2006-05-13

Wyjazd od początku zapowiadał się pechowo. Czy może inaczej... powinien być pechowy... wszystko wskazywało na to, że będzie pechowy, itp. Wylot 13. maja o 13:00... Gdybym był przesądny, nawet nie ruszyłbym się z domu. Skoro jednak nigdy nie byłem w Maroku, więc i przesądy poszły na bok.

 

Skąd pomysł na Maroko? Sam nie wiem. Chyba zawsze miałem jakąś słabość do państw na "M". Mexico lindo y querido - mój najukochańszy Meksyk. Wielka miłość, dla której oddałbym, a w zasadzie już oddałem, bardzo wiele.

 

Kolejne "eMki": Mali i Mauretania - miłostki, które raczej się nie spełnią, albo nieprędko się spełnią. Powód jest jeden, prosty i oczywisty - KOSZTY!!! Sprawdzałem loty do Bamako... prawie 700 funtów na głowę, a lot przez... Nairobi w Kenii. Przy odrobinie znajomości geografii trasa całkowicie absurdalna - z Londynu na wschód Afryki, a później nad całą Saharą na zachód... Inne oferty nawet nie utkwiły mi w głowie. Pod wpływem takich wrażeń, Mauretanii nawet nie sprawdzałem (chociaż może powinienem poszukać trochę na forach i news listach?).

 

Wszystko zaczęło się od kilku płyt-składaków typu Świat jest pomarańczą... dołączonej do świętej pamięci Machiny (chociaż doszły mnie słuchy, że ją reaktywowano), czy soundtrack'ów do filmów Urodzeni Mordercy, Dead Man Walking i W stronę Marakeszu. Zresztą nie ma to większego znaczenia. Zaczęło się dawno i nie przechodzi...

 

Dimi Mint Abba - mauretańska diva, której mogę słuchać tylko w samotności, bo o ile pamiętam nawet moi radiowi koledzy, nie byli w stanie jej strawić. Cóż... miłość jest ślepa, a w tym wypadku głucha. Jej Moorish Music from Mauritania, nagrana wspólnie z mężem i córkami, to jedna z najlepszych (lo mejor, the best...) płyt jakie kiedykolwiek ukazały się na świecie. KIEDYKOLWIEK!!!

 

Malijska lista przebojów jest oczywiście dużo dłuższa. Zawsze zastanawiałem się jak to się dzieje, że w kraju, o którym 95% ludzi nie ma pojęcia, ukazuje się tyle doskonałych płyt: Oumou Sangare, Rokia Traore, Ismael Lo, Ali Farka Toure (jego Talking Timbuktu nagrana wspólnie z Ry Cooder'em, to kolejna z najlepszych płyt świata, z nieśmiertelnymi Ai Du i Diaraby znanymi choćby z filmu Niewierna), to tylko czubek góry lodowej, na który wciąż wdrapują się nowi, świetni artyści.

 

...i w końcu kolejne "M" - Maroko. Też zaczęło się od muzyki. Hassan Hakmoun i jego Gift of Gnawa (nagrana wspólnie z Adamam Rudolph'em i Don'em Cherry), to znów czołówka mojej top listy (może kiedyś powinienem takową stworzyć?). Tylko sześć numerów... Genialny mix arabskiej Afryki, czarnej Afryki ("czarna" i "biała" dają Gnawa) i amerykańskiego, mocno improwizowanego jazzu (na trąbce). Koktajl nie tyle wybuchowy, co transowy... bardzo uspokajający.

 

No dobra... dość tego. Teraz Maroko. Zawsze chciałem, ale nie lubię planować podróży do krajów, do których musze mieć wizę. Może to głupie, ale tak jest i już. Nie wiem... być może przeraża mnie myśl o użeraniu się z urzędnikami, albo... coś... Dlatego zawsze Maroko było trochę poza zasięgiem. Kiedy czytałem o formalnościach wizowych, po prostu wymiękałem: bilety, zaproszenia, potwierdzenia, itp. Niech mnie w dupę pocałują! Nie chcą mnie, to nie pojadę... Tak będę leżał:-)

 

No ale skoro od 1. stycznia 2005 wiz nie potrzeba, to mi to pasuje. Szukam... i znalazłem na lastminute.com: Marrakesz, 7 nocy z przelotem, śniadaniem i ubezpieczeniem za 260 funtów. Dla mnie OK. Pewnie, ze mogłoby być taniej, ale bez przesady. Wylot, jak wspomniałem, 13. (w sobotę, nie w piątek) o 13:00 z Gatwick pod Londynem.

 

Pewnie nikt się nie przyzna, ale jeśli chodzi o latanie nie ma takich, którzy nie byliby przesądni... Lecieć 13. (w Stanach bilety na 13 są z reguły tańsze) o 13:00, to jak grać w rosyjską ruletkę... no może ślepakami. Miałem małego pietra. Nawet nie przejmując się zbytnio magią liczb (bez względu na jej kolor), tyle trzynastek na raz, może zasiać ziarno niepewności...

  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz
  • Marrakesz