Jurajskie Wybrzeże (The Jurrasic Coast) jest jedną z bardziej popularnych atrakcji, którą mogą poszczycić się Anglicy. Wpisane na listę dziedzictwa Unesco, rozciągające się na 153 km południowej części Anglii klify zostały rozsławione głównie dzięki niespotykanej formacji skalnej Durdle Door we wschodniej jego części, przyciągającej corocznie miliony odwiedzających. Zachodnia jego część, którą odwiedziłem pomimo iż nie może poszczycić się pomnikami natury tego kalibru, prezentuje się niemniej atrakcyjnie.

Pierwszy raz z Jurajskim Wybrzeżem miałem styczność dobre kilka lat temu, jadąc pociągiem z Londynu Paddington do St Ives w Kornwalii. Nie miałem wtedy żadnego pojęcia o istnieniu tego cudu natury, można więc sobie wyobrazić moją mine gdy jadąc szczytem klifu objawiały mi się coraz to nowe jego oblicza: od niespotkanych przez mnie nigdzie indziej bordowych klifów, po białe, kredowe skały zatopione w morzu. Wtedy właśnie postanowiłem sobie, że jeszcze tu wrócę i na pewno nie będę tylko przejazdem.

Plany ziściły się dopiero kilka lat później, a to za sprawą kilku dni wolnych przypadających na Święta Wielkiej Nocy. Odległość 281 km. nie jest dystansem który może szokować, szczególnie gdy jego 90% stanowią autostrady i drogi ekspresowe, mimo to ten zaledwie kilkugodzinny przejazd doświadczył podróżujących kilkoma emocjonującymi, ale i zabawnymi chwilami. Stało się tak za sprawą kierowcy, który kilka dni wcześniej odebrał prawo jazdy, tak więc była to jego pierwsza długodystansowa trasa.

Wybrane na nocleg Sidmouth, to liczące 15 tys miasteczko u ujścia rzeki Sid (jak mówi jego nazwa). Przepięknie położone w dolinie między klifami, jest często wybierane przez Anglików jako miejsce do życia na emeryturze – 40% mieszkańców ma więcej niż 65 lat. Oprócz położenia i przyrody największą atrakcją miasta jest doroczny Tydzień Folkowy (Sidmouth Folk Week)

Po dojechaniu do pensjonatu i chwili oddechu w swoim pokoju, ruszyliśmy w miasto. Oczywiście pierwsze kroki skierowaliśmy do Informacji Turystycznej, gdzie zaopatrzyliśmy się w mapy i broszury z lokalnymi atrakcjami. Następnie instynkt zaprowadził nas na wybrzeże, gdzie naszym oczom ukazały się wreszcie szokujące, czerwone klify Jurajskiego Wybrzeża. Idąc w kierunku zachodnim, dotarliśmy do Sidmouth Clocktower, wieży zegarowej z XVIII w. zbudowanej na skraju klifu. W jej bezpośrednim sąsiedztwie znajdują się ogrody Connaught (Connaught Gardens), ale żeby móc je podziwiać trzeba najpierw wspiąć się po stromych schodach zwanych „Drabiną Jakuba” (Jacob’s Ladder). Wysiłek wart zachodu, bo w pakiecie dostaniemy piękną panoramę okolicy.

  • Bród dla samochodów
  • Widok na Peak Hill
  • Promenada w Sidmouth
  • Promenada w Sidmouth
  • Pieszy który umie latać
  • Odpływ na plaży w Sidmouth
  • Schody do Sidmouth Clocktower
  • Widok z Wieży Zegarowej na wschód
  • Widok z Wieży Zegarowej na zachód
  • Connaught Gardens
  • Sidmouth Clocktower
  • Peak House
  • Pięknie położone Sidmouth
  • Widoczek na wschód
  • Robin czyli inaczej rudzik
  • Rzeka Sid
  • Drzewa walczące o życie
  • Park przy Sid
  • Drzewko w parku

Idąc trasą będąca częścią szlaku Southwest Coast Path, ciągnącego się wzdłuż całego południowego wybrzeża, na zachód od Sidmouth, droga zaczyna się gwałtownie wznosić żeby później zmienić się w gustowne schodki. To dlatego, że wspina się ona na mierzącą 156 m. n.p.m., regularnie erodowaną przez wiatr i morze górkę zwaną Peak Hill. Wejście na nią ciągnie się przez las, oraz wzdłuż pastwisk okraszonymi owczymi stadami. Żeby mieć przyjemność popatrzeć "z góry" na Sidmouth i okolicę, trzeba nieco zboczyć z głównego szlaku i wspiąć się na klif wąską i dosyć stromą ścieżką.Wejście i zejście może stanowić pewien problem gdy popada i zalega na nim błoto.

