Komentarze użytkownika s.wawelski, strona 1526
Przejdź do głównej strony użytkownika s.wawelski
-
Juz dotarlem do stolicy Meksyku, tak wiec petla sie zamknela: 4600km samochodem plus 800 pociagiem i 200 innymi srodkami. Ostatnim, ale mocnym akordem naszej podrozy byl wulkan Xinantécatl zwany rowniez Nevado de Toluca, ktory zostal zdobyty (choc nie w calosci)!! Do wysokosci 4030m npm dojazd samochodem zwirowa droga pelna ostrych zakretow. Nastepnie musielismy jeszcze podejsc 1.5 km sciezka przy roznicy wysokosci okolo 130 m, co przy rozrzedzonym powietrzu i naszej miernej kondycji nie bylo takie latwe :-)) Dotarlismy do najnizszego punktu kaldery, gdyz najwyzszy punkt wznosi sie jeszcze kilkaset metrow powyzej, a sama kaldera ma ladnych kilka kilometrow obwodu, wiec wyczyn zdobycia wyzszych partii i obejscia calej kaldery zostawilismy mlodszym "wulkanistom" a sami zeszlismy jeszcze kilkadziesiat metrow w dol by dojsc do lezacych wewnatrz krateru stawow. Wspaniale widoki zostaly zarejestrowane!!!
-
Macin, ciesze sie, ze Ci spodobal Grand Canyon... :-)
-
Dziekuje za odwiedziny... Pozdrawiam Cie serdecznie i slonecznie z Meksyku :-))
-
Sam sobie zazdroszcze i za nie moge uwierzyc, ze tu nie mieszkam... :-)
Ale ciekaw jestem Twoich nowych podrozy...
-
Agnieszko, akurat Cie przyuwazylem na Kolumberze, wiec lacze sloneczne pozdrowienia z Meksyku... Moja dluga podroz powoli dobiega konca, ale jeszcze jedna wspanaiala rzecz zostala mi do zobaczenia...
-
Moja podroz po Meksyku powoli dobiega konca...
Przez 2 dni bylismy w okolicach Patzcuaro. Wczesniej bylismy pod wulkanem Paricutin, ktory narodzil sie w 1943 roku na polu kukurydzy. W przeciagu tygodnia powstal stozek wysokosci kilkuset metrow. Lawa zalala kilka okolicznych wiosek, ktorych kamienne fragmenty wciaz wydostaja sie spod zastyglej lawy. Najbardziej okazalym wspomnieniem tamtych dni sa resztki pieknego kosciola San Juan, z ktorego zostala tylko fasada z jedna wieza i fragment presbiterium ze swietnie zachowanym oltarzem. Aby stanac przed oltarzem trzeba sie zsunac kilka metrow po zwalach lawy pionowo w dol. Niesamowite wrazenie!! Pod kosciol mozna podjechac w niecala godzine na koniu. Wokol sa wioski Indian Purepecha, ktorzy wynajmuja konie - i tak tez zrobilismy. W ich wsi przekrzykuja sie megafony, przez ktore nadaja w jezyku Purepecha - czulem sie jak gdzies w srodkowej Azji... :-)
Niedaleko Patzcuaro natrafilismy na male miasteczko Santa Clara del Cobre, gdzie akurat odbywal sie festyn miedziowy. Na rynku wystepowaly ludowe zespoly a we wszystkich glownych i bocznych uliczkach ludzie sprzedawali wyroby z miedzi. Niektore tandetne, ale sporo bylo wspanialych wyrobow. Na pare sami sie skusilismy...
Wieczorem dotarlismy do Toluca, skad jutro chcemy wyruszyc na Nevado de Toluca - najwyzszy wulkan w okolicy. Po drodze na chwile zatrzymalismy sie w Morelii- piekne srodmiescie, szkoda, ze czas nas naglil...
-
Woda, i to w dwoch stanach!! :-)
-
To drzewko to symbol Pienin! Ja je pamietam od dziecinstwa, a to juz wiele lat :-))
-
Hube tez!
