Kolejny etap w naszej podróży po Chinach. Jedziemy z Pekinu do Hong Kongu. Pożegnaliśmy właśnie deszczowe Xian i samolotem dostaliśmy sie do Guilin a potem autobusem do Yangshuo.
Początek pobytu w Yangshuo nie wyglądał zachęcająco. Pierwszy hostel do którego dotarliśmy miał wolną tylko dwójkę, w innym była wolna 6 - niestety wyglądała masakryczne. W końcu znaleźliśmy w innym hostelu dwa pokoje pokoje - dwójkę i trojkę. Zostajemy. Niestety w naszym dwuosobowym był lokator - bardzo szybko biegające zwierzątko. Uciekamy!
Z panienką na recepcji trzeba było jeszcze pokłócić się o zwrot kasy - dał rade nieoceniony Krzysztof (tracimy na tym 100Y). Panienka w sumie to nawet była zdziwiona - "o co nam chodzi?" - przecież wszędzie są robaki! (to był chyba hostel Flower - choć nie jestem pewna bo ok 1 w nocy już mi się myślenie wyłączyło - cena za dwójkę 140Y). No i od początku trzeba szukać. My na jedna noc zostajemy tam gdzie była wolna dwójka - Senior Leader Youth Hostel (czysto ale toaleta azjatycka), a chłopaki mają 3 osobowy pokój w hotelu Nana. Rano też się tam przenosimy - nie jest to najtańszy hotel - ale mamy śliczny pokój Islet z pokojem kąpielowym.
W pierwszym dzień przy tej temperaturze (30 stopni i ogromna wilgotność) zdobywamy się tylko na wysiłek wejścia na górkę w parku - Wzgórze Pana Młodego (Xilang Shan). Ciężko było - ale zdobyliśmy. Latały tam ogromne motyle! Po zaaklimatyzowaniu jeszcze kilka razy tam wchodzimy (już nie sapiąc) na zachody słońca. Wieczorem latają balony - wiec jest na co popatrzeć.
Po południu idziemy nad rzekę Li - fantastyczne widoki na krasowe wzgórza. Są też woły wodne!! Moje ulubione!
W Yangshuo jedliśmy w knajpce polecanej przez Lolney Planet - Kelli's Cafe. Naprawdę pyszne jedzenie - szczególnie tofu i kurczak z orzeszkami. Robią też przedziwne shake’i ze zmiksowanymi batonikami Snickers/Mars/etc. :)