Podróż Korsyka 2009 cz. III
Z Bonifacio mkniemy do samego serca wyspy Corte, wokół którego rosciągają się najwyższe szczyty Korsyki. Jest już koło 22.00 trzeba znaleźć camping. W Corte jeden zamknęli nam przed nosem. Właścicielowi nie chciało się odchodzić od kolacji, żeby nas przyjąć. Szczęścia mieliśmy poszukać w kolejnym oddalonym 5 km od miasta w Wąwozie Restonica. Udało się, i ten camping był o niebo lepszy niż w Corte. Położony w górach nad pięknie szemrzącym potokiem, po prostu bosko, tylko jak w tych ciemnościach egipskich wybrać jakieś fajne miejsce na namiot. Rano wyruszamy na szlak. Jako pierwszy punk programu jest wycieczka po Wąwozie Retsonica. Na wąskiej drodze dojazdowej do szlaku jest spory ruch, jak się okazało to dzień zawodów triatlonu. Rano zawodnicy wyruszyli z Corte, żeby przez góry przebiec do wąwozu. Wspinając się szlakiem co chwila mijaliśmy zmęczonych pokiereszowanych zawodników, którzy truchtem biegli przez góry. Żółtym szlakiem kamienną ścieżką wpinamy w górę doliny Restonica. Mimo, że jest już lipiec leżą tam jeszcze połacie śniegu.
Pierwszy przystanek to polodowcowe jezioro Melo położone na wysokości 1711 m n.p.m. Wznoszą się nad nim szczyty powyżej 2000 m.
Pokonujemy kolejne metry w górę, żeby znaleźć się na wysokości 1911 m n.p.m. przy kolejnym jeziorze Lac de Capitello. Zaraz mam skojarzenia z polskimi Tatrami, gdzie z nad z Morskiego Oka podchodzi się do Czarnego Stawu.
Siedząc na skale obserwujemy kilku śmiałków, chyba z grupy morsów, którzy zażywali kąpieli w jeziorze.
Jest jeszcze młoda godzina, po zaciągnięciu języka i obejrzeniu mapy gdzie jeszcze można się wspiąć ruszamy wyżej. Nie jest to łatwy szlak po łańcuchach, przeciskając się przez zlodowaciały śnieg wchodzimy na wysokość ponad 2000 m n.p.m. Na tej przełęczy po raz pierwszy spotykamy się ze szlakiem GR 20. Jest to najtrudniejszy szlak na Korsyce liczący 220 km, biegnący w poprzez wyspy i na którego przejście trzeba robić zapisy bo liczba miejsc noclegowych na szlaku jest limitowana.
Schodzimy na dół znowu żółtym szlakiem. Tym razem obraliśmy trudniejszy wariant i po łańcuchach i metalowych drabinkach schodzimy do doliny. Jak na pierwszy dzień aklimatyzacji w górach całkiem dobra trasa.
Oglądamy Corte za dnia. Teraz to jedno z wielu sennych korsykańskich miasteczek, ale parę pomników w sercu starówki mówi o jego burzliwej przeszłości. Bo przecież tu urodził się „generał narodu korsykańskiego” Gaffori, który dowodził powstaniem przeciw genueńczykom. Corte było też stolicą państwa korsykańskiego w latach 1755-69 na którego czele stał Paoli.
Dzisiaj jednak miasteczko trochę ożyło bo słychać było głośne śpiewy i rozmowy uczestników triatlonu.Przejeżdżamy przez kolejną atrakcje turystyczną Kanion di Santa Regina. Wg legendy gdy jednego dnia św. Marcin orał pole, został zaatakowany przez szatana. Rozpętała się burza, wielkie skały potoczyły się w dół doliny. Przestraszony św. Marcin pomodlił się do Matki Bożej i granitowe skały ułożyły się nagle w dole na kształt tamy, otwierając odizolowaną do tej pory kotlinę Niolo. Św. Marcin nadał nazwę temu przejściu nazwę Schody Królowej Niebios.
Poprzez lasy gdzie głównie dominują kasztany jadalne dojeżdżamy do leśniczówki Popahja skąd ruszamy pieszo żółtym szlakiem za ledwo widocznymi znakami poprzez granitowe skały wspinamy się na wysokość 1762 m n.p.m. do przełęczy Col de Starzona. Jeszcze parę kroków i widzimy cel naszej wycieczki Lac de Nino i jego słynne połacie terenu pozzines – łąki torfowe, na których pasą się krowy i konie. Z góry wyglądają jak ser z dużymi dziurami.
Ależ tu pięknie, aż się nie chce wracać.