Podróż El Condor Express - Peru i Boliwia - Wstęp



2010-04-03

PERU 2009

właśnie przed chwilą strasznie się wkurzyłem, gdy moja ‘sąsiadka’ z fotela przede mną opuściła oparcie i nie mogłem, już dostać się do klawiatury notebooka. Teraz mój nos cierpi, ponieważ jedyne wolne miejsca w autobusie podążającym na południe Panamericaną znalazły się koło ubikacji. Ale cóż…

Cofnijmy się o dwa dni.Przedwczoraj o 16-tej czasu miejscowego, samolot Boeing 777-300R linii KLM, lot z Amsterdamu do Limy dotknął pasa startowego w Limie. Zresztą w powszechnym odczuciu, w boeingu było o kilka centymetrów więcej miejsca na nogi niż w airbusie którym lecieliśmy w ubiegłym roku do Nowej Zelandii. Można powiedzieć, że kilka centymetrów to prawie to samo, ale PRAWIE robi w tym wypadku wielką różnicę…

Kilka słów na początek…

Byliśmy z biurem podróży (tak, wiem że to nie uchodzi wśród profesjonalnych podróżników) na dwutygodniowej wycieczce po Peru i Boliwii. Droga naszej "autobusówki", wiodła przez Limę, wyspy Ballestas, płaskowyż Nazca, miasto Arequipa, kanion Colca (także kondory), miasto Puno, jezioro Titicaca, Tiwanaku (to już Boliwia), dalej La Paz, z powrotem do Puno przez Copacabanę (ale nie tę w Brazylii), i dalej do Cuzco, i stamtąd Machu Picchu, Święta Dolina Inków rzeki Urubamby, i okolice… Wrażeń mnóstwo, a przy okazji najbardziej męcząca wycieczka jak na razie. Większość czasu na wysokości w okolicach 4000 (cztery tysiące) metrów nad poziomem morza, a najwyższy punkt 4910 mnpn, czyli prawie DWA RAZY WYŻEJ niż Rysy… Egzotyka jak dla mnie wielka.

Niniejszy tekst jest bardzo osobistym i subiektywnym opisem wycieczki w sierpniu 2009 roku. Nie jest materiałem naukowym ani rozprawą fachową, więc mogą w nim się znaleźć pewne przekłamania co do nazw miejscowości, czy pewnych faktów przekazanych przez osoby trzecie (przewodnik, pilot, …), bądź wynikające z niewiedzy piszącego te słowa - z góry przepraszam.

Starałem się informacje jakoś weryfikować, ale nie wszystko mi się udało, a także nie na wszystko miałem czas. Z góry przepraszam. Liczba mnoga używana w treści jest wyrazem poglądów przede wszystkim moich, w dużej części także mojej Żony, a czasami także pewnej części grupy, ale wtedy zaznaczyłem to wyraźnie.W opisie wycieczki starałem się unikać opisów zachowań współuczestników. Imiona zostało zmienione, a wszelkie podobieństwo opisanych wypadków do rzeczywistości NIE jest przypadkowe :)

Wszystkie zdjęcia dołączone do tego tekstu zostały wykonanie przeze mnie, ewentualnie przez osobę która na moją prośbę uwieczniła mnie na matrycy aparatu. Zdjęcia nie są montowane, a obróbka ograniczyła się do czyszczenia (o ile było niezbędne), kadrowania, wyrównywania (obracania) i podstawowej korekty barw. Zdjęcia wykonałem aparatem Canon 40D z obiektywem podstawowym 17-55/2,8 IS USM i tele 70-200/4 IS USM.

Przyznaję, że czasami musiałem usunąć z kadru jakieś niepotrzebne elementy, np. kable zasilające, barierki czy też kilkanaście osób na Machu Picchu. Mam jednak nadzieję, że usunięcie z kadru nie spowodowało urazów w ich życiu doczesnym - w końcu nie jesteśmy w kraju Voodoo.... 

Kończąc już ten wstęp, muszę przyznać, że ten wyjazd dał nam jeszcze jedną niespodziewaną okazję, a mianowicie w hotelu gdzie zdecydowaliśmy się spędzić kilka godzin przed odlotem z Warszawy, dane nam było spróbować polskiego wina, o którym dość głośno było niedawno w mediach. Rzeczywiście wino Feniks (białe, półwytrawne i bardzo ciekawym bukiecie), nie daje powodów do wstydu. Drugie typu riesling, było nieco za kwaśne, ale … Na początek z pewnością nie straszy. 

No i to by było na tyle. Miłej lektury i oglądania zdjęć.

Zaczynamy…

  • Schiphol
  • Okęcie
  • terminal