Podróż Autostopem po Portugalii - dzień 1: zgubiony bagaż, pierwsze wypady na Alfamę



2008-07-18

Wycieczka zaczęła się średnio. Minus numer jeden był taki, że lecieliśmy z przesiadką. W Amsterdamie mieliśmy godzinę przerwy. Na dodatek z Warszawy lecieliśmy dość wcześnie; w efekcie tą godzinę przedrzemaliśmy jakoś na niezbyt wygodnych krzesełkach w poczekalni przy bramce do samolotu. Minus drugi był taki, że po dotarciu do Lizbony okazało się, że nasze bagaże nie doleciały razem z nami. Po kilku godzinach stresu dowiedzieliśmy się, że oba plecaki zostały w Amsterdamie. Na szczęście przewoźnik w takich przypadkach zapewniał pechowym pasażerom zestawy pierwszej potrzeby (kosmetyki, szczoteczka, pasta, tshirt, skarpetki), nie zostaliśmy więc kompletnie na lodzie. Pomimo pewnego dyskomfortu (Magda była w pełnych butach, bo w samolocie jest zimno), połaziliśmy trochę po Lizbonie. Hostel, zarezerwowany kilka dni wcześniej, okazał się być ulokowany na samym skraju Alfamy. Miejsce zrobiło na nas przykre wrażenie w pierwszej chwili - odrapane budynki, wszechobecny smród moczu, niezbyt ładnie wyglądający ludzie. Z poczuciem pewnego zawodu usiedliśmy nad brzegiem Tagu z piwkiem i patrzyliśmy na wschód księżyca.