiązek uważa się tu często praktykowaną publiczną zbiórkę na renowację królewskich zamków. Powszechnym jest też uwielbienie do flagi narodowej, akcentowane na każdym kroku. Widok domostw, nad którymi majestatycznie powiewa duński biały krzyż w czerwonym otoczeniu jest nierozerwalnym elementem duńskiego pejzażu. Podobnież ma się rzecz z umiłowaniem miejscowej waluty – korony, która w dalszym ciągu nie ugięła się przed presją unijnego euro. I tutaj przykładów można by wymieniać masę, co tylko dobitnie podkreśliło by silną więź duńskiego społeczeństwa z dorobkiem wypracowanym przez wcześniejsze pokolenia.

Od siebie mogę nadmienić o dwóch cechach duńskiego społeczeństwa, które na mnie wywarły nieprzenikajace wrażenie. Pierwszym jest niesamowicie rozwinięta świadomość ekologiczna. Jej przejawem jest niebywała czystość. Znalezienie miejsc jej urągających wydaje się niemożliwym. Powszechnym natomiast jest odnajdywanie miejsc użytku publicznego typu toalety etc. w miejscach nawet wydawałoby się zapomnianych przez opatrzność.

Zwrócić również należy uwagę na umiłowanie minimalizmu i prostoty, co wydawałoby się, mając w świadomości status dobrobytu duńskiego narodu, za rzecz nie do pojęcia. Duńczykom obca jest, dowodów na postawioną tezę doświadczyłem aż nadto, chęć imponowania, chełpienia się swym statusem materialnym. Powszechnie praktykowana w krajach rozwiniętego kapitalizmu, również i u nas, zasada zastaw się, a postaw się, w Danii nie znajduje zbytnio racji bytu. Proste domostwa, pozbawione barykadziastych płotów, wolne od okiennych firanek, nijak nie świadczą o zamożności miejscowego społeczeństwa. Dla mnie wzorcowym przykładem są tutaj utrzymane w harmonii z naturą, wolne od przyciężkawych płyt nagrobkowych, nad którymi łatwiej skręcić nogę niż uronić nostalgiczną łzę, wprost kipiące urokliwą prostotą, duńskie cmentarze. Podobnież samochody, stanowiące w naszych szerokościach powód do dumnego wyprężnia klaty, u Duńczyków nie powalają na kolana. Ba, znaczna część społeczeństwa miast podnosić swoje ego coraz to nowszymi modelami samochodów, rezygnuje z nich zupełnie, wyraz umiłowania oddając jednośladom z nożnym napędem. Sytuacje takie mają miejsce nawet pośród członków duńskiego parlamentu. U nas niestety nie do pomyślenia...

Poniżej przedstawiam kilka duńskich miejsc, w których miałem sposobność przez dłuższy lub krótszy okres czasu bywać, a które moim zdaniem warte są wzmianki :