Podróż Indie sprzed ćwierćwiecza
"Brama Indii" ("The Gateway of India") to nazwa monumentalnego łuku wzniesionego w latach 1915-1924 na bombajskim nabrzeżu w celu upamiętnienia wizyty króla Anglii Jerzego V i jego małżonki, Marii. Dla mnie Bombaj stał się również bramą Indii, gdyż w nim postawiłem po raz pierwszy stopy w tym kraju. Było to w czerwcu 1985 roku. Pamiętam, jak po całonocnym locie z Pragi i krótkim odpoczynku w naszym hotelu pojechaliśmy na obiad z agentem do restauracji "Taj Mahal", mieszczącej się w pięciogwiazdkowym hotelu o tej samej nazwie. Na zalanej stojącym w zenicie słońcem ulicy było gorąco jak w piekle. My siedzieliśmy w klimatyzowanej sali a za oknem jak na wyciągnięcie dłoni widać było właśnie "Bramę Indii". Oczywiście, tuż po obiedzie poszliśmy ją obejrzeć z bliska. W ten sposób "Gateway of India" stała się również i dla mnie bramą, od której zaczęła się moja podróż. Ponieważ nasz partner chciał nam pokazać miasto pojechaliśmy do hinduistycznej świątynii Walkeshwar mieszczącej się w rezydencjalnej dzielnicy Malabar Hill. Świątynia, poświęcona bogowi Sziwie została założona w tym miejscu w I połowie XII wieku, lecz później została zniszczona przez Portugalczyków, którzy władali miastem w latach 1534 - 1661 (nota bene, mało kto wie, że nazwa "Bombaj" pochodzi od portugalskiego "Bom Bahia"). Świątynię odbudowano w 1715 roku, dzięki staraniom kupca i filantropa Ramy Kamatha. Obecnie obok funkcji sakralnych, świątynia jest miejscem, w którym odbywają się festiwale klasycznej muzyki hinduskiej. Do świątyni przylega duży prostokątny basen Banganga, będący dawnym zbiornikiem słodkiej wody, wybudowany w tym samym czasie co Walkeshwar Temple.
Następne dni pobytu w Bombaju były wypełnione pracą i nie dawały zbyt wielu możliwości zwiedzania miasta. Oczywiście, w wolnym czasie chodziliśmy na spacery w okolicach naszego hotelu, mieszczącego się niedaleko pięknego budynku dworca kolejowego Victoria Station. Jak można się domyślić, budynek pochodzi z epoki wiktoriańskiej, gdy Indie były perłą w koronie brytyjskiej. Dworzec został wybudowany w 1888 roku, w stylu będącym połączeniem neogotyku z architekturą indyjską. Budynek robi naprawdę spore wrażenie. W roku 1996 nadano mu nazwę Chhatrapati Shivaji, na cześć XVII-wiecznego założyciela państwa Maharasztra. W roku 2004 dworzec ten został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Z wędrówek po Bombaju pamiętam także ludzi śpiących na ulicznych chodnikach i gromady żebrzących dzieci. Przedtem nigdy nie spotkałem się z taką nędzą, ale wtedy nie widziałem jeszcze Kalkuty.
Miałem okazję odwiedzić Bombaj ponownie w grudniu 1987 roku, ale wówczas byłem w mieście krócej i nie miałem właściwie okazji zobaczyć niczego więcej niż za pierwszym razem.
Z góry przepraszam za nienajlepszą jakość zdjęć. Są to skany ze slajdów robionych wówczas na jedynie dostępnych wówczas filmach ORWO, a i sprzęt pozostawiał sporo do życzenia. Dotyczy to zdjęć nie tylko z Bombaju, ale i z innych miejsc Indii.
Tytuł może być nieco mylący, bo może kojarzyć się z awangardowym musicalem Kennetha Tynana, pełnym seksu i erotyzmu, wystawianym na Broadwayu na początku lat 70-tych. Tymczasem w obu podróżach do Kalkuty (w 1985 i 1987 roku) nie było (niestety) nic z tych rzeczy...
