Wstęp

Z okazji swiat Wielkanocnych przypominam te stara podróż do Gwatemali, która, tak się składa, miała miejsce w Wielki Tydzień...

 Nasza pierwsza podróż do Meksyku miała miejsce w 1998 roku i choć nie była to nasza pierwsza podróż do egzotycznych tropików, to była to jednak podróż ze wszech miar wyjątkowa. Po pierwsze, prawie rok wcześniej czyli po powrocie z Kostaryki postanowiłem się ostro wziąc za naukę hiszpańskiego i wyjazd do Meksyku miał być dla mnie egzaminem czego się nauczyłem. Po drugie, wizyta na Yucatanie miała dla mnie wydźwięk spełnienia jednego z podróżniczych marzeń, bo jakże inaczej miałbym traktować podróż w czasie i przestrzeni do Królestwa Mayów, tajemniczej krainy, którą do tej pory znałem tylko z książek. Postanowiłem nic nie zostawiać przypadkowi i na miesiąc przed wyjazdem wypożyczyłem z biblioteki unikalną książkę: “Przewodnik po archeologicznych miejscach Mayów na meksykańskim Yucatanie”. Opasłe dzieło, w którym autorka opisała ponad 100 mniejszych i większych starożytnych miast i miateczek Mayów i nawet je wszystkie sklasyfikowała pod kątem ich atrakcyjności i stanu zachowania. Wszystkie trzy i cztero-gwiastkowe miejsca zaznaczyłem sobie na starej mapie Mezoameryki z National Geographic, które wytyczyły nam trasę przez 5 stanów: Quintana Roo, Yucatan, Campeche, Tabasco i Chapas.

 Najtańszym rozwiązaniem był bezpośredni lot do Cancun, turystycznego miasta, jakich na świecie jest wiele. Niektórzy przyjeżdżają tu tylko by zażyć słońca na pięknych plażach, a te są naprawdę przepiękne. Wspaniałe plaże ciągną się na południe wzdłuż M.Karaibskiego przez Belize aż po Gwatemalę. Największym fenomenem jest tu piasek, który mimo wielkiego upału i ostrych promieni słońca w ogóle się nie nagrzewa.

 Coba i Chichen-Itza

 Po kilku dniach spędzonych na plaży wynajmujemy samochód i ruszamy w drogę. Nasz dzisiejszy cel to Coba. Jedziemy w stronę Tulum drogą, która w połowie jest w przebudowie. Miejscami trzeba jechać kilka kilometrów nieutwardzoną ścieżką obok drogi. Zatrzymujemy się w Playa del Carmen, która w latach 90-tych była rybacką wsią zmieniającą się dopiero we wziętą miejscowość letniskową. Znajdujemy ładny hotelik przy plaży i robimy rezerwację na nasz powrót.

 Przed Tulum skręcamy z głównej drogi w prawo. Kilka kilometrów jest mała tabliczka informująca o Gran Cenote. Zjeżdżamy, zostawiamy samochód pod drzewem i idziemy obadać sprawę. Cenote w języku Mayów znaczy studnia i faktycznie sa to bezdenne studnie lub nawet małe stawy wydrążone przez czas na przestrzeni milionów lat w wapiennym podłożu Yucatanu. Niektóre cenote są ukryte w grotach i nierzadko połączone są podziemnymi tunelami wypełnionymi wodą.

 Chłodna woda w Gran Cenote bardzo nas odświeżyła, więc żwawo ruszamy w dalszą drogę. Coba jest położona w dżungli, która dodaje ruinom starożytnego miasta jeszcze dodaje tajemniczego uroku. Ruiny są rozrzucone w gęstym lesie, więc aby je wszystkie obejść potrzeba trochę czasu. Wchodzimy na szczyt piramidy, skąd rozpościera się piękny widok na bezkresną dżunglę, z której wyłaniają się zielone kopce, znak, że jeszcze więcej pyramid czeka na ekskawację.

 Następny cel to Chichen Itza, ale po drodze zatrzymujemy się w Dzitnup, chyba najpiękniejszym cenote na Yucatanie. Zostawiamy samochód na prowizorycznym parkingu i wchodzimy do wielkiej pieczary, na dnie której błyszczy w półmroku tafla wody. Przez wąską szczelinę na samej górze sklepienia jaskini wpadają promienie słońca. Cenote ma około 100 m głębokości. Wchodzimy do wody. Pływamy sobie w chłodnej wodzie mając swiadomość, że pod nami jest otchłań. Co za baśniowe miejsce!

 Po kwadransie wychodzimy z wody i wracamy odświeżeni do samochodu. Sięgam do kieszeni spodenek po klucz… lecz klucza nie ma! Zamknąwszy samochód musiałem odruchowo włożyć klucz do kąpielówek i ten sobie pewnie teraz spokojnie leży na dnie cenote. Jeszcze pro forma szukam klucza czy gdzieś nie leży w trawie na parkingu, w czym nam ochoczo asystuje cała okoliczna dzieciarnia.

 Zwierzam się z problemu stojącemu nieopodal taksówkarzowi, który oferuje, że nas zawiezie do cerrajero w pobliskim miasteczku Valladolid. Zakład jest jednak zamknięty, w końcu dziś jest niedziela, ale niezrażony tym taksówkarz oznajmia, że wie gdzie ślusarz mieszka, więc pojedziemy do niego do domu. Udało się! Cerrajero wychodzi z plikiem wytrychów i wracamy do naszego samochodu. Paręnaście sekund i nasz samochód jest otwarty. W środku mamy na szczęscie zapasowy klucz. Odwozimy ślusarza do zakładu, gdzie nam dorabia na wszelki wypadek jeszcze 2 klucze. Jak mówi stare przysłowie Mayów: Jeśli nie umiesz pływać, to nie wchodź do cenote. Coś w tym jest, zwłaszcza jeśli się je połączy z kluczem w kieszeni kąpielówek J

 Chichen Itza to jedno z najwspanialszych miast starożytnych Mayów. Pochodzi z okresu klasycznego Mezoameryki. W IX wieku z nieznanych przyczyn zostało opuszczone, lecz około 150 lat później zostało powtórnie zasiedlone, tym razem przez Tolteków, którzy opuściwszy swą stolicę w Tula na Centralnej Wyżynie Meksykańskiej przewędrowali ponad 1000 km na Yucatan rozpoczynając drugą kartę swej historii. Miasto ostatecznie zostało jednak opuszczone w XIV wieku i powoli zarosło dżunglą. Do cywilizacje przywrócił je hiszpański zakonnik, które je przypadkowo odkrył w XVIII wieku. Na początku XX wieku rozpoczeto intensywne prace archeologiczne pod kierunkiem Johna Thompsona.

 Historia Chichen Itza jest typowa dla wielu innych państw-miast Mezoameryki. Powstawały, rozwijały się, osiagały szczyt swej świetności a następnie z bliżej nieustalonych przyczyn upadały i usuwały się w zapomnienie. W obecnych czasach przywracane są cywilizacji. Wiele zostało odkrytych i zlokalizowanych lata temu, lecz nadal czekają na swoja kolej, by je oczyścic odbudować i udostępnić do oglądania. Ale na pewno bezkresna dżungla wciąż jeszcze kryje tajemnice sprzed millenii.

