Komentarze użytkownika dolcevita1, strona 5

Przejdź do głównej strony użytkownika dolcevita1

  1. dolcevita1
    dolcevita1 (03.07.2011 17:17)
    Moja przygoda z Palermo zaczęła się w lipcu 2009 roku. We Wrocławiu trwał wtedy festiwal filmowy Era Nowe Horyzonty i wśród pokazanych obrazów znalazły się Strzały w Palermo Wima Wendersa. Film spotkał się z dość umiarkowanym entuzjazmem, ja jednak poczułam, że koniecznie muszę zobaczyć kolor nieba nad zatoką La Cala. Mimo rozmaitych niedociągnięć, film autora Nieba nad Berlinem i Lisbon Story dostarczał zmysłowych przeżyć i kiedy patrzyłam na sekwencje portowe, skłonna byłam oblizywać wargi, by poczuć na nich kryształki morskiej soli. Dodatkowo ścieżka dźwiękowa z piosenkami m.in. Nicka Cave’a, Lou Reeda, Toma Waitsa, a przede wszystkim kultowego we Włoszech, „przeklętego” barda Fabrizia d`Andre, ewokowała ciągoty za wyspiarskim Południem.
    Nie zakładałam jednak, że kilkanaście miesięcy później będę leciała na Sycylię, by w starym klasztorze oddawać się sztukom pięknym, malując m.in. przy użyciu nutelli i pesto.
    Kiedy z początkiem maja lądowałam na rodzinnej wyspie króla szarlatanów, Cagliostra, lotnisko w Punta Raisi przeglądało się w przejrzystej tafli morza w kolorze azzurro, na falach delikatnie kołysały się fioletowe jeżówki, a okoliczne pola tonęły w makach i opuncjach. Tuż przy linii brzegowej pluskali się nieliczni śmiałkowie – dla rdzennych palermitańczyków maj to jeszcze wiosna, zatem z kąpaniem wstrzymują się do nadejścia prawdziwego lata.
    Ze stacji udałam się do mojego konwentu historycznym traktem via Maqueda, na starcie dając się uwieść wszechogarniającemu zapachowi smażonych bakłażanów. Wyłaniały się one z zakamarków wąskich uliczek, wypadając tłustymi brzuchami niemal do rąk – wszak nie bez przyczyny znane są także pod nazwą gruszek miłosnych – nieustannie kuszą i wabią, jak skarby zaklęte wśród skał w Klechdach sezamowych Leśmiana. Najsłynniejsze – skomponowane przez Vincenza Belliniego dla jego ukochanej Normy – występują jako składnik makaronu (pasta alla Norma), lecz smakują jak dobrze podsmażone grzybki.
    W rywalizacji z oberżynami mogą konkurować tylko nespole – sezonowe owoce o morelowym kolorycie z pestkami w formie kasztanów. Piętrząc się pomarańczowymi piramidami sprawiają, że nawet sąsiadujące z targowiskami potoki śmieci przestają rzucać się w oczy.
    Zresztą zaraz dochodzi się do Quattro Canti – historycznego skrzyżowania głównych dróg, które, rozwidlając się w cztery świata strony, proponuje przybyszom rozmaite klucze do odczytania miasta. Palermo ma bowiem strukturę szkatułkową, niczym powieść Potockiego Rękopis znaleziony w Saragossie, a poszczególne warstwy zazębiają się symbiotycznie. A ślad ducha starożytnego Panormosu, który jest najgłębiej, ten ślad dziejów jest wszędzie.
    Tym, co stanowi wysuwającą się na plan pierwszy skórę miasta, jest typowa dla portowych miast Południa mieszanka barokowego, kapiącego bogactwa i zazębiającej się z nią nędzy. Najpiękniejszy, moim zdaniem, skwer – Piazza della Pretoria, nie bez przyczyny nazywany jest przez mieszkańców także Piazza della Vergonia - placem wstydu.
    Jego serce bije na dnie fontanny della Pretoria, którą otaczają pierścienie nagich, mitologicznych figur. Kolejny krąg tworzą: gmach urzędu miejskiego i kościoły: św. Katarzyny i teatynów. Między nimi, pod donicami palm, drzemią bezpańskie psy. Dorodne i pięknie umaszczone, ochoczą biegają po mieście, pojawiając się zazwyczaj w najmniej oczekiwanym momencie.
