Podróż Albania - w krainie bunkrów - Kraj dla wyczynowców



Albania to kraj dla wyczynowców. Ale nie z powodu mafii, min i przemytników, tylko szalonych kierowców, dziur w chodnikach i rakii, którą gościnni miejscowi poją od rana do nocy.

Tekst: Marzena Filipczak, autorka książki "Jadę sobie. Azja. Przewodnik dla podróżujących kobiet"

Zdjęcia: Marzena Filipczak, Adam Kozak, Shutterstock, Flickr (montaż)

****

Chodzę po Tiranie i liczę piętra. Freddy, właściciel mojego hostelu, szczegółowo opisał mi w mailu, jak do niego trafić. Bo choć lokal znajduje się w ścisłym centrum, wcale to nie jest takie proste - Albańczycy praktycznie nie używają nazw ulic.

Punkt pierwszy instrukcji: znaleźć plac Skanderbega. To akurat łatwe. Plac, nazwany imieniem bohatera narodowego, który w XV w. obronił przed podbojem tureckim Albanię (według Albańczyków także całą Europę), jest sercem stolicy. To tu krzyżują się najważniejsze ulice, tu prędzej czy później trafi się z dworca, tu wznosi się minaret meczetu, którego komuniści nie zniszczyli w czasie antyreligijnej kampanii. Punkt drugi: wejść w nieutwardzoną ulicę znajdującą się naprzeciw Narodowego Muzeum Historycznego. Też łatwe, monumentalny budynek muzeum jest jedną z dwóch głównych atrakcji miasta (druga to abstrakcyjna marmurowa piramida, zaprojektowana w hołdzie komunistycznemu dyktatorowi Enverowi Hodży przez jego córkę, a dzisiaj używana jako dyskoteka i centrum konferencyjne). Muzeum swą sławę zawdzięcza wielkiej frontowej mozaice, która przedstawia lud albański w triumfalnym pochodzie do boju.

Gdybym mimo to miała problemy z orientacją, Freddy podaje punkt trzeci: "skręcić w prawo za hotelem Tirana International, który jest prawdopodobnie najwyższym budynkiem w mieście". Policzyłam jego piętra - 15.

Przed wyjazdem wiele się nasłuchałam i naczytałam o Albanii. Ludzie, którzy nigdy w niej nie byli, mówili, że: po ulicach jeżdżą tylko kradzione mercedesy; krajem rządzi mafia; Albania jest punktem przerzutowym narkotyków, prostytutek i imigrantów do Europy Zachodniej; prowincja na pewno jest zaminowana, a każdy mieszkaniec ma broń; wszystko wygląda tak, jak w Polsce 20 lat temu. I wiele innych historii, w których Albania jawiła się jako ostatni skansen Europy.

Wyśmiałam je, uznając za stereotypy. Dlatego teraz chcę udowodnić samej sobie, że w stolicy na pewno jest budynek - i to nie jeden - wyższy niż 15 pięter. Rzeczywiście, znajduję go wzrokiem dość szybko. Stoi tuż za centralnym placem Skanderbega, strasząc betonowym szkieletem i pustymi rusztowaniami, jakby ktoś zaczął go budować i nigdy nie zamierzał skończyć. I jeśli miałabym coś nazwać symbolem Albanii, byłyby nim właśnie podobne niedokończone konstrukcje, których jest więcej niż legendarnych bunkrów czy osławionych mercedesów. Ludzie zaczynają budowę, wierząc, że kiedyś zarobią wystarczająco dużo, by ją dokończyć. Czasami udaje się im to po latach, a czasami nigdy i betonowe szkielety w końcu zawalają się same, czym nikt się nie zajmuje (większość budów jest nielegalna).