 Do Chichen Itza docieramy wczesnym popołudniem, więc mamy jeszcze 2 godziny by się zapoznać z ruinami. Nie jest już tak goraco a i ludzi też już jest mniej, więc same zalety. Na noc zatrzymujemy się w starej haciendzie, gdzie mieszkali w latach 20-tych archeologowie pracujący przy wykopaliskach. Do ruin wracamy jeszcze na drugi dzień o 8 rano znowu korzystając z mniej upalnej pogody i faktu, że pierwsze autobusy wycieczkowe przybywaja dopiero około 10. Gdy wchodzimy do ruin, nad ziemią unosi sie jeszcze poranna mgiełka, która dodaje starożytnemu miastu jeszcze wiecej tajemniczego uroku.

 Ruta Puuc

 W południe, gdy panuje największa spiekota wyruszamy w dalszą drogę do Meridy. Postanawiamy odbić 20 km z głównej drogi by zobaczyc osobliwe miasteczko Izamal, zwane Ciudad Amarilla (Żółte Miasto). Jedziemy wąziutką drogą i wleczemy się za jakimś autobusem, którego niesposób tu wyprzedzić. W Izamal żar się leje z nieba. Szuakamy cienia, aby postawić samochód, bo w przeciwnym razie nie będzie się do niego dało wsiąść po godzinie. Z pomocą przychodzi nam policjant, który widząc, że krążymy w koło, wyszedł z cienia zainteresowany co przerywa błogi bezruch miateczka. Półtora tysiąca lat temu było tu święte miasto Mayów z wielką swiątynią i piramidami, lecz gdy przybyli tu Hiszpanie, to postanowili zaadaptować ośrodek religijny ku chwale bogów Izamma i Kinich-Kakmo ku chwale swego własnego Stwórcy i rozbierając wspaniałe budowle Mayów wykorzystali budulec na klasztor św. Antoniego z Padwy, który jest ponoć największym klasztorem w Meksyku. Nieopodal klasztoru są całkiem spore pozostałości wielkiej piramidy, której podstawa jest wielkości krakowskiego Rynku!!

 W Meridzie mamy kłopot w znalezieniu lokum. Dwa polecane w przewodniku LP hotele są już całkowiecie zajęte, ale przy zabytkowym rynku znajdujemy mały i niedrogi hotelik. Recepcja wygląda bardzo zachęcajaco, więc bez wahania wynajmujemy pokój na 2 dni. Zaczynamy mieć jednak coraz większe obawy gdy wchodzimy na klatkę schodową… No tak, pokój i cały hotelik odpowiada bardzo cenie. Pokój jest bardzo depresyjny, więc postanawiamy skrócić pobyt do jednej nocy a teraz pojechać jeszcze do ruin Dzibilchaltun.

 Jeden rzut oka na ruiny i od razu widac ich niepisaną historię: Miasto było zamieszkane przez 3000 lat przez Mayów, a w latach 40-tych XVI wieku gdy nadeszli konkwistadorzy, miasto poniekąd zmieniło właściciela. Na ruinach starych świątyń zaczęły powstawać świątynie chrześcijańskie. Na uwagę zasługuje Świątynia 7 Lalek (nazwa robocza z tytułu znalezienia w jej pobliżu 7 lalek), która choć niby niepozorna jest ponoć największą świątynią na Yucatanie. Na skraju miasta jest okazałe cenote, które ma 40 metrów głebokości, a kąpiel w nim pod koniec gorącego dnia to wielka przyjemność. I jeszcze te widoki dostojnych ruin wkoło… Przypomniała mi się plaża Anakena na Wyspie Wielkanocnej, gdzie kąpiąc się w oceanie był też widok na starożytne posągi mieszkańców Rapa Nui. Kolację jemy na balkonie restauracji w starej części Meridy spoglądając na piękną katedrę w promieniach zachodzącego słońca.

 O świcie wyruszamy do Uxmal. Po drodze zatrzymujemy się jednak w innym starożytnym ośrodku – w Mayapan, które zostało założone w 1007 roku n.e. przez Tolteków chcących rozszerzyć swoje wpływy na Yucatanie. Miasto rozrosło sie do wielkich rozmiarów, lecz nigdy nie zdobyło wielkiej sławy równej Chichen Itzy, Uxmal czy Palenque. Mayapan pochodzi z okresu postklasycznego, który charakteryzował się gorszą jakością budownictwa i ornamentyki, taki swoisty dekadentyzm Mezoameryki. Mayapan było zamieszkane aż do czasów gdy Hiszpanie podbili zupełnie Mayów. Wówczas miasto powoli zaczęło popadać w ruinę, aż zarosła je dżungla, która do dziś przykrywa 80% miasta. Pod tym względem Mayapan troszkę przypomina Coba, lecz tu odnosimy wrażenie, że jesteśmy w bardziej osobliwym miejscu, gdyż przez 2 godziny oprócz nas przewinęły się jeszcze tylko 3 osoby. Duch puszczy i dawnej historii miesza się tylko z biciem naszych serc…

 Do Uxmal docieramy o 2 więc po małym posiłku idziemy zapoznać się z ruinami, a jest co oglądać!! Całe miasto powstało w przeciągu tylko 300 lat i zostało niespodziewanie i tajemniczo opuszczone na początku X wieku. Jego rozwój przypadł na najbogatszy i najbardziej twórczy u Mayów okres klasyczny. Po zapoznaniu się z lwią porcją zabytków Mezoameryki z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że między Yucatanem na wschodzie a La Quemadą w Zacatecas na zachodzie i między Tulą na północy a Copan w Hondurasie na południu, trudno mi pomyśleć o piękniejszym mieście niż Uxmal. Wiele jest wspaniałych osrodków w Meksyku, Gwatemali i Hondurasie, ale jakoś zawsze niezwykle ciepło wspominam Uxmal.

 W Uxmal spędzamy 2 noce, bo na drugi dzień po śniadaniu udajemy się trasą wzdłuż tzw. Ruta Puuc, na której jest kilka mniejszych, lecz pięknych starożytnych ośrodków Mayów. Kabah, Sayil, Xlapak, Labna i groty Loltum są warte zobaczenia nawet przez osoby nie mające takiego bzika na punkcie kultur Mezoameryki jak ja J

 Edzna i Palenque

 Szóstego dnia naszej objazdówki po Yucatanie wyruszamy o świcie do Palenque, lecz zbaczamy nieco z trasy by sie zatrzymać w Edzna. Przez 2 godziny chodzimy po wspaniałych ruinach o nietypowej architekturze i nawet nie ma z kim wymienić zachwytów bo praktycznie jesteśmy sami. Dopiero gdy odjeżdżamy pojawiają się jeszcze 4 osoby… Edzna też jest tworem okresu klasycznego, co się charakteryzuje pięknem i solidnością. Na przełomie IX i X wieku miasto jednak powoli zaczęło upadac a jego mieszkańcy odchodzić, jak zwykle z niewyjaśnionych dziś przyczyn.