Jeżeli starczy sił, można jeszcze zejść z górki do Ladram Bay, żeby pooglądać z bliska liczne, losowo rozrzucone części klifów. 

  • Niekończące się schody
  • Pastwiska na szlaku
  • Pagórkowata angielska wieś
  • Pagórkowata angielska wieś
  • Pastwiska na szlaku
  • Pastwiska na szlaku
  • Widoki w drodze na Peak Hill
  • Widoki w drodze na Peak Hill
  • Widoki w drodze na Peak Hill
  • Co za widok!
  • Widok z Peak Hill na Sidmouth
  • Porozrzucane resztki klifów
  • Widoki z Peak Hill
  • Porozrzucane resztki klifów
  • Porozrzucane resztki klifów
  • Porozrzucane resztki klifów
  • Porozrzucane resztki klifów
  • Porozrzucane resztki klifów
  • Porozrzucane resztki klifów

Wydawałoby się, że jeżeli miejsce nosi nazwę Beer i leży w kraju anglojęzycznym, to na 99.9% musi mieć coś wspólnego z przemysłem piwowarskim. Nic bardziej mylnego, bo wioska ta, zamieszkała przez zaledwie 1300 mieszkańców, zawdzięcza swoją wdzięczną nazwę anglo-saksońskiemu słowu „bearu”, co oznacza gaj. Miejsce to historycznie było osadą przemytników, którzy chowali swoją kontrabandę w licznych, otaczających je jaskiniach. Z biegiem czasu jego mieszkańcy zaczęli imać się legalnych zajęć, tj. rybołówstwem i... produkcją koronek.

Beer od Sidmouth dzieli dystans około 16 kilometrów.  Dotarcie tam samochodem zajmuje zaledwie około 20 minut. Jest to jednak wersja dla mięczaków i nudziarzy, bo o wiele ciekawiej i przy okazji zdrowiej udać się tam na własnych nogach. Nam też opcja „20 minut” nie przypadła do gustu, także zaraz po śniadaniu (angielskim oczywiście), skierowaliśmy nasze kroki na wspomniany szlak Southwest Coast Trial, tyle że tym razem w kierunku wschodnim. Trasa jest bardzo ciekawa i malownicza, o czym można przekonać się oglądając zdjęcia, ale także może wydać się wyczerpująca dla niewyrobionych piechurów, bo teren kilka razy wznosi się, żeby później sięgnąć poziomu morza. Na pierwszy ogień poszło najwyższe Salcombe Hill (165 m n.p.m.),  później Dunscombe Cliff (152 m n.p.m.). Po tych odrobinę dwóch wyczerpujących górkach zeszliśmy w dolinę i pozwoliliśmy sobie na chwilę relaksu na plaży przy ujściu rzeki Weston (Weston Mouth).  Widać odpoczynek pomógł, bo bez problemu padł następny klif, był nim mierzący 154 m n.p.m. Coxe’s Cliff.  Mimo, że sił jeszcze nie brakowało, po ponownym osiągnięciu poziomu morza w Branscombe Mouth zatrzymaliśmy się w nadmorskiej kawiarni - była to ostatnia szansa na jakikolwiek posiłek w to popołudnie. O miejscu tym usłyszano w całej Wielkiej Brytanii w 2007, gdy w jego pobliżu, uszkodzony przez sztorm, osiadł na mieliźnie kontenerowiec MSC Napoli. Cześć ładunku wyrzuconego na brzeg, została splądrowana przez licznych (ok 200 osób) amatorów łatwego zysku. Łupem padło m.in. kilka skuterów BMW.

Ostatnim wyzwaniem dnia był stosunkowo niski (120m n.p.m.) w porównaniu z poprzednikami klif Beer Head, z którego można podziwiać pięknie położone Beer. Po samej wiosce nie pokręciliśmy się za długo, a to z powodu nieludzkich godzin odjazdu autobusu, którym planowaliśmy wrócić. Niemniej udało mi się pstryknąć kilka zdjęć w pośpiechu.