    Tuż za rogiem ukazuje się zupełnie inny świat. Dwa dwunastowieczne kościoły: La Martorana i San Cataldo przypominają o czasach, kiedy Palermo było pod panowaniem arabskim. Zwłaszcza San Cataldo ze swoimi wiśniowymi kopułami wnosi powiew Orientu. Martorana zaś zachwyca swoim wnętrzem - majstersztykiem mozaikowych iluzji (wstęp bezpłatny).
    Stąd, zależnie od upodobań stylistycznych, można ruszać w cztery świata strony.
    Na południe winni udać się wszyscy melomani. To tu znajdują się symboliczne fundamenty opery Karola Szymanowskiego (z librettem Jarosława Iwaszkiewicza) – Król Roger (1924 r.). Tutejsza katedra mieści groby królewskie, wśród nich Rogera II, sycylijskiego władcy i zarazem pierwszego króla tej wyspy (od 1130 roku), którego ślady wybitnej działalności można podziwiać do dzisiaj. Roger słynął z dbałości o naukę, sprowadził do Palermo wielu arabskich uczonych i artystów. Wspaniale o świecie, który przeminął, pisze m.in. Jarosław Iwaszkiewicz w Książce o Sycylii.
    W swojej rezydencji, znanej dziś pod nazwą Palazzo dei Normanni (http://www.ars.sicilia.it, wstęp 10 euro, zniżki, bezpłatnie dla osób poniżej 18 i powyżej 65 lat), usytuowanej w najwyższej części miasta, król Roger ufundował m.in. kaplicę pałacową (Cappella Palatina) w całości pokrytą mozaikami gloryfikującymi zarówno władzę królewską, jak i potęgę Ducha Świętego, a jego syn, Wilhelm I, wzbogacił wystrój królewskich apartamentów o Sala di Re Ruggero (salę króla Rogera) – baśniową komnatę wypełnioną mozaikami pełnymi drzew pomarańczowych, igrających panter czy pawi rozkładających tęcze ogonów pod strzelistymi palmami. Z tego samego okresu pochodzi kościół San Giovanni degli Eremiti, którego pięć krągłych kopuł jest jednym z najbardziej wyrazistych symboli miasta.
    Opera Szymanowskiego zrodziła się z zachwytu nad miastem i wyspą krzyżujących się kultur. Sama postać władcy, w intencji twórców, jawi się jako figura kogoś wspaniałego, lecz zarazem wielce enigmatycznego, początkowo uosobienie apolińskiego ładu, który w konfrontacji z przybyszem z oddali – Pasterzem reprezentującym żywioł dionizyjski, wyzwala w sobie nieznane dotąd obszary istnienia, co prowadzi do duchowej konfrontacji tych dwóch, sprzecznych porządków.
    Opera miała swoją prapremierę na deskach sceny warszawskiej w 1926 roku. W Palermo debiutowała w 1949 roku. Obecnie scenie operowej przywrócił to dzieło Mariusz Treliński i można Króla Rogera podziwiać m.in. w Operze Wrocławskiej. Także obchodzony w 2007 roku Rok Szymanowskiego sprawił, że sztuka ta zaczęła pojawiać się – jako jedyna polska opera współczesna – na deskach teatrów operowych świata. Zaś sam palermitański Teatro Massimo (www.teatromassimo.it/index.php, możliwe zwiedzanie samego obiektu z przewodnikiem, bilety 7 i 5 euro) jest największą sceną operową kraju i trzecią (po Paryżu i Wiedniu) w Europie.
    Stąd też można udać się do Teatro Politeama, przy piazza Politeama, neoklasycystycznego gmachu zdobionego w triumfalne łuki napoleońskie, skąd odjeżdżają autobusy w kierunku najsłynniejszej palermitańskiej plaży w Mondello – ekskluzywnej, willowej dzielnicy, której klejnotem jest Villa Igea (obecnie obiekt należy do sieci hoteli Hilton). Teatro Politeama to również dobry punkt, by zacząć przechadzkę majestatyczną via Liberty, będącą istną ucztą dla miłośników secesji (zwanej we Włoszech Liberty właśnie, lub, ze względu na zamiłowanie do kwietnej ornamentyki - floreale). Dodatkowym atutem tego potężnego bulwaru są małe, wewnętrzne dziedzińce, tonące w płożących się po ścianach różowawych bugenwillach. U wylotu ulicy można odpocząć w Giardino Inglese – egzotycznym, monumentalnym parku.