 Palenque leży już w stanie Chapas i dla przypomnienia muszę wspomnieć, że w latach 90-tych stan ten był siedzibą Zapatistas, organizacji mającej bardzo seperatystyczne poglądy, które to w różny sposób starała się wprowadzić w życie. Nie wdając się w głębokie rozważania nad słusznością ich akcji, powszechnie było wiadomo, że bezpieczeństwo podróżowania w tym rejonie nie było największe. Przed wyjazdem do Meksyku skontaktowałem się z meksykańskim Ministerstwem Turystyki chcąc zasięgnąć informacji jak bezpieczna byłaby samodzielna podróż przez stan Chapas. Mówiący nieźle po angielsku mężczyzna spojnie mi wytłumaczył, że w Chapas jest “raczej spokojnie i co najwyżej mnie zatrzymają i każą zawrócić, tak, jak to się stało z autobusem wycieczkowym parę tygodni temu…” Więc gdy tylko przekraczamy granicę stany Chapas, zaczynamy się nerwowo rozglądać za ewentualną blokadą drogi przez zamaskowanych osobników, lecz na drodze spotykamy tylko przedstawicieli armii lub policji, która nas od czasu do czasu zatrzymuje z reguły bez zaglądania do samochodu. Oglądają tylko z zaciekawieniem nasze paszporty.

 Do Palenque docieramy wieczorem, więc wieczór spędzamy na zasłużonym relaksie a natępnego dnia skoro świt ruszamy na podbój ruin. Po super płaskim Yucatanie wreszcie jesteśmy w terenie pagórkowatym i wilgotnym w otoczeniu lasów deszczowych. Różnicę widać od razu: pogoda jest parna a wokół soczysta zieleń. Z dżungli dochodzą głośne porykiwania wyjców, a może nawet jaguarów? Prawie każde napotkane miasto Mayów ma jakąś osobliwość. Największą osobliwością Palenque jest kilkupiętrowa smukła wieża, element nie spotykany nigdzie indziej. W centrum oparta o zbocze stoi wielka piramida, która de facto jest grobowcem jednego z władców Palenque. Można wejść do środka i zobaczyć miejsce pochówku. Wewnątrz jest tak gorąco i duszno, że po 15 minutach gdy wychodzimy czujemy się jak byśmy wyszli z łaźni parowej mimo, że zewnątrz też już jest upał.

 Kilkadziesiąt kilometrów od Palenque są 2 wodospady, a jeden z nich, Agua Azul uchodzi za najpiękniejszy w całym Meksyku. De facto nie jest to jeden olbrzymi wodospad, jak niektórzy mogliby pomyśleć, lecz dziesiątki mniejszych, lub większych katarakt ustawionych wzdłuż dwukilometrowego odcinka rzeki. Co kilkadziesiąt metrów ustawiony jest krzyż upamiętniający czyjeś utonięcie ku przestrodze tych, którzy zbyt lekkomyślnie wchodzą do wody w poszukiwaniu ochłody i przygód. Wolimy więc nie wywoływać wilka z lasu i jedziemy nad inny wodospad zwany Misol Ha. Też polecam!

 Zapomniane miasta

 Ósmego dnia o świcie rozpoczynamy podróż powrotną do Playa del Carmen. Po południu docieramy do Xpujil. W pobliżu znajdują się 3 grupy ruin Mayów: Becan, Chicanna i wspomniane Xpujil. Każde z tych miejsc ma coś ciekawego do zaoferowania. Robią wrażenie opuszczonych i zapomnianych, pewnie dlatego, że są z dala od szlaków turystycznych.

 Gdy chodzimy po Becan, towarzyszy nam kilkunastoletni chłopiec, dla którego trafiający tu od czasu do czasu cudzoziemcy z dalekich stron stanowią nielada urozmaicenie codzienności. W pewnym momencie chłopiec wyciąga z kieszeni małą latarkę i wciąga nas przez jakiś niepozorny otwór w ruinach do wnętrza ciemnego korytarza. Przesuwamy się po omacku przy wąskim świetle latarki. Nagle wchodzimy do wielkiej podziemnej komnaty. Oglądając w mroku sklepienie i ściany przenosimy się myślami 1000 lat wstecz… Kontynujemy naszą wędrówkę podziemnym labiryntem. W lewo, w prawo, w górę… Wtem wychodzimy przez otwór w połowie całkiem okazałej piramidy!!

 Chłopiec nam towarzyszy przez cały czas. Zapuszczamy się w jakieś bardziej dzikie miejsce, gdzie jest gniazdo os. Mariola nierozważnie kieruje rękę właśnie w tamtą stronę. Aby ją uprzedzić krzyknąłem głośno “osa”! Na to chłopiec trwożliwie zaczyna się rozglądać dookoła wyraźnie czegoś wypatrując. No tak, przecież osa to po hiszpańsku niedźwiedzica. Napędziłem bogu winnemu chłopcu niechcący stracha J

 Na drugi dzień wyruszamy wcześnie rano do Playa del Carmen. Droga wiedzie równolegle do granicy z Gwatemalą. Po drodze zjeżdżamy kilka kilometrów z głównej trasy w prawo aby dotrzeć do jeszcze jednych tajemniczych ruin Mayów zwanych Kohunlich. Nazwa pochodzi od pewnego gatunku palm, którymi porośnięty jest cały teren, na którym rozrzucone są ruiny starożytnego miasta. Ruiny w lesie palmowym to niewątpliwie coś nowego i osobliwego, ale największą osobliwością Kohunlich jest Świątynia Masek. Wielkie maski wysokości półtora metra są jedynym znanym do tej pory tego typu tworem Mayów. Jeżdżąc po poszczególnych ośrodkach Mayów nie sposób nie dojść do wniosku, że każde miejsce jakby chciało mieć coś osobliwego i unikalnego co by różniło to miejsce od pozostałych.

 Jedziemy teraz w stronę granicy z Belize, ale nie dojeżdżając do Chetumal skręcamy na północ. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na obiad w restauracji położonej nad cenote, więc po posiłku kąpiemy się bezdennej studni a towarzyszą nam setki ryb, które raz po raz ocierają się o nas zabawnie nas przy tym łaskotając.

