Wybrałem się "na Sylwestra" do Tokio. Koncept ponad dwutygodniowego wypadu podczas przerwy świątecznej, powity w Londynie w 2007, wśród znajomych nie spotkał się raczej z reakcją: "OMG you're going to Japan"! Bardziej z: "Japonia jest droga... and so fucking boring". Made in Japan = Made in Germany... to równanie w moim pamiętniku z lat 80tych spowite było fascynacją masowo produkowanych dóbr z wyższej półki. Roboty i komputery, Panasonic i Sony. Podczas prowadzenia pamiętnika, w moich nastoletnich latach, nie jadłem sushi na obiad i nie miałem niczego made in gdziekolwiek (chyba, że Made in USSR tak jak te bezwonne cukierki w plastikowym kokonie o kształcie budzika o ultra post-czarnobylowskim błękitnym odblasku) ale też nie marzyło mi się odkrywanie Kraju Kwitnącej Wiśni na własnych zasadach.