Jeśli ktoś oglądał "Zakonnicę w przebraniu", to może kojarzy tą mieścinę, określaną jako największe małe miasteczko na świecie. Cóż tu jest ciekawego... Właściwie to nic. Jakiś czas temu Reno ściągało turystów dzięki kasynom i ekspresowo udzielanym ślubom. No cóż, choć na śluby wciąż są ekspresowe – wystarczą 2 dni. Jednak odkąd coraz więcej stanów legalizuje hazard, kasyna w Reno przestają być taką atrakcją. Zresztą, nawet jak ktoś lubi hazard i drinki (dla graczy alkohol jest za darmo, od piwa corona po najwymyślniejsze drinki), to po jakimś czasie zostają mu dwa wyjścia:
1. Może się uzależnić od gry, ale na to potrzeba chyba mnóstwa czasu, bardziej prawdopodobne wydaje się druga opcja
2. Kasyna się po prostu nudzą.
Choć lubię hazard i wypróbowałam większość gier proponowanych przez kasyna, to po jakimś czasie, gry nie są już takie fajne jak na początku. Najmniej chyba znudziły mi się kości, ale ile godzin można w to grać…
Miasteczko to, zapewne dawno by już umarło, gdyby nie to, że Amerykanie to mistrzowie marketingu. W Reno w każdym tygodniu organizowane są jakieś eventy. W lato praktycznie każdego dnia można trafić na jakiś wernisaż, festiwal czy inną imprezę. Chociaż, zapewne przez kryzys, z roku na rok turystów jest to coraz mniej. Na zdjęciach Hot August Night - czyli zjazd stylowych samochodów