 Tulum

 W Playa del Carmen zatrzymujemy sie na caly tydzien i przez pierwsze dwa dni dosłownie nic nie robimy, ale w końcu zasłużyliśmy na taki relaks. Mając jednak samochód do dypozycji po 3 dniach z miłą chęcią do niego wskakujemy i ruszamy na północ zobaczyć osławione ruiny Tulum, które zostawiliśmy sobie na deser. Tulum jest jednym z największych starożytnych miast Mayów w Meksyku a przy tym niezwykle malowniczo położonych, bo na wysokich wapiennych skałach stromo opadających do morza. Pod względem architektonicznym i budowlanym jednak ustępuje innym ośrodkom Mayów. Miasto pochodzi z okresu postklasycznego i zdaniem niektórych badaczy okres ten charakteryzował się mniejszą solidnością i gorszą robocizną niż w okresach wcześniejszych, a więc i Mayów dopadł średniowieczny wtórny analfabetyzm…

 Odwiedzamy jeszcze raz nasze ulubione Gran Cenote a takze jeszcze kilka innych w okolicy. Innego dnia udajemy sie do parku Xel-ha i na pontonach leniwie płyniemy powoli z nurtem rzeki wśród zieleni i śpiewających ptaków. Tydzień w Playa upływa nam bardzo mile. Czas na odpoczynek i kontemplację minionych cywilizacji uzupełniany jeszcze krótkimi wycieczkami po okolicy szybko nam mija… Wkrótce wracamy do domu, ale z postanowieniem, że wkrótce dalej podążymy szlakiem tajemniczych Mayów w Gwatemali i Hondurasie.

Posłowie

 Drogi czytelniku, jeśli doczytałeś do tego miejsca, to należą Ci się słowa uznania za wytrwałość :-) Teraz w nagrodę czeka Cię niestety tylko odrobina zdjęć i to nienajlepszej jakości z naszej podróży. Bądź łaskaw przyjąć je z przymróżeniem oka i wrodzoną szczyptą tolerancji i wyobraźni. Mam nadzieję, że udało mi się u Ciebie zaszczepić zaintrygowanie i ciekawość Meksykiem. Jeśli tak, to zapraszam Cię serdecznie do zapoznania się z moimi relacjami z bardziej niedawnych podróży po następnych 17 stanach tego intrygującego kraju.

"Ten niesamowity Meksyk"   http://kolumber.pl/g/64451-Ten%20niesamowity%20Meksyk! 

"W Kraju Zapoteków"   http://kolumber.pl/g/3626-W%20Kraju%20Zapotekow 

  • Chichen-Itza
  • Chichen-Itza
  • Chichen-Itza
  • Dzibilchaltun
  • Mayapan
  • Xlapak
  • Labna
  • Sayil
  • Sayil
  • Kabah
  • Uxmal
  • Edzna
  • Edzna
  • Palenque
  • Palenque
  • Palenque
  • Chicanna
  • Chicanna
  • Xpujil
  • Becan
  • Kohunlich

Wstęp

Ten punkt podróży de facto miał miejsce 6 lat później. Chociaż mroczne dżungle Gwatemali i Hondurasu kryjące w swych wiecznie zielonych odmentach liczne miasta starożytnej cywilizacji Mayów działały jeszcze bardziej na moją wyobraźnię niż meksykański Yucatan, to podróż w te rejony z różnych względów odkładalismy, aż wreszcie siedząc pewnego razu przy stole wigilijnym, została podjęta decyzja wyjazdu.

Antigua

Okazało się, że William, jeden z gości naszych przyjaciół, do których zostaliśmy zaproszeni na Wigilię, urodził się w Antigua, byłej stolicy Gwatemali i co rok jeździ tam na Wielkanoc. Na pytanie czy moglibyśmy się z nim zabrać ochoczo przytaknął. Stwierdziliśmy, że lepsza okazja się już nie trafi i wszystkie straszne opowieści o przestępczości w Gwatemali nagle wyblakły i rozochoceni zamiast śpiewać kolendy zaczęliśmy snuć plany na Wielkanoc...

 Samolot do Guatemala City miał przylecieć wieczorem w Wielki Czwartek... i przyleciał, tylko że bez nas, bo 2 kolejne samoloty do Dallas były niesprawne i kiedy ostatecznie podstawiono sprawną maszynę, to w Dallas pocałowaliśmy przysłowiową klamkę. Następny samolot do Gwatemali odlatywał za 22 godziny... Cóż było robić. W Wielki Piątek rano wynajęliśmy sobie vana i w 6 osób postanowiliśmy rozglądnąć się po Dallas. Napewno bym nie narzekał gdyby los nas rzucił i zatrzymal niespodziewanie w Sydney, Buenos Aires czy Hong Kongu, ale w w Dallas... 

Ostatecznie do Gwatemali dotarliśmy z jednodniowym opóźnieniem. William załatwił nam transport dzięki uprzejmości swojej rodziny, która czekała na nas na lotnisku. O 9 wieczorem wyruszyliśmy w 2 samochody do Antigua. Jak tylko wyjechaliśmy z miasta droga zaczęła się wić ciasnymi zakrętami przez mroczną dżunglę coraz wyżej w górę. Kuzynka Williama, która prowadziła samochód tylko się uśmiechała na nasze chyba nietęgie miny: No se preocupen, conozco la carretera muy bien - dodawała nam odwagi. Po 2 godzinach wjeżdżamy do Antigua. Próbujemy wjechać na stare miasto, gdzie jest nasz hotel, lecz grzęźniemy w tłumie ludzi i samochodów, bo ulicami właśnie przechodzi gigantyczny pochód. Zostawiamy więc Alejandrę w samochodzie a sami z kamerą przedzieramy się wąskimi uliczkami do trasy pochodu.

 Pochody wielkanocne w Antigua mają swoją tradycję i znane są z rozmachu. Odbywają sie codziennie w Wielki Tydzień i trwają wiele godzin kończąc się około 1 w nocy. Wielkie platformy niesione są przez 150 osób, co jest sztuką nielada, gdyż wszyscy muszą się poruszać w tym samym rytmie a platforma waży około 2 ton! W procesji idzie również wielka orkiestra dęta. Rzymscy żołnierze o indiańskich rysach twarzy prowadzą Chrystusa, który również jest Indianinem. Wcześniej jezdnia ulic, którymi przejdzie procesja ozdabiana jest kobiercami z kwiatów lub jaskrawo kolorowego piasku. Ozdobienie poszczególnych odcinków ulicy należy do tej rodziny, której dom zajmuje ten właśnie wycinek ulicy. Przy ozdabianiu zwykle pracują również znajomi lub rodzina mieszkający gdzie indziej.  Teraz wielka procesja idzie po godzinami pieczołowicie układanych kobiercach zupełnie je rozdeptując. Ale co tam, na drugi dzień znowu zostaną ułożone z niemniejszą starannością. Egzotyka większa niż moja wyobraźnia!!

 Antigua jest jednym z najstarszych i najpiękniejszych zarazem miast w Ameryce Centralnej. W latach 1543-1773 miasto pełniło funkcję stolicy Gwatemali, która wówczas rozciagała się prawie na cały rejon Ameryki Centralnej i obejmowała również część dzisiejszego stanu Chapas w Meksyku. Dwa wielkie trzesienia ziemi, które nawiedziły Antiguę w latach 1717 i 1773 pozostawiły miasto w ruinie. Zniszczeniu uległa między innymi wspaniała katedra, którą podobnie jak i kilka innych kościołów, pozostawiono w takim stanie, w jakim pozostawiło ją wielkie trzęsienie ziemi w 1773 roku. Klimat jest tu relatywnie łagodny, bo miasto leży na wysokości ponad 1000 m n.p.m. Uroku dodaja 3 potężne wulkany otaczające miasto, z których jeden, Fuego jest czynny, co pewnego poranka mieliśmy okazję zaobserwować. Erupcję popiołu zapoczątkował głośny grzmot, lecz ponieważ niebo było czyste, coś nas tknęło i wybiegliśmy na balkon zobaczyć co się dzieje. Naszym oczom ukazał się wielki pioropusz popiołu wydobywający się z krateru wznoszącego się nad miastem. Widok imponujący, ale i napawający grozą.

