Komentarze użytkownika zfiesz, strona 233
Przejdź do głównej strony użytkownika zfiesz
-
wiesz dlaczego lubię kiedy wpadasz do "moich meksyków"? bo dobrze czasem pogadać z takim samym wariatem!;-) dzięki smoczysławie!;-)
-
stara... pisana "en vivo" na przełomie października i listopada 2008, przez co pełna była błędów wynikających z pośpiechu. ostatnio wziąłem się za sprzątanie starych relacji, bo kurzą się w piwnicy;-) stąd reaktywacja.
a pogubić się w "moich meksykach" chyba łatwo, bo kilka się nazbierało:-) ta relacja jest w każdym razie ostatnią... chwilowo:-)
ale jak widzę po ilości plusów, chyba wcześniej tu nie trafiłeś:-) więc... zapraszam! mi casa es su casa:-)
-
...i jak widać nie zaszkodziły:-)
-
a nasz wystaje spomiędzy dżew po lewej stronie:-)
ze słupa, niestety, podczas naszej obecności voladores nie skorzystali:-(
-
my dosłownie kilka metrów od. w uliczce przed katedrą. ale z okien widzieliśmy rynek, więc daleko nie było... minuta, może dwie:-)
-
fakt, panujące tam pustki dodają miejscu klimatu! no i ilość i stan budowli! to chyba najgęściej zabudowane miasto prekolumbijskie w jakim byłem! ale z pogodą akurat nie trafiliśmy najlepiej. znaczy... bez przesady - padało tylko trochę i bardzo delikatnie, ale na niebieskie niebo liczyć nie mogliśmy...
-
zgadza się:-)
-
bo to wiesz... początek trasy był. pstrykałem jak gupi jakiś:-)
-
honorowa czy nie - jest gigantyczna! nie pamiętam wymiarów (a ty?) ale to boisko chyba mogłoby równać się ze średniej klasy współczesnymi stadionami!
i jak tu się dziwić, że latynosi mają fioła na punkcie futbolu, kiedy oni już od kilku tysięcy lat uprawiają go w takich warunkach?:-)
-
oczywiście że dotarłem!;-) a podróż wisi od przeszło roku (pisana była na żywo na przełomie października i listopada 2008), tyle że zagubiła się gdzieś w kolumberowych podziemiach:-)
-
wiesz dlaczego lubię kiedy wpadasz do "moich meksyków"? bo dobrze czasem pogadać z takim samym wariatem!;-) dzięki smoczysławie!;-)
-
stara... pisana "en vivo" na przełomie października i listopada 2008, przez co pełna była błędów wynikających z pośpiechu. ostatnio wziąłem się za sprzątanie starych relacji, bo kurzą się w piwnicy;-) stąd reaktywacja.
a pogubić się w "moich meksykach" chyba łatwo, bo kilka się nazbierało:-) ta relacja jest w każdym razie ostatnią... chwilowo:-)
ale jak widzę po ilości plusów, chyba wcześniej tu nie trafiłeś:-) więc... zapraszam! mi casa es su casa:-) -
...i jak widać nie zaszkodziły:-)
-
a nasz wystaje spomiędzy dżew po lewej stronie:-)
ze słupa, niestety, podczas naszej obecności voladores nie skorzystali:-( -
my dosłownie kilka metrów od. w uliczce przed katedrą. ale z okien widzieliśmy rynek, więc daleko nie było... minuta, może dwie:-)
-
fakt, panujące tam pustki dodają miejscu klimatu! no i ilość i stan budowli! to chyba najgęściej zabudowane miasto prekolumbijskie w jakim byłem! ale z pogodą akurat nie trafiliśmy najlepiej. znaczy... bez przesady - padało tylko trochę i bardzo delikatnie, ale na niebieskie niebo liczyć nie mogliśmy...
-
zgadza się:-)
-
bo to wiesz... początek trasy był. pstrykałem jak gupi jakiś:-)
-
honorowa czy nie - jest gigantyczna! nie pamiętam wymiarów (a ty?) ale to boisko chyba mogłoby równać się ze średniej klasy współczesnymi stadionami!
i jak tu się dziwić, że latynosi mają fioła na punkcie futbolu, kiedy oni już od kilku tysięcy lat uprawiają go w takich warunkach?:-) -
oczywiście że dotarłem!;-) a podróż wisi od przeszło roku (pisana była na żywo na przełomie października i listopada 2008), tyle że zagubiła się gdzieś w kolumberowych podziemiach:-)