-
Leonka, bardzo sie ciesze - jestes zawsze mile widziana :-))
-
Juz dotarlem do stolicy Meksyku, tak wiec petla sie zamknela: 4600km samochodem plus 800 pociagiem i 200 innymi srodkami. Ostatnim, ale mocnym akordem naszej podrozy byl wulkan Xinantécatl zwany rowniez Nevado de Toluca, ktory zostal zdobyty (choc nie w calosci)!! Do wysokosci 4030m npm dojazd samochodem zwirowa droga pelna ostrych zakretow. Nastepnie musielismy jeszcze podejsc 1.5 km sciezka przy roznicy wysokosci okolo 130 m, co przy rozrzedzonym powietrzu i naszej miernej kondycji nie bylo takie latwe :-)) Dotarlismy do najnizszego punktu kaldery, gdyz najwyzszy punkt wznosi sie jeszcze kilkaset metrow powyzej, a sama kaldera ma ladnych kilka kilometrow obwodu, wiec wyczyn zdobycia wyzszych partii i obejscia calej kaldery zostawilismy mlodszym "wulkanistom" a sami zeszlismy jeszcze kilkadziesiat metrow w dol by dojsc do lezacych wewnatrz krateru stawow. Wspaniale widoki zostaly zarejestrowane!!!
-
Macin, ciesze sie, ze Ci spodobal Grand Canyon... :-)
-
Dziekuje za odwiedziny... Pozdrawiam Cie serdecznie i slonecznie z Meksyku :-))
-
Sam sobie zazdroszcze i za nie moge uwierzyc, ze tu nie mieszkam... :-)
Ale ciekaw jestem Twoich nowych podrozy... -
Agnieszko, akurat Cie przyuwazylem na Kolumberze, wiec lacze sloneczne pozdrowienia z Meksyku... Moja dluga podroz powoli dobiega konca, ale jeszcze jedna wspanaiala rzecz zostala mi do zobaczenia...
-
Moja podroz po Meksyku powoli dobiega konca...
Przez 2 dni bylismy w okolicach Patzcuaro. Wczesniej bylismy pod wulkanem Paricutin, ktory narodzil sie w 1943 roku na polu kukurydzy. W przeciagu tygodnia powstal stozek wysokosci kilkuset metrow. Lawa zalala kilka okolicznych wiosek, ktorych kamienne fragmenty wciaz wydostaja sie spod zastyglej lawy. Najbardziej okazalym wspomnieniem tamtych dni sa resztki pieknego kosciola San Juan, z ktorego zostala tylko fasada z jedna wieza i fragment presbiterium ze swietnie zachowanym oltarzem. Aby stanac przed oltarzem trzeba sie zsunac kilka metrow po zwalach lawy pionowo w dol. Niesamowite wrazenie!! Pod kosciol mozna podjechac w niecala godzine na koniu. Wokol sa wioski Indian Purepecha, ktorzy wynajmuja konie - i tak tez zrobilismy. W ich wsi przekrzykuja sie megafony, przez ktore nadaja w jezyku Purepecha - czulem sie jak gdzies w srodkowej Azji... :-)
Niedaleko Patzcuaro natrafilismy na male miasteczko Santa Clara del Cobre, gdzie akurat odbywal sie festyn miedziowy. Na rynku wystepowaly ludowe zespoly a we wszystkich glownych i bocznych uliczkach ludzie sprzedawali wyroby z miedzi. Niektore tandetne, ale sporo bylo wspanialych wyrobow. Na pare sami sie skusilismy...
Wieczorem dotarlismy do Toluca, skad jutro chcemy wyruszyc na Nevado de Toluca - najwyzszy wulkan w okolicy. Po drodze na chwile zatrzymalismy sie w Morelii- piekne srodmiescie, szkoda, ze czas nas naglil...
-
Woda, i to w dwoch stanach!! :-)
-
To drzewko to symbol Pienin! Ja je pamietam od dziecinstwa, a to juz wiele lat :-))
-
Hube tez!
-
Leonka, bardzo sie ciesze - jestes zawsze mile widziana :-))