Tikal 

W poniedziałek grubo przed świtem wyruszamy autobusem na lotnisko do Guatemala City, skąd lecimy do miasta Flores położonego  na wyspie na jeziorze Peten. W zasadzie jest to technicznie półwysep, bo miasto łączy z lądem wąska grobla. Widok z lądującego samolotu na miasteczko położone na samym środku jeziora jest przepiękny. Tęże wyspę w XIII wieku zasiedlili Mayowie, którzy wybudowali tu miasto Tah Itza, które stało się ostatnim bastionem oporu niepodległych Mayów przeciwko hiszpańskim konkwistadorom, gdyż zostało zdobyte dopiero w roku 1697.

Z samolotu przesiadamy sie na autobus, którym jedziemy do Tikal, jednego z największych państw-miast Królestwa Mayów. Wyczytaliśmy, że kilka miesięcy wcześniej na autobus jadący z Flores do Tikal napadli banditos, więc jedziemy z duszą na ramieniu. Na wszelki wypadek kamerę i aparat trzymam osobno a z kamery wcześniej wyjmuję częściowo nagraną kasetę, tak na wypadek gdybym musiał się z nią rozstać...

Gdy przybywamy na miejsce, z nieba leje się żar a dodatkowego efektu dadaje duża wilgotność powietrza, co po miłym klimacie Antiguy daje nam się szczególnie we znaki. Po lunchu idziemy zwiedzac miasto, które wciąż nie zostało do końca odebrane zarastającej go stale dżungli. Historia Tikal jest długa i niezwykle burzliwa. Ogólnie rzecz biorąc ludy Nowego Świata nie stworzyły nigdy historii pisanej i dziś niezwykle trudno jest nam cokolwiek o ich dziejach ustalić, niemniej pewnego rodzaju wyjątek stanowili Mayowie zamieszkujący południowe rubieże swojego tajemniczego królestwa. W takich wielkich ośrodkach jak Tikal, Quirigua w dzisiejszej Gwatemali czy Copan w Hondurasie wyryli swe dzieje w kamieniu za pomocą hieroglifów. To właśnie dzięki nim dziś udało się w dużej mierze odtworzyć ich barwne dzieje. Symbolicznie 1300-letnia historia Tikal kończy się w roku 869, bo z tą datą wykuto ostatni glif. Z badań archeologicznych wynika, że miasto nie zostało upuszczone od razu lecz stopniowo. Równiez nie znaleziono żadnych śladów zarazy ani nie ustalono dokładnych przyczyn upadku miasta.

 We wtorek przed świtem wdrapujemy się na najwyższą Piramidę Nr 5 i czekamy na wschód słońca. Pod nami rozpościera się ciemnozielone morze zieleni. Wraz z pierwszymi promieniami słońca przebijającymi się przez chmury i mgłę zaczynają rozbrzmiewać pierwsze dźwięki budzącej się ze snu dżungli. Nad koronami drzew latają papugi i tukany. 1200 lat temu mieszkało tu 90000 ludzi. Ciśnie się pytanie skąd przybyli, dokąd odeszli...

 Quirigua

 Późnym popołudniem wracamy do Flores. Dziś nie ma tu już żadnych śladów po mieszkańcach Tah Itza. Trudno Flores określić jako ładne, ale nie można mu też odmówić pewnego uroku. Musimy jeszcze znaleźć jakąś agencję podróży, gdzie moglibyśmy zaaranżować dalszy ciąg naszej podróży po Królestwie Mayów. W planie mamy dostać się do Quirigua a następnie do Copan w Hondurasie. Udaje nam się wynegocjować samochód z kierowcą na 2 dni. Wieczorem żegnamy się z naszymi przyjaciółmi, z którymi zobaczymy sie dopiero tydzień później na lotnisku w Guatemala City a w środe wcześnie rano wyruszamy już sami w drogę.

 Malowniczą drogą jedziemy przez pół Gwatemali do Rio Dulce, gdzie się zatrzymujemy na noc. Poniewaz godzina jest jeszcze młoda, więc się decydujemy na wycieczkę łódką do Livingston po rzece zwanej Rio Dulce. Skąd w Gwatemali nagle angielska nazwa miasteczka? Otóż, mieszkańcy miasteczka są potomkami niewolników rodem z Nigerii, których los rzucił tu w 1635 roku, gdy 2 statki z czarnymi niewolnikami rozbiły się na pobliskiej wysepce. Livingston jest jedyną miejscowością w Gwatemali zamieszkałą prawie całkowicie przez czarną ludność. Miejscowość sama w sobie nie robi zbyt ciekawego wrażenia, ale za to trasa rzeką płynącą przez głęboki wąwóz z wapiennch skał jest napewno warta zachodu. W drodze powrotnej do naszej łódki dosiadły się 2 dziewczyny, jedna śniada, druga biała. Rozmawiają ze sobą po hiszpańsku, ale w pewnym momencie jedna się odwraca do nas i odzywa się po polsku z silnym francuskim akcentem: Czy państwo są z Polski? Dziewczyna się urodziła we Francji, ale jej rodzice pochodzą z Polski. Zawsze mnie cieszą takie polskie akcenty w czasie naszych podróży.

Gdy rano następnego dnia docieramy do Quirigua, poranne mgły wciąż jeszcze otulają wielkie kamienne stele. Miasto było zamieszkane przez około 800 lat. Co ciekawe, nie wybudowano tu ani wielkich piramid, ani okazałych świątyń czy pałaców, lecz swą sławę Quirigua zdobyła dzięki wielkim stelom - smukłym kamiennym pomnikom poświeconym poszczególnym władcom tego państwa-miasta. Tutejsze stele są prwdopodobnie najwyższymi kamiennymi posągami znalezionymi gdziekolwiek w Nowym Świecie, ale ich największą wartość stanowią setki hieroglifow, które są unikalnymi kartami historii pisanej południowego Królestwa Mayów. Pisana historia Quirigua zaczyna się 6.IX. 426 roku. Opisane są burzliwe dzieje samego Quirigua jak i wojny z pobliskim państwem-miastem Copan. Historia urywa się w roku 810...

