Podróż W kilka lat dookoła... Cz.I: W drodze - Pociągostop, przemytnicy i bilet dla weteranów



2009-07-03

PLAN PODRÓŻY DOOKOŁA ŚWIATA >>

Mamy wizę pakistańską - RUSZAMY!

Zmierzamy właśnie do Bukaresztu, ale zanim do tego doszło mieliśmy już kilka przygód – pierwsza zaczęła się jeszcze w Polsce… Ile razy zdarzyło Wam się jechać pociągiem, który dzieli się wagonami i część składu jedzie np. do Zakopanego a część do Przemyśla? Pewnie nie raz. Nam też, ale pierwszy raz w życiu wsiedliśmy do złego wagonu.

Cali szczęśliwi, że nasza podróż się już rozpoczęła, zorientowaliśmy się w Skawinie, że chyba jedziemy w złym kierunku. Szybka akcja ratunkowa i w momencie gdy pociąg zatrzymywał się gdzieś pośrodku niczego na mijankę z innym – wyskoczyliśmy z wagonu. Chwilę potem zobaczyliśmy pociąg, który nadjeżdża od strony Zakopanego… cóż na pewno nie miał w planie, aby się zatrzymywać, ale od czego jest wyciągnięty kciuk. Ten symboliczny gest sprawił, iż cały pociąg zatrzymał się tylko dla nas, wpakowaliśmy się do niego. Przyszedł do nas maszynista i zapytał – o co kaman? Uśmiechnął się głupio i rzekł: - Siedzieć tutaj i nigdzie nie chodzić. W Płaszowie na bocznicy was wysadzę, bo to jest pociąg rezerwowy i nie dojeżdża do dworca. Reasumując – naszą podróż dookoła świata zaczęliśmy w złym kierunku… ale śmiechu było co niemiara.. Dalej już nuda… pociąg do Przemyśla, granica, kilka godzin we Lwowie i pociąg do Czerniowiec i tu kolejny ciekawy akcent...

Wiedzieliśmy, że transport przez granicę ukraińsko-rumuńską mamy łapać koło dworca autobusowego, ale nie wiedzieliśmy, że będzie to busik przemytniczy. Ponegocjowaliśmy cenę, załadowaliśmy się do busa i po chwili ruszyliśmy. Dosiadł się do nas jeszcze jeden Meksykanin! Zanim jednak wyruszyliśmy, busik zatrzymał się w przynajmniej kilku miejscach, gdzie został doładowany różnymi dziwnymi rzeczami.. na przemyt rzecz jasna :) Zaraz mi stanęła w oczach granica rosyjsko-mongolska… ech kwintesencja podróżowania – dzikie granice :) Ale… to jeszcze nie koniec… dojechaliśmy busikiem do Suczawy i zaczęliśmy się kręcić za transportem do Bukaresztu. Cholernie zależy nam na tym, aby szybko być w Turcji, bo jesteśmy tam umówieni na 13.07 o 9:15 w Kapadocji z niejakim Bartim. Niestety stop w Rumunii jest płatny, więc stwierdziliśmy, że pociągiem wyjdzie najlepiej - czas do ceny. Ruszyliśmy więc na dworzec kolejowy w Suczawie, gdzie podobno miał być tani pociąg do Bukaresztu. Okazało się, że pociąg jest i to nie jeden, ale wszystkie drogie… zdecydowanie nie na naszą kieszeń. No więc nastał czas narady, ale w między czasie, zagadał nas pewna babcia, jak się potem okazało weteranka wojenna, która ma duuuże zniżki na pociągi. Układ był prosty – my jej w trójkę płacimy równowartość połowy naszych biletów, ona ze swojego przydziału kupuje nam bilety specjalne na tzw. „opiekę nad nią”, z tego kupuje sobie bilet dla siebie, po 10 lei płaci łapówki kasjerce i konduktorowi i wszyscy są super zadowoleni. Aha, i ona jeszcze zarabia 50 lei :) Normalnie biznes w unijnym kraju pt. Rumunia kwitnie! Najfajniejsze jest to, że wszystko samo się tak fajnie układa, a pierwszą część tego wpisu dedykujemy Leopadce – ona już wie dlaczego.