    W przeciwnym kierunku, na południe miasta, udadzą się czytelnicy Lamparta Giuseppe Tomasi di Lampedusy, palermitańskiego księcia, autora tej jednej tylko, wydanej pośmiertnie, w 1958 roku, powieści, która dotąd w samych Włoszech doczekała się przeszło stu wznowień i obecne jest uważana za jedną z najważniejszych powieści XX wieku. Jej akcja rozgrywa się na Sycylii na przestrzeni półwiecza, a tytułowy bohater – książę Salina jest świadkiem odchodzenia starego świata i jego porządku. W 1963 roku, Luchino Visconti podjął się jej ekranizacji, w głównych rolach obsadzając Burta Lancastera, Claudię Cardinale i Alaine`a Delona. Słynną scenę balu, trwająca blisko 60 minut, umieścił w barokowym Palazzo Valguarnera-Gangi przy Piazza Croce dei Vespri. Nie dajmy się zwieść jednak znajdującym się nieopodal tabliczkom informującym o Parco Culturale del Gattopardo (www.parcotomasi.it) - wbrew nazwie ów Parco to centrum kulturalne z kawiarnią literacką i biblioteką, które w swojej ofercie ma również wycieczki literackie po mieście i okolicy. Cała arabska dzielnica Kalsa (w której wszystkie nazwy ulic są zapisywane po włosku i arabsku) pełna jest śladów Lampedusy, który spędził tu ostatnie lata.
    W tej samej dzielnicy, w poklasztornym kompleksie Sant’ Anna alla Misericordia znajduje się Galleria d’Arte Moderna (bilety 7 i 5 euro) ze zbiorami malarstwa i rzeźby gł. wieku XIX i pierwszej poł. XX. Zbiory nie olśniewają wybitnymi dziełami, choć wiele z nich reprezentowało kraj na weneckim Biennale; jednak warto tam się udać, ze względu na regionalny profil kolekcji – zgromadzono tu w dużej mierze dzieła artystów sycylijskich, stąd specyficzny, lokalny koloryt prac.
    Stąd już tylko krótki spacer dzieli nas od Ogrodu Botanicznego i Villa Giulia, gdzie koniecznie trzeba obejrzeć chorisię speciosę – egzotyczne (o proweniencji południowoamerykańskiej), sięgające kilkunastu metrów drzewo o butelkowym pniu najeżonym kolcami, a także niezliczone szpalery gajów pomarańczowych i monstrualnych kaktusów. Jednak od dwóch wieków symbolem ogrodu jest gigantyczny, wiecznie zielony ficus macrophylla, typowy dla niektórych obszarów Australii, który przy sprzyjających warunkach osiąga wysokość 60 metrów. Omotując teren wokół swojego pnia gigantycznymi korzeniami, przywodzi na myśl kino grozy i tylko radosne słońce wokół nie pozwala się bać.
    Tymczasem na pobliskim Foro Italico ganiają dzieciaki z latawcami, niespieszni przechodnie chłodzą się granitą, a wśród chaszczy zakochane pary komunikują się bezsłownie w międzynarodowym języku miłości.
    Ja już tymczasem, pakując się do odlotu, drukuję sobie długą listę filmów nakręconych w Palermo i jego okolicy, by w ramach krajowych, miejskich wakacji obejrzeć Baarię Giuseppe Tornatore – sycylijską sagę nominowaną w ubiegłym roku do Złotego Globu, a także filmy dawniejsze, m.in. kręcone w latach 40. przez Pino Mercantiego, oraz Marca Risiego, Fracesca Rossi, Gianniego Amelio, Daniele Cipri i dziesiątki innych, każdy z odrobiną Palermo w tle.

  2. dolcevita1
    dolcevita1 (03.07.2011 17:11)
    Moja przygoda z Palermo zaczęła się w lipcu 2009 roku. We Wrocławiu trwał wtedy festiwal filmowy Era Nowe Horyzonty i wśród pokazanych obrazów znalazły się Strzały w Palermo Wima Wendersa. Film spotkał się z dość umiarkowanym entuzjazmem, ja jednak poczułam, że koniecznie muszę zobaczyć kolor nieba nad zatoką La Cala. Mimo rozmaitych niedociągnięć, film autora Nieba nad Berlinem i Lisbon Story dostarczał zmysłowych przeżyć i kiedy patrzyłam na sekwencje portowe, skłonna byłam oblizywać wargi, by poczuć na nich kryształki morskiej soli. Dodatkowo ścieżka dźwiękowa z piosenkami m.in. Nicka Cave’a, Lou Reeda, Toma Waitsa, a przede wszystkim kultowego we Włoszech, „przeklętego” barda Fabrizia d`Andre, ewokowała ciągoty za wyspiarskim Południem.