 

  • Antigua Guatemala
  • Antigua
  • Antigua
  • Antigua
  • Antigua, klasztor La Merced
  • Antigua, klasztor La Merced
  • Antigua, klasztor La Merced
  • Antigua, pralnia miejska
  • Antigua
  • Antigua, Wieki Tydzień
  • Antigua, Wieki Tydzień
  • Antigua, Wieki Tydzień
  • Wesołe autobusy z Gwatemali :-)
  • Wesołe autobusy z Gwatemali :-)
  • Tikal
  • Tikal, Piramida Nr 1
  • Tikal
  • Tikal wyrastające z dżungli
  • Tikal, El Mundo Perdido
  • Tikal, El Mundo Perdido
  • Tikal, zespół pałaców
  • Tikal
  • Tikal
  • Tikal o poranku
  • Tikal, wysoko i stromo!
  • Tikal
  • Quirigua
  • Quirigua
  • Quirigua

Naszą podróż dalej kontynujemy na południe do Copan, które leży już w Hondurasie. W linii prostej z Quirigua do Copan jest około 50 km, lecz z uwagi na góry i granicę państwa musimy przejechać prawie 200. Około godziny 16 przyjeżdźamy nad granicę. Żegnamy się z naszym kierowcą i dalej już musimy sobie radzić sami. To jeden z bardziej osobliwych punktów granicznych, jakie w życiu przekraczaliśmy. Podchodzimy do budki po stronie gwatemalskiej. Urzędnik wypytuje nas o nasze plany w Hondurasie i gdy mówimy, że jedziemy tylko na 2 dni do Copan, wyrywa z zeszytu kartkę w kratkę, odręcznie na niej wypisuje dos turistas, przybija na niej parę pieczątek, pobiera od nas ekwiwalent $5 w quetzalach i życzy nam powodzenia. Inny funkcjonariusz elegancko podnosi nam szlaban i wchodzimy do Hondurasu. Teraz podchodzimy do podobnej budki po stronie honduraskiej. Podajemy urzędnikowi tę samą kartkę, na której przybija jeszcze kilka pieczątek, pobiera tę samą kwotę też w qutzalach bo lempirow nie mamy i na koniec z uśmiechem życzy nam miłego pobytu. Kartki z pieczątkami mamy chronić jak oka w głowie bo to nasz jedyny glejt w Hondurasie. 

Z granicy do miasteczka Copan Ruinas jest około 10 km, więc szukamy okazji jak się tam dostać. Stojąc przy drodze przyciągamy różne postacie, które w większości przypominają lokalnych partyzantów na wczasach :-) Jeden proponuje wymianę pieniędzy migając nam przed oczami grubą talią super kolorowych banknotów błyskając przy tym złotymi zębami dla zachęty. Drugi i trzeci proponują podwiezienie, ale nie widać żadnego pojazdu... Nieopodal stoi jakiś mikrobus z tabliczką Copan, więc idziemy do niego i zaciągamy języka. W końcu przystajemy na jego ofertę zawiezienia nas od razu poza rozkładem jazdy też za $5 płatne w quetzlach. Jak widać to tutaj standartowa suma. Droga prowadzi serpentynami przez góry i nasz kierowca z ponurą miną chce nam najwyraźniej dać do zrozumienia, że się spieszy z powrotem, a może tylko chce nam pokazać jak prawdziwi mężczyźni powinni jeździć?

 Miasteczko Copan Ruinas prezentuje się o wiele ładniej, niż sobie to wyobrażaliśmy. Kierowca nas podwiózł pod bardzo sympatyczny hotel, którego równie miły właściciel zaproponował nam na wstępie zimne lokalne piwo, co przyjęliśmy z wielką przyjemnością połączoną z ulgą, że jesteśmy jednak cali i w dobrych rękach. Okazało sie też, że jest tu całkiem niezły wybór wśród restauracji, więc wieczór spędzamy bardzo relaksowo.

 Copan to jedno z największych miast-państw wielkiego Krolestwa Mayów i największe na jego południowych rubieżach. Patrząc na mapę Mezoameryki, Copan w zasadzie stanowi najwspanialszą i największą twierdzę południa Mezoameryki. Tu poniekąd kończyła się wszelka cywilizacja a rozpoczynała dzika i nieprzebrana dżungla. Historia Copan jest bardzo powiązana z Quirigua i Tikal. Tu oprócz wspaniałych piramid, boiska piłkarskiego i wielkich pałaców też można odnaleźć bogato zdobione stele. W odróżnieniu od Quirigua, tu historia została zapisana na ścianach i stopniach światyń. Największym źródłem bezcennych informacji z tamtych ginących w mroku czasów jest Świątynia Nr 23, na której 63 stopniach wykuto karty burzliwej historii. Co roku archeologowie odkrywają nowe budowle i nowe fakty z historii Copan i innych państw-miast południowego Królestwa. Największym odkryciem niedawnych lat było odkrycie, że wnętrze jednej z wielkich piramid kryje świątynię pochodzącą z 571 roku, która ma powierzchnię 400 m kwadratowych! Świątynię można zwiedzać podążając labiryntem wąskich korytarzy we wnętrzu piramidy. Niesamowite wrażenie!

 Pisana historia Copan kończy się nagle na dacie 2.II. 822 roku, bowiem z tą datą odnaleziono ostatni wykuty w Copan glif... Miasto jednak nie zostało opuszczone od razu, lecz było zamieszkane w coraz mniejszej ilości do XII wieku, aż wreszcie stopniowo zostało pochłonięte przez dżunglę. 

  • Copan, jedna ze steli.
  • Copan, Sciana Napisów
  • Copan, wielkie boisko
  • Copan
  • Copan
  • Copan
  • Copan
  • Copan
  • Copan
  • Copan
  • Copan, stela.
  • Stela w Copan, Honduras
  • Stela w Copan, Honduras
  • Papugi w Copan
  • Papuga z Copan

Atitlan 

 Po południu wsiadamy do autobusu relacji Tegucigalpa - Guatemala City, którym pojedziemy do stolicy Gwatemali. Na granicy poszło nam tym razem gładko, bo urzędnik graniczny tylko odebrał od nas w autobusie kartki, lecz nie wszystkim paseżerom się udało, bo jeden facet takiej karteczki nie miał i musiał wysiąść... Po 4 godzinach wjeżdżamy na dworzec w stolicy Gwatemali.  Noc po drobnych perypetiach ostatecznie spędzamy w eleganckim hotelu w centrum. Rano przy śniadaniu snujemy dalsze plany pobytu w Gwatemali i postanawiamy wynająć samochód i na własną ręke pojechać nad jezioro Atitlan. Miła dziewczyna pokazuje nam na mapie jak wyjechać z miasta a następnie którędy jest najlepiej dojechać do Panachel nad jeziorem. Chwilę nam objaśnia 2 drogi: Ta jest krótsza, ale tu mogą być banditos...  Tak przygotowani ruszamy w drogę bacznie pilnując by się nie pomylić. 

Piękny widok jeziora i górującego nad nim wulkanu wynagradza nam mieszane uczucia w czasie podróży. Na noc zatrzymujemy sie w XVII-wiecznej haciendzie położonej nad samym brzegiem jeziora. Dookoła jest pięny ogród, a wnim papugi. Jemy zasłużony posiłek, zachwycając się jednocześnie pięknymi widokami. Słyszymy jak dzieci przekomarzają sie z papugami, które od czasu do czasu im też coś odpowiadają. Trwa to już dość długo, więc w końcu nie wytrzymujemy i wiedzeni ciekawością idziemy zobaczyć co się dzieje. Jakież było nasze zdumienie, gdy się okazało, że to nie dzieci, ale papugi ze sobą rozmawiają ludzkim głosem nawzajem się przedrzeźniając!!! 

