Podróż Sentymentalny powrót do Norwegii
Kiedy miałem kilka lat to często z ust mojej rodziny słyszałem takie słowa - "puście wariata, niech sobie polata". Wtedy nikt nie przypuszczał jak głęboko wezmę sobie do serca te słowa. Okazja trafiła się 25 kwietnia na trasie Wrocław - Modlin - Rygge (Oslo) - Wrocław. Wszystko w jeden dzień, za troszkę więcej niż 100 zł, a w Norwegii 10 godzin wolnego czasu. Mój pomysł wśród znajomych spotkał się z zaciekawieniem, zainteresowaniem, ale również z kompletnym brakiem zrozumienia. Wiedziałem za to, kto nie będzie się długo zastanawiał - Tomek - przyjaciel z czasów studiów, z którym spędziliśmy miesiąc na autostopie w Norwegii. Zaczęliśmy liczyć, to było 17 lat temu.
Spotkaliśmy się na lotnisku we Wrocławiu, szybka przesiadka w Modlinie, a po chwili już lecimy nad Bałtykiem. Zatoka Pucka wygląda fantastycznie, po pół godzinie widać wybrzeże Szwecji. Przychodzą pierwsze wspomnienia i refleksje. Wspominamy 1,5 dniową podróż samochodem i promem do Ystad i dalej do Oslo i ten strach, że i tak nas mogą z promu zawrócić, bo podobno mogli wymagać okazania środków na cały pobyt. Nic takiego się nie wydarzyło. Dzisiaj lecimy z dowodem osobistym w kieszeni. Spoglądamy w dół i nie chce się nam wierzyć, że w Rygge ma być 8 stopni i deszcz. Pojawiła się biała pierzynka, która w miarę obniżania lotu zmieniła kolor na ołowianoszary. Ziemia wyłoniła się nagle, szara bura i mokra. We Wrocławiu wiosna wygrywa o jakieś 3 tygodnie. Prognoza niestety się sprawdziła – leje. Stoimy pod daszkiem terminalu i staramy zorientować się w sytuacji. W Moss kończyliśmy nasze poprzednie spotkanie z Norwegią i zapamiętaliśmy tą miejscowość jako mało atrakcyjną, dlatego tym razem mamy zamiar zwiedzić Fredrikstad. Podjeżdża autobus, bez namysłu wskakujemy i przez mokre szyby oglądamy norweskie charakterystyczne domki i gospodarstwa.
Fredrikstad jest niewielkim miasteczkiem położonym na kilku cyplach i wysepkach u ujścia rzeki Glomma. Niewątpliwie największą atrakcją jest ufortyfikowana część miasta, po wschodniej stronie cieśniny Østerelva i właśnie tam kierujemy nasze kroki. Ale zanim dotrzemy na miejsce, przyglądamy się Fredrikstad. Miasteczko jest bardzo sympatyczne, w centrum znajduje się kilka deptaków ze sklepikami, kafejkami i barami. Tradycyjna, drewniana architektura norweska wymieszana jest z nowoczesnymi biurami, galeriami handlowymi i kilkupiętrowymi blokami mieszkalnymi z pięknymi tarasami i wielkimi oknami skierowanymi na cieśninę. Na szczęście deszcz ustaje.
Docieramy do Tollbodbrygga, miejsca w którym znajduje się przeprawa promowa. Po chwili płyniemy tramwajem wodnym (darmowym), który z impetem skacze po falach.
Twierdza została wybudowana w XVII wieku i znaczenie militarne miała do końca XIX wieku, czyli w trakcie wojen norwesko-szwedzkich. Twierdza otoczona jest od zachodu cieśniną, a od wschodu fosą w kształcie gwiazdy. Kilka przecinających się uliczek otaczają dodatkowo mury i wały obronne. Oprócz urokliwych, kolorowych domków, wewnątrz twierdzy znajduje się kościół i zabudowania garnizonu. Godzina czasu okazuje się wystarczającym czasem na zwiedzenie tej części Fredrikstad.
