Erasmus, zagraniczne stypendium realizowane przez studenta w innym państwie Unii Europejskiej (lub aspirującym do wstąpienia do UE, jak Turcja) stało się już doświadczeniem legendarnym. A potem sztampowym. Tego typu wyjazd stał się niemal obowiązkowym punktem życiorysu młodego człowieka i w związku z tym stracił na powabie i egzotyczności. Pewnie wszystko już zostało powiedziane o szalonych imprezach erasmusowych (słownik podpowiada mi w tym miejscu „przymusowych” i chyba jest coś na rzeczy), o zdawaniu egzaminów w nieznanym języku, o życiu w komunie na modłę „auberge espanole” o zagubieniu się aby w końcu odnaleźć swoją drogę życiową. Mimo to, postanowiłam prowadzić ten niewielki, skromny blog w którym podzielę się wrażeniami z sześciu miesięcy spędzonych za Pirenejami. Dziś wszyscy podróżujemy więc często miejsca, które odwiedzam są już znane moim znajomym. Dlatego nie będę skupiać się na zabytkach, muzeach, miastach czy, nie daj Boże! corridzie, a postaram się zwrócić uwagę na ludzi, twarze i obyczaje.
Podróż Pół roku za Pirenejami - Zaproszenie do podróży
2010-10-25