Chichicastenango 

Niedzielny targ w Chichicastenago uchodzi za najwiekszy w całej Gwatemali. Kolory, gwar i zapachy tworzą niepowtarzalną całość. Po hiszpańsku mówią tu tylko przyjezdni, tacy jak my, bo ludzie miejscowi porozumiewają się językiem Mayów. Język to bardzo dźwięczny i na ucho brzmi jakby ktoś śpiewał a nie mówił. Mariola, która przez cały czas czekała właśnie na ten dzień rusza na zakupy, a jest w czym wybierać!! Całe szczęście, że nasz samochód jest malutki i możemy zabrać tylko ograniczoną ilość towarów :-) 

Ostatnią noc postanawiamy spędzić w Antigua w Hotelu Convento mieszczącym się w starym klasztorze Santa Catalina pochodzącym z początku XVII wieku. Klasztor bardzo ucierpiał w czasie pamiętnego trzęsienia ziemi w 1773 roku i został tylko częściowo odbudowany, tak że część jego posesji nadal zajmują ruiny dodające całości tajemniczego uroku.

 Na drugi dzień wyruszamy powoli do Guatemala City, oddajemy na lotnisku samochód i powoli udajemy się na terminal. Wkrótce pojawiają się tez nasi przyjaciele. Po krótkim powitaniu zaczynamy wszyscy naraz opowiadać o swoich wrażeniach, których każde z nas miało niemało...

  • Jezioro Atitlan
  • Jezioro i wulkan Atitlan
  • Chichicastenango, wielki targ
  • Dzień targowy w Chichicastenango

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. 3ale3
    3ale3 (16.08.2014 14:39) +1
    Bardzo zachęciłeś mnie do odwiedzenia Jukatanu i do poczytania Przewodnika o Majach .Nie mówiąc o tym , że to wielka frajda czytać o miejscach, w których się samemu było [ Gwatemala, Honduras ] i popatrzeć na nie oczami kogoś innego. Dziękuję i pozdrawiam :)
  2. ramzesik1982
    ramzesik1982 (29.09.2013 9:05) +2
    Wspaniała podróż , miejsce niebanalne a zdjęcia nie są nie najlepszej jakości, prezentują się wspaniale, niektóre wyglądają jak pocztówki z dawnych lat. Pozdrawiam
  3. eli_ko
    eli_ko (24.10.2012 21:38) +3
    czytając Twoje opisy odrywam się od rzeczywistości i przenoszę w miejsca które opisujesz i wcale nie najważniejsza jest tu jakość zdjęć :))
    dziękuję za wspaniałą podróż :)
  4. anianasadach
    anianasadach (04.04.2012 11:19) +2
    ...bardzo kształcąca podróż...udało Ci się ją pięknie opisać nie tylko zdjęciami :) ...dziękuję :)
  5. anianasadach
    anianasadach (30.03.2012 8:06) +2
    ... poczytałam...wrócę :)
  6. anna.amarasekara
    anna.amarasekara (18.12.2011 20:39) +4
    zamiast pakować prezenty , postanowiłam podarować sobie dużo przyjemności, fajna wyprawa Tomku , niesamowita, podziwiam Ciebie i Twoją Żonę, m. in za odwagę. ale ja też niedługo zakosztuję odrobiny Meksyku i jeszcze sobie poczytam Twe relacje o nim. ania pozdrawia
  7. martynoi
    martynoi (08.11.2011 19:50) +4
    I ja te obszary bardzo lubie, choc mialam przyjemnosc byc tam tylko raz ;) Absolutnie podziwiam ;)
  8. turysta1310
    turysta1310 (02.11.2011 17:52) +4
    Trochę inna moja trasa w styczniu 2012r, od Panamy do Meksyku. Też dużo tekstu jak u mnie, czekam z niecierpliwością. Pozdrawiam Tadek.
  9. amused.to.death
    amused.to.death (27.10.2011 11:54) +4
    No... z tym 'ekspertem' to przesadziłeś. I to mocno:))
    Przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem, bo tak, masz rację, bardzo lubię te rejony - głównie pewnie przez miłość do hiszpańskiego.
    W tym roku postanowiłam zmienić kierunek (w sumie ostatnie trzy wakacje spędzałam w Ameryce Łacińskiej) ale jakoś głupio się aż czuję z tą decyzją:)

    Część z miejsc przez Ciebie opisywanych odwiedziłam i tym lepiej czytało mi się relację. Bo zdjęć Twoich jeszcze nie obejrzałam, ale pamiętam to co ja widziałam. Do niektórych miejsc nie dotarłam bo brakowało czasu i niestety, jeśli się nie wynajmuje samochodu tak jak wy, to jest to bardziej skomplikowane, mimo, że transport publiczny na Jukatanie uważam za bardzo dobry:)

    Chociaż... jak pewnie zauważyłeś w moich relacjach, ja nie jestem aż tak bardzo nastawiona na oglądanie ruin - i szczerze mówiąc po kilku takich miejscach zapragnęłam zmiany.

    I dlatego o wiele bardziej niż ruiny podobały mi się cenoty:D Żałuję, że zdjęć mi stamtąd brak, no ale ja nurkowałam więc nie było jak ich zrobić.
    A w ogóle to przypomniało mi się, że ja przecież nie dokończyłam swojej pierwszej wyprawy z Ameryki Łacińskiej tu na Kolumberze - został mi właśnie jeszcze do opisania m.in. Honduras (krótka wizyta), Nikaragua i Belize:)
    Chyba muszę wrócić, bo ogromny sentyment mam do tej podróży - pewnie dlatego, że była to pierwsza podróż, w której z kolei ja wypróbowała swój hiszpański.

    Relacja super! Do zdjęć, tak jak już napisałam, wrócę i pewnie będzie więcej moich komentarzy pod zdjęciami:)
  10. s.wawelski
    s.wawelski (27.10.2011 8:54) +3
    Moniko, wlasnie dlatego Cie tu zaprosilem, bo wiem, ze jestes ekspertem od tych rejonow :-))
  11. amused.to.death
    amused.to.death (26.10.2011 22:51) +3
    Dziękuję za zaproszenie do lektury!
    Wrócę niedługo, zresztą przecież wiesz, że to obszary, które bardzo lubię:)
  12. 2_koty
    2_koty (26.10.2011 16:43) +3
    Smoku! ja też z wakacji lubię przywozić smaki :-) jakąż radością było dla mnie znalezienie kaszy quinoa, którą pierwszy raz jadłam na pustyni Atakama! Zgadzam się też, że znajomość chociaż podstaw lokalnego języka robi ogromną różnicę w kontaktach z ludźmi.
    A co do podróży, to zabrakło mi w niej jednego - zdjęć z owych cenote! Pozaz tym świetny i tekst i zdjęcia. Jest coś urzekającego właśnie w niedoskonałościach tych starych, analogowych zdjęć. A soczystoś zieleni jest obłędna!
  13. treize
    treize (24.10.2011 18:52) +4
    Tylko Smok potrafi robić konkurencję czasowi :)
    Miałam... kiedyś tam, poczytać o dalszym ciągu zaginionych cywilizacji,ale
    ciekawość zwyciężyła :)
  14. lmichorowski
    lmichorowski (24.10.2011 10:18) +3
    Dzięki, Smoku o zawiadomieniu o dodatkowych zdjęciach w tej galerii. Pewnie z czasem też bym do nich dotarł, ale dzięki temu wcześniej mogłem rozkoszować sie pięknem odwiedzanych przez Was miejsc. Pozdrawiam.
  15. ye2bnik
    ye2bnik (24.10.2011 10:04) +3
    Z przyjemnością obejrzałem kolejne fotki. Dzięki za kolejną dawkę wrażeń.
  16. s.wawelski
    s.wawelski (23.10.2011 16:00) +5
    Aggie, po pierwsze, to Ci bardzo dziekuje za przemily komentarz :-)

