Podróż Malta experience - Siedem powodów by przetestować maltańskie autobusy



Przesadą byłoby stwierdzenie, że Malta to raj dla podróżników. Cóż... To po prostu jeszcze jeden kurort na Morzu Śródziemnym. W dodatku niemalże cały kraj można w ten właśnie sposób traktować, bo poza kilkoma (mocno naciągając znaczenie tego słowa) odludnymi miejscami, wszędzie znajdziemy turystów i przeznaczone dla nich atrakcje.

Jest jednak jedna rzecz... a właściwie 504 rzeczy... które urzekły mnie absolutnie: lokalne, maltańskie autobusy!

Po pierwsze: są najzwyczajniej w świecie ładne, by nie powiedzieć śliczne. Żółto-pomarańczowo-białe, czasem z czarnymi dodatkami i całą masą niklu, chromu i wszystkiego co błyszczy w słońcu.

Po drugie: są stare. Bardzo stare! Większość ma 50-60 lat! Oczywiście zdarzają się nowsze i zupełnie nowe pojazdy. Z klimatyzacją, niskopodwoziowe, przystosowane do przewozu niepełnosprawnych i ze wszelkimi dobrodziejstwami nowoczesnej techniki, jakie tylko można sobie wyobrazić. No... choćby taki banał jak amortyzowane zawieszenie. Kto by się nad tym zastanawiał? Właśnie! Nikt! Dopóki nie przejechałby kilkunastu kilometrów nie najlepszymi, maltańskimi drogami autobusem owego dobrodziejstwa pozbawionym. słowo "trzęsie" nabiera zupełnie nowego znaczenia...

Po trzecie: dojeżdżają praktycznie wszędzie. Po mniej więcej 17. latach mieszkania na wyspie, kiedy już opanuje się do końca zawiły rozkład jazdy, trasy, rozmieszczenie przystanków i (co niebanalne) system komunikowania się z kierowcą za pomocą odpowiednich machnięć ręką (stojąc na przystanku) i obsługi wysoko wyspecjalizowanych urządzeń sygnalizujących zamiar opuszczenia wehikułu (linka wzdłuż dachu zakończona dzwonkiem), podróżowanie autobusami może być naprawdę praktyczne. Praktyczne... nie przyjemne. Nie mylmy pojęć.

Po czwarte: są tanie. Przy krótkich, pojedynczych przejazdach to kwestia około 50. eurocentów. przy dłuższym, turystycznym pobycie, najlepiej zaopatrzyć się w bilet kilkudniowy. Za tygodniowy zapłacimy jedyne 13'98 euro i możemy jeździć do woli.

Po piąte: kierowcy! Kilku było/jest miłych. Pomogą, poinformują, zagadają, uśmiechną się... ale większość... cóż... skoro ktoś wybiera się w podróż 60. letnim gratem, musi być przygotowany na mocne wrażenia. Oszukują (żartują?) co do trasy, mylą się przy wydawaniu reszty, kwestionują ważność biletu i ogólnie bardzo uprzejmie odnoszą się do pasażerów... "move back!!!". Podobno... taką w każdym razie słyszałem historyjkę od znajomego Brytyjczyka, który w latach 60. służył w (jeszcze) kolonialnej armii... dawniej większość kierowców stanowili byli więźniowie. Ot... po wyjściu na wolność nie mogli znaleźć pracy, więc siadali za kółkiem. Odnoszę wrażenie, że historia nie jest całkowicie wyssana z palca...

Po szóste: podobne sytuacje mają podobno miejsce w Irlandii. Nie wiem, nie byłem, ale... aglomeracja Valletty, kilkanaście (o ile nie kilkadziesiąt) miast i miasteczek absolutnie zatłoczonych i zakorkowanych. Nagle, kierowca dostrzega, że z naprzeciwka, innym autobusem, nadjeżdża jego przyjaciel. Co robi? oczywiście zatrzymuje się jak najbliżej środka jezdni, otwiera okno i dyskutuje w najlepsze. Pół biedy, jeśli chcą się tylko wymienić drobnymi. Gorzej, jeśli rzeczywiście mają o czym rozmawiać...

I po siódme w końcu: korzystanie z lokalnego transportu, to naprawdę bardzo praktyczne, (czasem) przyjemne i niezapomniane doświadczenie.

  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy
  • Maltańskie autobusy