    Nie zakładałam jednak, że kilkanaście miesięcy później będę leciała na Sycylię, by w starym klasztorze oddawać się sztukom pięknym, malując m.in. przy użyciu nutelli i pesto.
    Kiedy z początkiem maja lądowałam na rodzinnej wyspie króla szarlatanów, Cagliostra, lotnisko w Punta Raisi przeglądało się w przejrzystej tafli morza w kolorze azzurro, na falach delikatnie kołysały się fioletowe jeżówki, a okoliczne pola tonęły w makach i opuncjach. Tuż przy linii brzegowej pluskali się nieliczni śmiałkowie – dla rdzennych palermitańczyków maj to jeszcze wiosna, zatem z kąpaniem wstrzymują się do nadejścia prawdziwego lata.
    Ze stacji udałam się do mojego konwentu historycznym traktem via Maqueda, na starcie dając się uwieść wszechogarniającemu zapachowi smażonych bakłażanów. Wyłaniały się one z zakamarków wąskich uliczek, wypadając tłustymi brzuchami niemal do rąk – wszak nie bez przyczyny znane są także pod nazwą gruszek miłosnych – nieustannie kuszą i wabią, jak skarby zaklęte wśród skał w Klechdach sezamowych Leśmiana. Najsłynniejsze – skomponowane przez Vincenza Belliniego dla jego ukochanej Normy – występują jako składnik makaronu (pasta alla Norma), lecz smakują jak dobrze podsmażone grzybki.
    W rywalizacji z oberżynami mogą konkurować tylko nespole – sezonowe owoce o morelowym kolorycie z pestkami w formie kasztanów. Piętrząc się pomarańczowymi piramidami sprawiają, że nawet sąsiadujące z targowiskami potoki śmieci przestają rzucać się w oczy.
    Zresztą zaraz dochodzi się do Quattro Canti – historycznego skrzyżowania głównych dróg, które, rozwidlając się w cztery świata strony, proponuje przybyszom rozmaite klucze do odczytania miasta. Palermo ma bowiem strukturę szkatułkową, niczym powieść Potockiego Rękopis znaleziony w Saragossie, a poszczególne warstwy zazębiają się symbiotycznie. A ślad ducha starożytnego Panormosu, który jest najgłębiej, ten ślad dziejów jest wszędzie.
    Tym, co stanowi wysuwającą się na plan pierwszy skórę miasta, jest typowa dla portowych miast Południa mieszanka barokowego, kapiącego bogactwa i zazębiającej się z nią nędzy. Najpiękniejszy, moim zdaniem, skwer – Piazza della Pretoria, nie bez przyczyny nazywany jest przez mieszkańców także Piazza della Vergonia - placem wstydu.
    Jego serce bije na dnie fontanny della Pretoria, którą otaczają pierścienie nagich, mitologicznych figur. Kolejny krąg tworzą: gmach urzędu miejskiego i kościoły: św. Katarzyny i teatynów. Między nimi, pod donicami palm, drzemią bezpańskie psy. Dorodne i pięknie umaszczone, ochoczą biegają po mieście, pojawiając się zazwyczaj w najmniej oczekiwanym momencie.
    Tuż za rogiem ukazuje się zupełnie inny świat. Dwa dwunastowieczne kościoły: La Martorana i San Cataldo przypominają o czasach, kiedy Palermo było pod panowaniem arabskim. Zwłaszcza San Cataldo ze swoimi wiśniowymi kopułami wnosi powiew Orientu. Martorana zaś zachwyca swoim wnętrzem - majstersztykiem mozaikowych iluzji (wstęp bezpłatny).
    Stąd, zależnie od upodobań stylistycznych, można ruszać w cztery świata strony.
