Wykorzystujemy pliki cookie, aby dostosować serwis do Twoich potrzeb. Możesz nie wyrazić zgody przez ustawienia przeglądarki internetowej. Szczegóły >
zamknij
-
-
- Po przylocie Katmandu, krótko do hotelu i rikszami pojechaliśmy, chłonąc ( inaczej tego nie da się po prostu określić) otaczające nas obrazy.
Pierwsze co rzuca się w oczy to tłumy ludzi. Nie, tłum nie jest właściwym pojęciem. Strumień? Nie, strumień też nie. To RZEKA ludzi. Idących, siedzących, leżących. Jedzących, rozmawiających, pogrążonych w śnie. Wśród krów, psów, kóz, zdechłych szczurów.
Prawie nie ma mowy o fotografowaniu. Moja uwaga koncentruje się na ciągłym patrzeniu pod nogi z obawy, aby nie wdepnąć w leżące wszędzie ekskrementy.