Po kilku dniach w Bangkoku tętniącym życiem, zdecydowanie potrzebujemy się wyciszyć. Kierunek: południowy-wschód - wyspa Koh Chang jest naszym kolejnym przystankiem. Trzeba powiedzieć, że Tajlandia z punktu widzenia turystycznego jest idelną destynacją. Wszystko od A do Z jest zaprogramowane, tak aby każdy odwiedzjący ten kraj zmęczył się jak najmniej. Nie ma główkowania: muszę wziąć metro i trzy autobusy, żeby znaleźć się w punkcie odjazdu do... Za euro więcej, zorganizowana firma przyjeżdża po klienta pod hotel, przewozi do dużego autobusu i dalej bez przystanków zawozi do celu. Wyjechaliśmy więc z Bangkoku rano, pięć godzin później jesteśmy na promie (już w cenie), a na przciwległym brzegu czeka na nas busik wysłany przez hotel. Co do przeciwległego brzegu, obserwujemy tu ciekawe zjawisko: wszyscy wysiadający z nami turyści odjeżdżają w przeciwnym do nas kierunku. Tylko my wybieramy się na wschodni brzeg wyspy? Nie tylko, ale około 90% turystów wybiera zachodnią część, plażowo-hotelową. Nasz hotel znajduje się w samym sercu lasu namorzynowego, jednego z dwóch na wyspie Koh Chang. Jak wiemy, ta formacja zaczyna zanikać, chcemy się więc jej przybliżyć.
Nasz hotel, The Spa Koh Chang Resort, to tak naprawdę centrum odnowy biologicznej: prowadzą specjalne programy żywieniowe, są nastawieni na bio, proponują sesje yogi i masaże, korzystanie z basenu, rowerów i kajaków jest darmowe dla gości a cały kompleks znajduje się w bujnej dżungli w ciszy i spokoju. Normalnie, z daleka nie mieszczą się w naszym budżecie ale jesteśmy poza sezonem, ceny są przystępniejsze. A ich restauracja...!!! Znajduje się w przewodniku "World's 50 best restaurants"! Codziennie zajadaliśmy się specjałami kuchni tajskiej i wcale nie było drogo.
Odpoczywamy. Nie spieszymy się, tymbardziej, że życie w tej części wyspy jest bardzo spokojne. Nie ma barów, dyskotek, o godzinie 19 zapada noc i kończy się wszelaka aktywność. Pierwszego dnia zabieramy się za rowery i odkrywamy sąsiednie wioski rybackie, położone na południu wyspy: Ruang Tan i Ban Salak Phet. W tej ostatniej podziwiamy prace renowacyjne kilku wiekowej świątyni buddyjskiej. Zatrzymujemy się również w Ben Salak Kok, którego mieszkańcy kultywują na ogromnych plantacjach kauczukowce, mangostany (bardzo dobre owoce), ananasy i duriany (zybuczkowce, owoce śmierdzące serem pleśniowym :/).
Następnego dnia, wynajmujemy skuter (6euro za dzień wliczając już w to paliwo) co pozwala nam pojechać o wiele dalej. Najpierw wybieramy się w krótki trek (0,5 km) przez dżunglę do dwuczęściowego wodospadu Khiri Petch. Potem, postanawiamy wybadać jak wygląda ta druga strona wyspy. Plac budowy tam, gdzie nie stoją już ogromne betonowe molochy. Sklepy i restauracje gdzie nie jest się turystą ale chodzącym pieniądzem (ceny kilkukrotnie wyższe). Na przykład wynajem skutera tutaj to 6 euro od...godziny! Cała północno-zachodnia część jest podporządkowana biznesowi turystycznemu - są tu bary, dyskoteki, świecące do nocy neony...większości takie wakacje odpowiadają w pełni. Dopiero na południowym krańcu wyspy odnajdujemy uśmiech, w Ban Bang Bao. To rybacka wioseczka pełna uroku złożona z domów na palach. Wybieramy jedną z restauracyjek: taras z widokiem na zatokę, siedzimy na poduszkach, w menu (kawałek) barrakudy i ryż z imbirem. Pychota! Niestety nie można wyspy objechać dookoła, Ban Bang Bao dzieli zaledwie kilkanaście kilometrów w linii prostej od naszego hotelu...ale drogi przez górzyste wybrzeże nie ma.
Ostatniego dnia korzystamy z hotelowych kajaków i opływamy las namorzynowy. Gęsto zarośnięte drzewy i krzewa w których gnieżdżą się ptaki, małże, nadrzewne kraby są dziś pod ścisłą ochroną na wyspie Koh Chang. Od czasu tsunami w Indonezji w 2004 roku ochrona tych lasów została spopularyzowana. Dostrzeżono, że namorzyny działają jak bariera dla niszczycielskiej fali i pochłaniają jej energię. Niestety tempo zanikania lasów mangrowych, jak się je również nazywa, jest zastraszające: ulegają one nie tylko przekształceniom ze strony człowieka ale też degradacji w rezultacie zanieczyszczenia środowiska. Podążając za falą przypływową docieramy do zatoki, w której znajduje się mała osada rybacka. Panuje tu taki spokój i cisza.
To już koniec pobytu na wyspie Koh Chang. Początkowo chcieliśmy wybrać się w trek na słoniach (koh chang to po tajsku 'wyspa słoni') ale wszyscy nam to odradzili - podobno zwierzęta są maltretowane. Mieliśmy też skierować się na południe, na wyspę Koh Kut, prawdziwy raj. Ale jest pora deszczowa, statki z Koh Chang nie kursują, trzeba by wrócić na ląd i na nowo wziąć prom w drugą stronę. Kierujemy swe kroki więc bezpośrednio do sąsiedniej Kambodży!
Link do artykułu "Koh Chang" na naszej stronie.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
mogliby na kolumberze wprowadzić ofertę hoteli itp, można by od razu sprawdzić cenki
-
tak nam się spodobało że chyba mamy ochotę tam pojechać
-
Zazdroszczę wyprawy:) Pozdrawiam.
-
Absolutnie na miejscu! :)
-
Życzę wielu wrażeń w dalszej podróży, no i czekamy na następne relacje. Pozdrawiam.
-
...czyli trzymanie kciuków ciągle jest na miejscu?...
-
Trwa! Aktualnie jesteśmy w Kambodży :-)
-
...czyli podróż trwa!...