    Na południe winni udać się wszyscy melomani. To tu znajdują się symboliczne fundamenty opery Karola Szymanowskiego (z librettem Jarosława Iwaszkiewicza) – Król Roger (1924 r.). Tutejsza katedra mieści groby królewskie, wśród nich Rogera II, sycylijskiego władcy i zarazem pierwszego króla tej wyspy (od 1130 roku), którego ślady wybitnej działalności można podziwiać do dzisiaj. Roger słynął z dbałości o naukę, sprowadził do Palermo wielu arabskich uczonych i artystów. Wspaniale o świecie, który przeminął, pisze m.in. Jarosław Iwaszkiewicz w Książce o Sycylii.
    W swojej rezydencji, znanej dziś pod nazwą Palazzo dei Normanni (http://www.ars.sicilia.it, wstęp 10 euro, zniżki, bezpłatnie dla osób poniżej 18 i powyżej 65 lat), usytuowanej w najwyższej części miasta, król Roger ufundował m.in. kaplicę pałacową (Cappella Palatina) w całości pokrytą mozaikami gloryfikującymi zarówno władzę królewską, jak i potęgę Ducha Świętego, a jego syn, Wilhelm I, wzbogacił wystrój królewskich apartamentów o Sala di Re Ruggero (salę króla Rogera) – baśniową komnatę wypełnioną mozaikami pełnymi drzew pomarańczowych, igrających panter czy pawi rozkładających tęcze ogonów pod strzelistymi palmami. Z tego samego okresu pochodzi kościół San Giovanni degli Eremiti, którego pięć krągłych kopuł jest jednym z najbardziej wyrazistych symboli miasta.
    Opera Szymanowskiego zrodziła się z zachwytu nad miastem i wyspą krzyżujących się kultur. Sama postać władcy, w intencji twórców, jawi się jako figura kogoś wspaniałego, lecz zarazem wielce enigmatycznego, początkowo uosobienie apolińskiego ładu, który w konfrontacji z przybyszem z oddali – Pasterzem reprezentującym żywioł dionizyjski, wyzwala w sobie nieznane dotąd obszary istnienia, co prowadzi do duchowej konfrontacji tych dwóch, sprzecznych porządków.
    Opera miała swoją prapremierę na deskach sceny warszawskiej w 1926 roku. W Palermo debiutowała w 1949 roku. Obecnie scenie operowej przywrócił to dzieło Mariusz Treliński i można Króla Rogera podziwiać m.in. w Operze Wrocławskiej. Także obchodzony w 2007 roku Rok Szymanowskiego sprawił, że sztuka ta zaczęła pojawiać się – jako jedyna polska opera współczesna – na deskach teatrów operowych świata. Zaś sam palermitański Teatro Massimo (www.teatromassimo.it/index.php, możliwe zwiedzanie samego obiektu z przewodnikiem, bilety 7 i 5 euro) jest największą sceną operową kraju i trzecią (po Paryżu i Wiedniu) w Europie.
    Stąd też można udać się do Teatro Politeama, przy piazza Politeama, neoklasycystycznego gmachu zdobionego w triumfalne łuki napoleońskie, skąd odjeżdżają autobusy w kierunku najsłynniejszej palermitańskiej plaży w Mondello – ekskluzywnej, willowej dzielnicy, której klejnotem jest Villa Igea (obecnie obiekt należy do sieci hoteli Hilton). Teatro Politeama to również dobry punkt, by zacząć przechadzkę majestatyczną via Liberty, będącą istną ucztą dla miłośników secesji (zwanej we Włoszech Liberty właśnie, lub, ze względu na zamiłowanie do kwietnej ornamentyki - floreale). Dodatkowym atutem tego potężnego bulwaru są małe, wewnętrzne dziedzińce, tonące w płożących się po ścianach różowawych bugenwillach. U wylotu ulicy można odpocząć w Giardino Inglese – egzotycznym, monumentalnym parku.
