Podróż Bułgaria od środka, czyli o zbawiennym braku planu - Kyrdżali - Happy Hippie



2008-08-30

Ta podróż zaczęła się wcześniej (o  tak). Ale bułgarskie wybrzeże tak bardzo różni się od tego, co dzieje się w "inlandzie", że właściwie od Kardżali zaczął się nie nowy etap, ale całkowicie nowa podróż. Dlaczego do Kyrdżali wytłumaczyłam już tu. 

Do samego miasta docieramy autobusem z gatunku "luksusowych" - jest klimatyzacja, nie ma tłoku, jedzie tylko 5 godzin, jest nawet TV. Pan kierowca puszcza film z VHS :) Chwilę się nawet cieszymy, bo film ewidentnie po angielsku, ale niestety okazuje się, że w Bułgarii w trosce o śpiących podróżnych nie włącza się głosu a film pokazywany jest z napisami po bułgarsku. Spokojnie więc wracamy do oglądania krajobrazów. Pan siedzący obok częstuje wódką z butelki po mineralnej, ale dla nas jeszcze za wcześnie a alkoholu wystarczy z wydychanego przez niego powietrza. 

Docieramy na miejsce bez specjalnych przygód. Nie wiemy, czy nasz host otrzymał wiadomość, nie wiemy, czy znajdziemy internet, nie wiemy co dalej, pora więc na papierosa :) Na stacji pusto. Kilka babuszek i jeden "Jezus" albo "Robinson" (zdania mamy podzielone) z brodą, długimi włosami i boso. Jakoś od razu wiemy, że to David, nasz gospodarz. 

Z jakiegoś powodu nie pamiętamy, że David mieszka pod Kyrdżali, kiedy więc wyjeżdżamy taksówką za miasto zaczyna się myślawka. Zdajmkapelusz jak zwykle spokojna, ja zastanawiam się, jak to będzie umrzeć na bułgarskiej wsi. W końcu docieramy na miejsce (15 km to kawał drogi, w nocy, w taksówce, w nieznanej okolicy). I wtedy zaczynamy sobie przypominać - faktycznie remontuje starą szkołę, którą kupił jakiś czas temu, żeby urządzić w niej eko-hostel. Hostel ma się nazywać Happy Hippie. Hippie już znacie, Happy to suczka, która dzielnie pilnuje bramy i pochłania niewiarygodne ilości jedzenia. Duet idealny.

Na miejscu czeka już na nas Beth - wolontariuszka z Bath, która pomaga Davidowi w remoncie. Aha, żeby nie było za prosto, David jest z RPA.

Witają nas po bułgarsku - piwem, plackiem z serem i rakiją. Ta ostatnia smakuje jak śliwkowy clerasil. Nie, przesadzam. Jest smaczna, ale tak piekielnie mocna, że po łyku zaczynam prawie płakać i tak, popijamy piwem. Pierwszy raz podczas wyjazdu cieszę się, że przez leki nie mogę pić. Zdajmkapelusz może i nie wykręci się z kolejnych shotów. Noc jest piękna, wszyscy wstawieni/pijani/śpiący. Opowiadamy historie z najdziwniejszych podróży, momentów, jakieś okruchy wspomnień. David najwyraźniej był wszędzie. Beth ma 19! lat i widziała pół świata.

W dodatku wszyscy wreszcie po angielsku (wiem, to uwaga godna "polskiego turysty" i ja wcale nie oczekuję, że każdy na świecie będzie mówił po angielsku, ale cieszymy się, że można swobodnie porozmawiać). Umieramy cicho w naszym "barłogu" wczesnym rankiem.

Z poczuciem, że Kyrdżali to był doskonały strzał.  

WSZYSTKIE ZDJĘCIA Z HAPPY HIPPIE by ZDEJMKAPELUSZ:)

  • Pokój gościnny
  • Kuchnia
  • Prysznic :)
  • Prysznic
  • Od progu wiadomo, gdzie jesteśmy
  • Happy
  • Beth dzielnie maluje okna