Podróż Buda i Peszt za zdjęcie - Już za chwileczkę, już za momencik ...



2010-02-14

Brakuje mniej niż dwa tygodnie do wyjazdu...

Budapeszt spadł mi z nieba. Nie planowałam, do głowy mi nie przyszło. Z ciekawości wzięłam udział w konkursie na zdjęcie Interhome. Moje zdjęcie wygrało pierwszą nagrodę - weekend w Budapeszcie, ostatni weekend lutego 2010 dla dwu osób. Dzięki tej nagrodzie nie tylko ja, ale też i moja najstarsza córka, mamy okazję oderwać się na chwilę od rzeczywistości i poszybować do Pesztu, gdzie czeka nas mieszkanko dokładnie na przeciwko góry Gellerta...

Ponieważ w międzyczasie kupiłam bilet na majowe trzy dni na Sycylię, a tamte rejony są mi bliższe, i łatwiejsze do marzeń, trudno mi było zacząć planować Budapeszt. Sycylię mam rozplanowaną, wiem co tam chcę robić niemalże co do godziny, a przewodnik po Budapeszcie miesiącami otwarty na jednej stronie...

W końcu jednak ruszyło: zaintrygowały mnie namowy znajomych, aby będąc w Budapeszcie odwiedzić jakieś kąpielisko... Prychałam na te pomysły z oburzeniem - nie po to jadę tam, żeby iść na basen! Ale potem, patrząc na prognozy pogody, które coraz bardziej odsuwają wizję wiosennego zwiedzania miasta w kierunku zwiedzania zimowego (brrr!) zaczęłam szukać tego, co by tam można robić W ŚRODKU. Bo ja, jak niedźwiedź, zimą siedzę w norze a nie łażę po świecie... No, ale choć mieszkanko w Budapeszcie dają nam sympatyczne, to przecież nie przesiedzimy w nim trzech dni...

No i zaczęłam szukać wiadomości o kąpieliskach. I to co znalazłam, zafascynowało mnie! Dla mnie basen, to basen. Tłum, wrzask, kafelki, beton. Pływać trudno, bo ścisk. Takie mam skojarzenia.A tam - pałace, a w nich między kolumnami - woda. Ogromne przestrzenie gorącej wody, elegancja, cudna architektura...

Złapałam bakcyla. Musi być kąpielisko. Wybrałam - Szechenyi Furdo. Tam pójdziemy. Muszę spróbować, jak się można kąpać zimą pod gołym niebem. Muszę porobić tam zdjęcia, ryzykując nawet zamoczenie aparatu. Tańszy jest bilet wieczorny na basen, ale wtedy nie zobaczymy jak tam jest ładnie, i nie zrobimy zdjęć... Ale sama jeszcze nie wiem, wieczorem, rano, po południu - ważne, że rzucamy się na głęboką wodę!

Przewertowałam internet. Obejrzałam wszystkie zdjęcia z Budapesztu na Kolumberze. Wymęczyłam City Hopera, który zamieścił letnie zdjęcia z NASZEGO kąpieliska. Wymęczyłam znajomą, która mieszka w Budapeszcie. Zmusiłam do uległości córkę, która za żadne skarby nie chciała iść zimą na basen. 

Kupiłam czepek. Kupiłam buty na wielogodzinne chodzenie po mieście. Buty są co prawda trekkingowo górskie, ale kupiłam je na całą moją wędrowną przyszłość...

Zaczyna się odliczanie... 

  • Zdjęcie, dzięki któremu jedziemy do Budapesztu