Chciałem te fotki pomieścić w podróży do Puszczy Kampinoskiej, ale uznałem, że warto zrobić z nich podróż osobną. Dlaczego? Ponieważ łabędzie są moimi ulubionymi ptaszyskami, uwielbiam patrzeć na nie, jak suną po wodzie, powoli i majestatycznie. Tytuł jest przewrotny, bo o ile lubię Sibeliusa – Jean Szybelius = szklany kompozytor;-) - o tyle nie lubię baletu. Baletniczki, stąpające na koniuszkach pazurków i kręcące kuperkami w takt muzyki, zniewieściali i romantyczni baletnicy, obracający swymi partnerkami dookoła ich własnej osi – takiemu czemuś mówimy stanowczo nie! Co innego dramatycznie brutalny hard rock, agresywny wokal, bezlitosne i ciężkie ostinatowe riffy: na przykład wczesny Black Sabbath. Pamiętam z lat pacholęcych, kiedy dopiero poznawałem co to rock, u kolegi Wojtka W. odbyliśmy zbiorowe przesłuchanie pierwszego albumu Black Sabbath. Przesłuchanie było zgoła partyzanckie, nie dysponowaliśmy rzecz jasna płytą, nagranie – na kasecie – dostarczył nam, starszy o rok, kolega Marek K. Był naszym przewodnikiem po tym nowo poznawanym świecie. Dodatkowym atutem Marka było to, że – tak mówił - znał angielski. I był naszym tłumaczem. Zaczęło się! Niezapomniany początek. Ozzy śpiewa: „What Is This That Stands Be For Me” Marek tłumaczy: „Co to jest, co stoi przede mną” I zaraz dodał: łopata przede mną stanęła ;-)) I cały demoniczny nastrój diabli wzięli, wyliśmy ze śmiechu, tarzając się po podłodze. Jednak, kiedy pierwszy raz wysłuchałem pierwszego - własnego Black Sabbath , jeszcze z płyty analogowej, wiele lat temu, to byłem pod wielkim wrażeniem. I jestem do dziś. Dość. Dość o muzyce, niech przemówią zdjęcia :-)
Podróż Łabądź z Tuoneli albo jezioro łabędzie ;-) - Łabądź z Tuoneli albo jezioro łabędzie
2010-04-20