2013-10-02 - 2013-10-03

Podróż Długi dom na Borneo

Opisywane miejsca: Kuching (7622 km)
Typ: Album z opisami

Domy wielorodzinne znamy z naszych okolic napewno. Pojawiają się tu i ówdzie na świecie. Dawniej coś jak nasz Biskupin i dziś, na przykład w Azji.  W jednym takim gosciłam na Borneo.

Zarezerwowałam go jeszcze z domu, przygotowując całą trasę po Malezji. Urlop nie był długi, na Borneo nie było zbyt wiele czasu, ale bardzo chciałam zobaczyć jak mieszkają tamtejsi ludzie, tradycyjnie nie w miastach, lecz na wsi. Jeden taki dom, a właściwie wieś, była oddalona od Kuching, najbliższego i największego miasta na malezyjskiej części Borneo, dosyć sporo i markowany był nazwą Hilton. To skutecznie mnie odstraszyło. Drugi, mniej popularny, był relatywnie blisko. Ponad godzinę jazdy autem od miasta. Nazywał się Annah Rais.

Dojazd mieliśmy umówiony przez internet, łącznie z całą rezerwacją, która obejmowała pakiet noclegowo-żywieniowy. Każdy wedle uznania może wybrać sie tam na jeden dzień lub dłużej. My wybraliśmy sie na jedną noc, wyruszając z Kuching rano,  umówiana taksówką. Dołączył się do nas też pewien Francuz, który nocowałl w tym samym hostelu Lodge 121. Bardzo fajny hostel. Wnętrze naprawdę nowoczesne, miłe, przestronne choć z zewnatrz nie zachęca. I ceny również miłe. Do tego rano można sobie posmarować kilka tostów z masłem orzechowym I dźemem, oraz wypić herbatę czy popularne w Malezji kakao Milo.

Nasz gadatliwy taksówkarz, Chińczyk z pochodzenia, miły gość, poopowiadał nam na trasie ciekawostki o Malezji, coś z polityki, edukacji, życia codziennego. I tak zleciało. Dotarlismy na miejsce kolo 9ej rano. Przyjął nas szef wioski, o wyglądzie dobrze odrzywionego lokalnego sołtysa,  calkiem w cywilnym ubraniu, nie tak jak zachęcają ulotki np. Sarawak Cultural Village. Opłaciliśmy pobyt, zaopatrzyłl nas w wodę, schłodzoną, bo nie można zapominać jaka na dworze panuje temperatura. Wyruszyliśmy na trekking po dżungli, co było pierwszym punktem programu. Lokalny przewodnik, prowadził nas dwie godziny przez bambusowe zarośla, gdzie co krok pojawiały sie roślinki mięsożerne, kwiaty bananowca i dużo ciekawych innych roślin. Ale, zapewne na skutek działań człowieka i nadmiernego korzystania z dóbr dżungli a zwłaszcza z bamusa, wyniosły sie wszystkie zwierzęta. Niemnej jednak, trasa była ciekawa i wcale nie lekka. Po półgodzinie marszu przewodnik zrobił pauzę a ja nieomieszkałam spytać ile jeszcze przed nami. Na odpowiedź, ze jeszcze półtorej godziny, lekko mnie zmroziło, co w tym klimacie jest rzadkością. Wystąpiły raczej siódme poty, bo już serio byłam mokra. Ale miejsce do którego dotarliśmy warte było wszelkiego wysiłku. Nagrodą był bowiem wycinek raju. Wodospad ukryty w dżungli, woda przejrzysta jak kryształl. Nikogo innego tylko my. Nasz przewodnik ugotował tradycyjne danie - penso, przygotowując najpierw garnek z bambusa, czyszcząc go dokładnie piaskem z dna płynącego wodospadu, poczym wcisnął w niego ryby, osobno kurczaka i to wszystko tak zagotowal. Idealny timing, głód narastał więc wszystko smakowało należycie, do tego doprawione okoiczlościami przyrody. Jak ktoś dobrze wypatrzył móak ktoś dobrze wypatrzył mógł sobie prosto z krzaczka urwać papryczkę chilli. Oj były ostre. Po egzotycznym posiłku byl czas na relaks, kąpiel, schłodzenie sie a potem powrót do długiego domu. Droga powrotna była o wiele lżejsza, jakby krótsza. Ale ponoć to normalne jak się wraca. Wieczorem byłl spacer po wiosce, oprowadzanie, opowiadanie. Czas wolny, kolacja,  a nastepnie krótkie przybliżenie historii I tradycji lokalnego ludu Annah. Szef wioski, ktory prowadzi ów biznes dla turystów poczęstowal nas  alkoholem, który robi sam, herbatą z liany a potem pokazał i opowiedział to co najważniejsze dla zachowania tradycji ludowej. Dmuchawy, strzalki, nawet pięćsetletni kosz do przenoszenia głowy wroga.

Wieczór dobiegł końca rano opuścilismy Annah Rais, zadowoleni,  pełni wrażen, udając sie do Parku Narodowego Bako, po drodze zahaczając o orangutany. W towarzystwie oczywiście tego samego umówionego taksówkarza.

  • długi dom
  • widok na granicę z Indonezją
  • dzbaneczniki
  • przewodnik toruje drogę
  • bambusowy las
  • na trasie
  • autostrada w dżungli
  • przygotowywanie posiłku
  • obiad się gotuje
  • ryż
  • serwis
  • gotowe
  • przy wodospadzie
  • przy wodospadzie
  • długi dom
  • wytwórca drewnianych zabawek
  • dziedziniec
  • sołtys, zarządca
  • kolacja
  • kosz na obcięte głowy
  • mycie garnka

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. kahlan77
    kahlan77 (16.12.2013 5:25) +1
    Egzotyczny domek,lubię takie klimaty.
  2. pt.janicki
    pt.janicki (07.10.2013 23:11) +3
    ...a ile w takim domu zamiatania!...
  3. hooltayka
    hooltayka (04.10.2013 13:17) +2
    Bardzo ciekawe miejsce.
    Pozdrawiam-)
  4. zola
    zola (04.10.2013 7:23) +4
    dzieki za poswiecona uwage,

    dlugie domy to znane zjawisko, praktyczne, zdaje sie dla wspolnot mieszkaniowych :)
  5. eli_ko
    eli_ko (03.10.2013 19:47) +4
    bardzo fajna przygoda :)
  6. iwonka55h
    iwonka55h (03.10.2013 19:15) +3
    przykład takiego długiego domu można zobaczyć na Lofotach, w miejscowości Borg.