Z racji, że temperatura wody w morzu na początku kwietnia nie zachęcała do kąpieli, udaliśmy się do pobliskiej miejscowości Korbus, słynącej z gorących źródeł. Co ciekawe przewodnik Lonely Planet, wspomina lakonicznie tylko o tym miejscu jednym zdaniem, ale na szczęście zobaczyliśmy zachęcające zdjęcia w przewodniku znajomych i decyzja była szybka.
Osiem osób nie zmieściło się jednak do jednej taksówki, która stała pod hotelem. A cwany taksiarz nie chciał nic zejść z ceny ani wezwać żadnego kolegi z drugim autem. Na szczęście podjechała inna taksa z miasta odwożąca do naszego hotelu wycieczkowiczów z Tunisu. Tuniski taksiarz powiedział, że pojedzie i to za rozsądną cenę, a nawet może zrobić dwa kursy, by po odwiezieniu nas do Korbus wrócić po resztę grupy. W negocjacjach przydała się podstawowa znajomość francuskiego i język migowy, bo chłop ni w ząb nie znał angielskiego, nawet liczebników. W każdym bądź razie miał nas odwieźć z powrotem też na dwie tury za cene znacznie mniejszą niż taksiarz spod hotelu. Tak też zrobiliśmy.
Ze wzniesienia w Korbus, po drugiej strony Zatoki Tuniskiej, widać zabudowę Kartaginy. Samo miejsce z gorącym źródłem położone jest nad samym morzem. Woda o temperaturze ok. 70 stopni wpada po skałach wprost do chłodnego morza. Tam się miesza stwarzając świetne warunki do kąpieli. Przy zabudowanej części źródełka byli miejscowi kuracjusze, kobiety i mężczyźni, którzy napawali się wdychaniem siarkowych oparów. Gorąca woda nie dawała możliowości zanurzenia w niej nawet stóp na chwilę, bo mogło się to skończyć poparzeniem.
Koło źródła kręcił się sympatyczny, starszy człowiek-karzeł, ktoś jakby opiekun źródła. Przestrzegał przed zanurzaniem się w gorącej wodzie i zalecal samo wdychanie, chętnie też pozowal do zdjęć. Gdy nas dostrzegł handlarz z pobliskiego sklepiku, a byliśmy tam jedynymi obcokrajowcami, podszedł proponując że może nam przynieść drinki i coś do jedzenia. Chcieliśmy zamówić zimne piwo, ale się tylko uśmiechnłl i dał nam do zrozumienia, że to niemożliwe. W Tunezji obowiązuje zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych, co nas tak bardzo nie dziwi, bo u nas w Kielcach też takowy zakaz obowiązuje pod karą grzywny.
Po kuracji wdechowej zdecydowaliśmy się na kąpiel w morzu pod gorącym źródłem. Zabawa była przednia, choć fale trochę utrudniały spokojną kąpiel w tym naturalnym jacuzzi. Zajadaliśmy sobie przepyszne, duże, pachnące truskawki kupione na straganie po drodze i poczuliśmy, że tego nam właśnie było trzeba. Nagle z wody, tuż obok nas wynurzył się płetwonurek, który trzymał w ręce kusze i swoją podwodną zdobycz. Po jego wyjściu z wody okazało się, że upolował sporawą ośmiornicę, która jest tu uważana za przysmak. Dziewczęta jakoś jednak zaczęły się czuć w wodzie niepewnie i nalegały żeby wrócić na górę do wdychania.
Podobno woda z tego źródła jest dobra na schorzenia skóry, drogi oddechowe, a nawet wzmaga potencję...Oj, siedząc tam sobie w tak cudownych warunkach, łatwo można było w to uwierzyć.