  • Salcombe Hill
  • Salcombe Hill
  • Schodząc z Salcombe Hill
  • Wieś angielska...
  • Perfekcyjnie przystrzyżone,
  • Wspinając się na Dunscombe Cliffs
  • Widok z Dunscombe Cliffs
  • Schodząc z Dunscombe Cliffs
  • Plaża przy Weston Mouth
  • Widok z Coxe's Cliff
  • Widok z Coxe's Cliff
  • Widok z Coxe's Cliff
  • Branscombe Mouth
  • Branscombe Mouth
  • Beer Head
  • Rzut oka w dół klifu
  • Dochodząc do Beer
  • Dochodząc do Beer
  • Schodząc z Beer Head
  • Beer - schodząc z klifu
  • Beer - Plaża i Beer Head
  • Beer
  • Beer - Plażowe domki
  • Beer - tradycje rybackie
  • Beer - w oczekiwaniu na autobus

Po pełnym emocji dniu i zapierających dech w piersiach widokach, zdecydowaliśmy się na danie chwili odpoczynku nogom i przetestowanie typowo turystycznej atrakcji, czyli przejażdżki tramwajem w Seaton (Seaton Tramway).

Jego trasa, zbudowana na bazie nieczynnej linii kolejowej, ma długość 4.8 km., zatrzymuje się w dwóch miejscach: w wiosce Colyford, oraz miasteczku Colyton. Podróż odbywa się w replikach tramwajów w skali 1:2 wzdłuż rozlewisk rzeki Axe, gdzie można pooglądać sobie tabuny dzikich i hodowlanych zwierząt, które upatrzyły sobie te żyzne tereny na żer. Niby nic wyjątkowego, ale całkiem przyjemnie jechać sobie przez angielską wieś gdy dopisuje pogoda, siedząc na górnym pokładzie.

  • Rozlewiska rzeki Axe
  • Rozlewiska rzeki Axe
  • Rozlewiska rzeki Axe
  • Rozlewiska rzeki Axe
  • Pastwiska pełne zwierząt
  • Pastwiska pełne zwierząt
  • Pastwiska pełne zwierząt
  • Tramwajek
  • Pastwiska pełne zwierząt
  • Pastwiska pełne zwierząt
  • Zajec

Emocjonująca przejażdżka tramwajem skończyła się Colyton, miasteczku zamieszkanym przez zaledwie ok. 2700 mieszkańców, ale z historią sięgającą VIII w. Zyskało  ono przydomek najbardziej zbuntowanego miasta hrabstwa Devon, ponieważ najwięcej jego mieszkańców przyłączyło się do Powstania Monmoutha w 1685 r. Główną jego atrakcją tego miejsca jest Kościół Św. Andrzeja (The Church of St. Andrew), z charakterystyczną ośmiokątną wieżą, służącą w dawnych czasach za latarnię morską. Ciekawie wygląda także sama zabudowa miasteczka, ze swoimi wąskimi uliczkami i kamiennymi domkami pokrytymi gdzieniegdzie strzechą.

  • The Church of St. Andrew
  • Plac przykościelny
  • Reklama przechowalni męzów
  • Uliczki Colyton
  • Czekając na tramwaj do Seaton

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. adaola
    adaola (01.03.2013 13:52) +1
    Piękne jest Jurajskie Wybrzeże i jego kolorowe klify:) Wspaniala i ciekawa podróż.Dziękuję:)
  2. hooltayka
    hooltayka (01.03.2013 5:23) +1
    Fajne krajobrazy,piękne klify.
    Przyjemne angielskie klimaty.
    Pozdrawiam-)
  3. iwonka55h
    iwonka55h (24.02.2013 14:17) +2
    Ciekawa wycieczka, te wysokie klify w Angli często pojawiają się w różnych podróżach i rzeczywiście są bardzo ładne...
  4. marger22
    marger22 (24.02.2013 13:39) +3
    Piękne widoki. Klify robią ogromne wrażenie i ten ich kolor.
  5. cairos
    cairos (24.02.2013 10:40) +3
    Fajnie się ogląda takie zupełnie inne od naszych krajobrazy i budowle. Klify zrobiły na mnie wrażenie.