Wykorzystujemy pliki cookie, aby dostosować serwis do Twoich potrzeb. Możesz nie wyrazić zgody przez ustawienia przeglądarki internetowej. Szczegóły >
zamknij
-
-
- przypadek sprawil,ze trafilem do tego baru..nioe pamietam nazwy..ale bylo niesamowicie. Dziadek, prawdopodobnie wlasciciel lokalu i maz , gotujacej zony z jednym zlotym zebem na przodzie, powiedzil mi czego nie maja a co serwuja. Zamowilem danie dnia, czyli (widoczny w galerii, mix z groszkiem) i jem. Wszyscy sie patrza i usmiechaja, mysle kurde..cos nie tak.. babcia(zona, matka i kucharka) sie smieje, dziadek sie usmiecha... macham do nich, ze jdalo wchodzi wybornie i chyba na ten znak czekali, bo zabrali sie do swoich spraw. Po pieciu minutach jedzenia, wpada starsza babcia, kieruje sie za bar, za ktorym okazuje sie chodzic pralka. Wyciaga wyprane rzeczy i wychodzi z lokalu. po chwili przychodzi inna babcia ze swoim praniem, wchodzi bez pardonu za bar wlacza pranie, wsypuje proszek... wypija szybko mala czarno i wychodzi..a ja jem groszek. Taki byl klimat tego miejsca, bar, garkuchnia i pralnia w jednym!