Po przeszło dwugodzinnym locie z Bombaju, wylądowaliśmy na lotnisku Dum Dum w największym mieście Bengalu Zachodniego (od tej miejscowości, stanowiącej dziś przedmieście Kalkuty wzięły nazwę pociski o wierzchołku pozbawionym płaszcza, ściętym płasko, rozciętym wzdłuż lub wydrążonym, zakazane przez konwencję haską już w 1899 roku). Już jadąc do hotelu zanurzyliśmy się w hałaśliwe ulice, pełne ludzi, riksz rowerowych i pieszych, tuk-tuków, i samochodów. Miało się wrażenie, że cały ten ruch nie podlega żadnym regułom i odbywa się w kompletnym chaosie. Na każdym skrzyżowaniu, do zatrzymujących się samochodów podbiegały grupy handlarzy i gromady biedaków, proszących o jałmużnę. Już na pierwszy rzut oka widać było, że różnice społeczne są tu ogromne. Tuż obok pięknych rezydencji i eleganckich hoteli można było dostrzec całe rodziny mieszkające po prostu na ulicy. Ich cały dobytek stanowiła brudna mata do spania i postawiony na cegłach garnek, w którym na tlącym się ognisku gotował się skromny posiłek. Tu, w jeszcze większym stopniu niż w Bombaju, można było stwierdzić słuszność powiedzenia, któregoś ze znanych podróżników, że "Indie trzeba zobaczyć i...powąchać".
Kalkuta została założona w 1690 roku, kiedy Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska weszła w posiadanie trzech wiosek, w tym Kalikaty, od której nazwy wywodzi się nazwa miasta. W 1772 roku Kalkuta została stolicą Indii Brytyjskich, pozostając nią do roku 1912, kiedy to utraciła tę pozycję na rzecz New Delhi. W czasie II wojny światowej, w latach 1942 - 1944, miasto zostało kilkakrotnie zbombardowane przez Japończyków. W tym okresie doszło do klęski głodu, który dotknął kilka milionów ludzi. Po odzyskaniu niepodległości i podziale Indii Brytyjskich doszło do masowej migracji: Hindusi uciekali z ówczesnego Pakistanu Wschodniego (obecnego Bangladeszu) do Indii, natomiast muzułmanie migrowali w przeciwną stronę.
W czasie pierwszego pobytu w Kalkucie w 1985 roku mieliśmy okazję zwiedzić kilka światyń, leżących po drugiej stronie Hooghly River (jedna z odnóg Gangesu), w pobliżu znanego mostu Howrah Bridge. Spośród nich zdecydowanie największe wrażenie zrobił na mnie kompleks Dakshineshwar Kali Temple. W pobliżu tej światynii oglądaliśmy także pielgrzymów, zażywających rytualnych kąpieli w rzece Hooghly. Obejrzeliśmy również światynię Ramakrishny. W czasie drugiej wizyty w 1987 roku udało mi się zobaczyć, leżący również w Howrah, piękny ogród botaniczny zwany wówczas Calcutta Botanical Garden, obenie znany pod nazwą Acharya Jagadish Chandra Bose Botanical Garden, monumentalne muzeum królowej Wiktorii (Victoria Memorial) i położoną obok, protestancką katedrę św. Pawła, a także piękny hinduski zespół światynno-pałacowy, którego nazwy niestety już nie pamiętam.
Delhi znam najsłabiej ze wszystkich miast, które odwiedziłem w Indiach. Poza spacerami w okolicach Janpath Avenue, znanego z "Kamiennych Tablic" Żukrowskiego Connaught Place, wizytą na Palika Bazaar i zaliczeniem dzielnicy rządowej z monumentalną "Bramą Indii", postawioną w hołdzie indyjskim żołnierzom poległym w czasie I wojny światowej nie widziałem w zasadzie miasta. Wszystkie wskazane wyżej miejsca były w miarę blisko hotelu, w którym mieszkaliśmy, a większość czasu w ciągu pobytu zajmowały jednak sprawy zawodowe. Wygospodarowany dla siebie wolny dzień przeznaczyliśmy na całodzienną wycieczkę do odległej o 200 km Agry. Poświęciliśmy więc delhijski Kutub Minar, Grobowiec Hamajuna i Red Fort na rzecz Taj Mahalu i Czerwonego Fortu w Agrze.
Z samego Delhi najbardziej wryły mi się w pamięć tybetańskie kramy i zaklinacze węży na Janpath Avenue i stary żebrak siedzący przy wejściu do naszego hotelu. Każdego ranka, gdy wychodziliśmy na miasto potrząsał puszką, do której wrzucaliśmy mu kilka rupii. Później, w ciągu dnia nie prosił nas już o datki tylko kłaniał się i składał ręce w geście podziękowania za to, co dostał już rano. No i może jeszcze Connaught Place, które w rzeczywistości mocno odbiegało od wyobrażenia, jakie wyniosłem z lektury powieści Żukrowskiego - było w swoim charakterze bardzo "zachodnie" i nie kojarzyło mi się wcale z romantycznymi chwilami, jakie spędzali tu powieściowi bohaterowie, Isztvan i Margit.
Niestety, gdzieś zapodziały mi się delhijskie zdjęcia. Jeżeli przypadkiem wpadną mi w ręce, uzupełnię nimi słowną relację.