Dalej postanawiamy dotrzeć na jeden ze skalistych cypli wyspy Kråkerøy. Spacer zajmuje nam ponad godzinę. Po drodze już snujemy plany na przyszłość, głównie jak uczcić nasze 20-lecie wyprawy z czasów studenckich. Mijamy granitowe, obłe skałki i tradycyjne zabudowania norweskie. Im bliżej wybrzeża, tym domki stają się bardziej malownicze. Przy końcu cypla kończy się droga asfaltowa, idziemy lasem sosnowym. Od czasu do czasu, pomiędzy drzewami wyłaniają się czerwone albo białe hytter – domki wakacyjne. W końcu coraz niższe sosny zanikają zupełnie i stajemy na gołych, gładkich skałach. Cypel przechodzi w coraz mniejsze wysepki i głazy wystające prosto z morza. Na największą wysepkę - Enhusholmen prowadzi drewniany mostek. Skaczemy po skałach i robimy zdjęcia, a w tym czasie wiatr próbuje zdmuchnąć nas prosto do morza. Pogoda nas nie rozpieszcza, ale zabawę mamy jak dzieci. Żałujemy, że jeszcze dzisiaj musimy wrócić i wspominamy nasze biwaki w takich urokliwych miejscach. Drogę powrotną obieramy wzdłuż zatoki Enhuskilen, po wschodniej części cypla. Znakowana ścieżka prowadzi nas pomiędzy skałkami przez pachnący wilgocią las sosnowy. Co jakiś czas doprowadza nas na skraj lasu, skąd rozpościera się widok na zatokę, aby w końcu sprowadzić nas na długi, drewniany pomost, przytwierdzony do skał, wiszący nad wodą. Na końcu zatoki znajduje się camping i ku naszemu zaskoczeniu, pomimo pogody jest w połowie zajęty przez campery i przyczepy.
Wracamy do miasta i zasiadamy w przytulnej kafejce, przy pysznym espresso. Wymieniamy się spostrzeżeniami i wspomnieniami z naszego pierwszego wyjazdu do Norwegii. Kraj ten nas nie mógł dzisiaj zaskoczyć, no może poza ilością Tesli i innych samochodów elektrycznych w takim niewielkim mieście. Refleksja była jedna – Polska się niesamowicie zmieniła przez te 17 lat. Z taką myślą kierujemy się tym razem na dworzec kolejowy i wsiadamy do bliskiego kuzyna pendolino, tylko czerwonego. Na dworcu w Rygge już czeka shuttle bus, a kierowca stoi na peronie i uśmiechnięty zaprasza nas do środka. Samolot jest pełny, ale mamy wrażenie, że tylko my dwaj jesteśmy turystami…
PS
Dziękuję wszystkim Kolumberowiczom (tym którzy tutaj jeszcze zostali). Dzięki Wam moja "Ostatnia podróż" okazała się przedostatnią. Do zobaczenia, bo w końcu kolumber to my.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
...jak widać, warto jest wyjeżdżać w świat. Choćby i po to, żeby zobaczyć jak nasz kraj przez siedemnaście lat się zmienił ... :-) ...
-
Dzięki Klaro, pozdrawiam.
-
Renato, po prostu lubię być w ruchu i strasznie lubię latać. Nawet drobne niedogodności nie są w stanie mnie zniechęcić do takiego wypadu. Kolejna rzecz to ograniczony urlop, a i u rodziny zawsze łatwiej wytargować jeden dzień niż cały weekend ;) Ale zawsze wracam z niedosytem...
-
i oczywiście z nadzieją, że jednak K. da nam szansę na kolejne spotkanie
-
fajnie spędzonych kilka godzin. Norwegia to też mój ulubiony kierunek. Ostatni raz byłam tam 5 lat temu, strach liczyć, choć na podróże odbyte w tym czasie nie mogę narzekać. Wspominam Twój wypad do Amsterdamu i szczerze podziwiam, że Ci się chce tak na kilka godzin, ja bym kombinowała, żeby chociaż jeden czy dwa noclegi załatwić. Chyba się starzeję, ale pozdrawiam z młodzieńczym uśmiechem.
-
To zdecydowanie mój ulubiony kierunek, muszę kiedyś wrócić na dłużej.
-
Ciekawa podróż i świetne zdjęcia .. nie w moich planach .. .
Pozdrawiam Tadek -
Widzę że w moich okolicach byłeś :) szkoda tylko że pogoda nie dopisała :)
pozdrawiam... -
Może ostatnio (przedostatnio) byłem zbytnio rozemocjonowany... w każdym razie miło znowu się z Wami spotkać. Za wielki plus uważam, że po zalogowaniu można dodawać podróże, plusy, komentarze... bywało już dużo gorzej.
-
Grzegorzu, mam nadzieję, że każda Twoja podróż na K. będzie jednak przedostatnia.
Fajny krótki i szalony wypad, ja pamiętam z Fredrikstad głównie twierdzę i bardzo mi się podobała.
Czekam na kolejną podróż. -
... :-) ...
-
Fajny pomysł na wycieczkę.
Cieszę się,że to nie jest Twoja ostatnia podróż tutaj.
Pozdrawiam-) -
wrócę tu jeszcze, powspominać Fredrikstad, na razie pozdrawiam
-
Dzięki Piotrze. To również, a może głównie, Twoja zasługa :)
-
...do podróży oczywiście wrócę, ale póki co cieszę się, że Twoja podróż nazwana ostatnią wcale taką się nie okazała!
... :-) ...
Pozdrawiam.