    W przeciwnym kierunku, na południe miasta, udadzą się czytelnicy Lamparta Giuseppe Tomasi di Lampedusy, palermitańskiego księcia, autora tej jednej tylko, wydanej pośmiertnie, w 1958 roku, powieści, która dotąd w samych Włoszech doczekała się przeszło stu wznowień i obecne jest uważana za jedną z najważniejszych powieści XX wieku. Jej akcja rozgrywa się na Sycylii na przestrzeni półwiecza, a tytułowy bohater – książę Salina jest świadkiem odchodzenia starego świata i jego porządku. W 1963 roku, Luchino Visconti podjął się jej ekranizacji, w głównych rolach obsadzając Burta Lancastera, Claudię Cardinale i Alaine`a Delona. Słynną scenę balu, trwająca blisko 60 minut, umieścił w barokowym Palazzo Valguarnera-Gangi przy Piazza Croce dei Vespri. Nie dajmy się zwieść jednak znajdującym się nieopodal tabliczkom informującym o Parco Culturale del Gattopardo (www.parcotomasi.it) - wbrew nazwie ów Parco to centrum kulturalne z kawiarnią literacką i biblioteką, które w swojej ofercie ma również wycieczki literackie po mieście i okolicy. Cała arabska dzielnica Kalsa (w której wszystkie nazwy ulic są zapisywane po włosku i arabsku) pełna jest śladów Lampedusy, który spędził tu ostatnie lata.
    W tej samej dzielnicy, w poklasztornym kompleksie Sant’ Anna alla Misericordia znajduje się Galleria d’Arte Moderna (bilety 7 i 5 euro) ze zbiorami malarstwa i rzeźby gł. wieku XIX i pierwszej poł. XX. Zbiory nie olśniewają wybitnymi dziełami, choć wiele z nich reprezentowało kraj na weneckim Biennale; jednak warto tam się udać, ze względu na regionalny profil kolekcji – zgromadzono tu w dużej mierze dzieła artystów sycylijskich, stąd specyficzny, lokalny koloryt prac.
    Stąd już tylko krótki spacer dzieli nas od Ogrodu Botanicznego i Villa Giulia, gdzie koniecznie trzeba obejrzeć chorisię speciosę – egzotyczne (o proweniencji południowoamerykańskiej), sięgające kilkunastu metrów drzewo o butelkowym pniu najeżonym kolcami, a także niezliczone szpalery gajów pomarańczowych i monstrualnych kaktusów. Jednak od dwóch wieków symbolem ogrodu jest gigantyczny, wiecznie zielony ficus macrophylla, typowy dla niektórych obszarów Australii, który przy sprzyjających warunkach osiąga wysokość 60 metrów. Omotując teren wokół swojego pnia gigantycznymi korzeniami, przywodzi na myśl kino grozy i tylko radosne słońce wokół nie pozwala się bać.
    Tymczasem na pobliskim Foro Italico ganiają dzieciaki z latawcami, niespieszni przechodnie chłodzą się granitą, a wśród chaszczy zakochane pary komunikują się bezsłownie w międzynarodowym języku miłości.
    Ja już tymczasem, pakując się do odlotu, drukuję sobie długą listę filmów nakręconych w Palermo i jego okolicy, by w ramach krajowych, miejskich wakacji obejrzeć Baarię Giuseppe Tornatore – sycylijską sagę nominowaną w ubiegłym roku do Złotego Globu, a także filmy dawniejsze, m.in. kręcone w latach 40. przez Pino Mercantiego, oraz Marca Risiego, Fracesca Rossi, Gianniego Amelio, Daniele Cipri i dziesiątki innych, każdy z odrobiną Palermo w tle.



  3. dolcevita1
    dolcevita1 (11.06.2011 17:13)
    Meee....meee...
  4. dolcevita1
    dolcevita1 (01.06.2011 12:28)
    nespole to pomarańczowe owoce, zbliżone formą do moreli, z kasztanowymi pestkami wewnątrz, lekko kwaśne, znakomicie orzeźwiają:0
  5. dolcevita1
    dolcevita1 (25.02.2011 16:48)
    roar!
  6. dolcevita1
    dolcevita1 (15.02.2011 9:24)
    W Bergamo jest niesamowity pomnik zmarłego tamże Donizettiego - wściekłe aniołki szarpią struny z żalu po odejściu kompozytora
  7. dolcevita1
    dolcevita1 (13.02.2011 18:40)
    http://www.youtube.com/watch?v=Y6-Gpasi79c, W Brugii:)
  8. dolcevita1
    dolcevita1 (13.02.2011 18:24)
    a pod tym linkiem top 10 haskiego muzeum:
    http://www.mauritshuis.nl/index.aspx?chapterID=2340
  9. dolcevita1
    dolcevita1 (13.02.2011 13:50)
    morski koliber
  10. dolcevita1
    dolcevita1 (13.02.2011 13:45)
    zdjęcia z Mediolanu spaliły mi się wraz ze starym komputerem;(, tekst musi zostawić miejsce dla wyobraźni