Choć osadnictwo w okolicach dzisiejszej Agry sięga czasów starożytnych, to miasto to zostało założone dopiero na poczatku XVI wieku. Ćwierć wieku później, założyciel muzułmańskiej dynastii Wielkich Mogołów, Babur uczynił z Agry stolicę swego państwa. Miasto rozbudował, panujący w II połowie XVI wieku, najwybitniejszy władca z tej dynastii - Akbar. Powstał wówczas fort, liczne reprezentacyjne budowle, pałace, meczety i mauzolea. Miasto liczyło wówczas ok. 750 tys. mieszkańców i należało do największych metropolii ówczesnego świata. Oprócz meczetów, funkcjonowały w Agrze również światynie innych wyznań: hinduistyczne, buddyjskie, zoroastriańskie, dżinistyczne i chrześcijańskie.
Najbardziej znany zabytek Agry - Taj Mahal został wzniesiony przez cesarza Szahdżahana dla upamiętnienia ukochanej żony Mumtaz Mahal, która zmarła w 1631 roku przy porodzie 14. dziecka, w czasie wyprawy wojennej Szahdżahana do Dekanu. Mauzoleum wzniesiono na brzegu przepływającej przez Agrę Jamuny. Wejście do niego prowadzi przez ogromną Bramę Saraceńską, wykonaną z czerwonego piaskowca. Po obu stronach szerokiego kanału, przez rozległe ogrody, prowadzą do gmachu mauzoleum wyłożone marmurem schody. Stojący na platformie grobowiec o wysokości 74 m, zwieńczony jest ogromną kopułą centralną, otoczoną przez 4 mniejsze kopuły boczne. W jego narożach wznoszą się 4 wysmukłe okrągłe minarety. Sklepione łuki pokryte są mozaikami i wersetami z Koranu. Umieszczono tam również sentencję, której autorem jest według tradycji sam Szahdżhan: "Winny niech szuka tu schronienia. Niech będzie wolny od grzechu, jak ten, któremu wybaczono. Niechaj grzesznik podąża do tego przybytku - wszystkie jego grzechy zostaną tu zmyte. Jego widok wzbudza westchnienia smutku, a słońce i księżyc wylewają łzy ze swoich oczu. Gmach ten został wzniesiony na tym świecie, aby okazać chwałę Stwórcy".
Budowla naprawdę poraża pięknem, elegancją, subtelnością i harmonią kształtów. Nic dziwnego, że znalazła się ona na liście nowych cudów świata.
Drugim, przepięknym zabytkiem jest Czerwony Fort (Red Fort). Został zbudowany za panowania Akbara w II połowie XVI wieku. Jest położony około 2 km od Taj Mahal, również w pobliżu brzegów Jamuny. Fort był otoczony zachowaną częściowo do dziś fosą i potężnymi ponad 20-metrowymi, blankowanymi murami, których długość wynosiła około 2,5 km. Całość była wykonana z czerwonego piaskowca, stąd nazwa "Czerwony Fort". Droga do twierdzy prowadziła przez monumentalną bramę Amar Singh, zaś do jej wewnętrznej części - przez kolejną bramę, nad którą góruje dwupiętrowa, ośmioboczna Wieża Jaśminowa, kryta złoconą kopułą. W pobliżu wieży mieściły się najważniejsze pawilony cesarskiej rezydencji. Podobnie jak Taj Mahal, również Czerwony Fort pozostawia w pamięci przybysza niezatarte wrażenie. Chęci zwiedzania nie stłumił w nas nawet panujący w czasie naszego pobytu niemożebny upał (był wówczas początek czerwca), sięgający 45 stopni w cieniu. Wytchnieniem był obiad, spożywany w chłodnym, klimatyzowanym pomieszczeniu i powrót do Delhi klimatyzowanym autobusem.
Z drogi powrotnej pamiętam rolniczy krajobraz przemierzanego stanu Uttar Pradesh, intensywny i gęstniejący w miarę zbliżania sie do stolicy ruch uliczny i osobliwy indyjski hotel. Otóż w szczerym polu było ustawione w kilku rzędach obok siebie kilkadziesiąt łóżek polowych. Cały placyk był odgrodzony rozpiętą na palikach linką a przy wejsciu, nad którym widniał napis "hotel" ustawiono budkę, w której siedział stróż pobierający opłaty za nocleg.
Później, po powrocie do Delhi trochę żałowałem, że nie damy rady już zobaczyć zabytków stolicy, ale myślę, że Agra była jednak dobrym wyborem.
Z Twojego tekstu dowiedzialem sie paru ciekawych rzeczy, jak zwykle zreszta :-)