    A faktycznie jest w Twojej refleksji troche prawdy :-) Zawsze z kazdej podrozy przywozimy pare jakichs pamiatek materialnych, ktore ustawiamy w roznych miejscach naszego domu. Ale oprocz nich przywozimy pomysly kulinarne, ktore pozniej wcielamy w zycie, muzyke, ktorej sluchamy i pomysly na nowe podroze i (stare)zycie :-)))
  17. pt.janicki
    pt.janicki (22.10.2011 0:10) +4
    Smoku, dziękuję za zaproszenie do obejrzenia tej relacji! Tak na marginesie, niewiele przesadzę mówiąc, że dzięki Tobie nie do końca informacje o tych cywilizacjach giną!
  18. czarmir1
    czarmir1 (21.10.2011 22:57) +3
    Tak, to mogła być osobna podróż, a drugiego plusa za całość mogę dać tylko w ten sposób +++++ :-).
    Bardzo przyjemnie się czyta :-).
  19. avill
    avill (21.10.2011 19:51) +3
    Na razie przejrzałam zdjęcia, są jak zawsze super. Opis podróży przeczytam później, ale już teraz wiem, ze będzie ciekawa, plus w ciemno, na pewno zasłużony. Pozdrawiam :)
  20. asta_77
    asta_77 (20.10.2011 22:15) +3
    Oj, no to spokojnie mogła być osobna podróż - mało brakło a bym przegapiła - dzięki, za info ;) POzdrawiam
  21. wojtass83
    wojtass83 (20.10.2011 21:14) +3
    Już wczoraj zauważyłem że dodałeś nowe punkty w tej wspaniałej podróży.Centralna i południowa Ameryka to moje największe marzenie więc oglądanie zdjęć z tych rejonów świata to dla mnie bardzo wielka przyjemność.Na mapie masz zaznaczoną Panamę jak masz jakieś zdjęcia to chętnie bym obejrzał.Pozdrawiam
  22. kielec
    kielec (19.10.2011 21:24) +3
    A ja nie miałem okazji ani być w Meksyku, ani widzieć wcześniej tej fotorelacji więc dziękuję za jej przypomnienie mój imienniku wspaniały ;)
  23. milanello80
    milanello80 (19.10.2011 14:04) +3
    P.S. Plusa na całość nie mogę dać, bo poczyniłem to znacznie wcześniej :)
  24. milanello80
    milanello80 (19.10.2011 14:04) +3
    Miło było ruszyć śladem kolejnych skarbów Majów. Z widzianych mnie szczególnie interesują te z Tikal, te w Copan, jak widać trochę już nadwyrężył czas. Oczywiście lektura sama przyjemność, dobór zdjęć podobnież nie powoduje przesytu.
    Pozdrawiam
  25. milanello80
    milanello80 (18.10.2011 23:01) +3
    oj Tomku, ale mnie ucieszyłeś tą dobudówką gwatemalsko - honduraską. Niebawem zagoszczę dłużej, już się cieszę :)
    Pozdrawiam przy okazji
  26. kuniu_ock
    kuniu_ock (05.10.2011 23:25) +4
    Witam, Smoczysławie :))
    Za bardzo nie mam weny na pisanie, ale podtrzymuję słowa Czcigodnej Przedmówczyni Martuchy :D
    Pozdrawiam serdecznie :))))
  27. freemarti
    freemarti (04.09.2011 11:39) +3
    Wspaniała podróż tylko zdjęc mało ale jeszcze zobaczę resztę z Meksyku to nie będzie mi żal :)
    Pozdrawiam :)
  28. latyn20
    latyn20 (29.08.2011 15:19) +4
    Wspaniała podróż... Dodatkową jej zaletą jest 21 zdjęć, zrobionych niemal w czasach wybudowania opisanych w niej obiektów ;-)
  29. wojtass83
    wojtass83 (28.08.2011 10:44) +3
    Witaj Tomku zaczynam powoli wracać na kolumbera i na dobry początek postanowiłem postawić na Majów i nie żałuję to strzał w dziesiątkę.Pozdrawiam
  30. asta_77
    asta_77 (14.08.2011 23:33) +3
    Oj, Jukatan - cudnie powspominać ;)
  31. bkrystina
    bkrystina (11.08.2011 23:52) +4
    Smoki wszędzie dadzą radę dojść a potem nam pięknie zaprezentować. Pozdrowienia dla Smoków.
  32. renata-1
    renata-1 (30.07.2011 22:35) +4
    nie takie zaginione te cywilizacje, skoro Smoki tam docierają, zdjęcia robią, pięknie opisują i ku naszej uciesze na Kolumbera wrzucają
  33. s.wawelski
    s.wawelski (30.07.2011 21:14) +5
    Takie podroze pamieta sie jak pierwszą sympatię :-))
  34. tillia_cc
    tillia_cc (29.07.2011 22:35) +3
    Przeczytałam reportaż z prawdziwą przyjemnością! Większość z opisanych archeologicznych miejsc zwiedziłam, choć nie tyle co Pan Panie Smoku (także w wynajętym samochodzie). Podobnie - Uxmal uważam za najpiekniejsze miasto z obejrzanych w rejonie. Dziwiło mnie, że Chichen-Itza została jednym z cudów świata (nie ujmując nic z piękna miejsca, ale ja i tak głosowałam na zupełnie inne po drugiej stronie półkuli ziemskiej, które niestety nie zostało cudem). Anegdota o kluczu jest rewelacyjna, a jej opis mówi o przyjaznych Meksykańczykach. Mam podobne doświadczenia (odnośnie ludzi, nie przygody z kluczami), choć obawiałam się tej podróży w wynajętym wozie. Duża zasługa mojego Pana znającego hiszpański, myślę, że tubylcy doceniają próby porozumiewania w ich języku. Zazdroszczę kąpieli w różnych cenote, mnie nie było dane trafić na wystarczająco czyste, które zachęcałyby do pływania. Och, powspominałam sobie czytając ten reportaż!
  35. czarmir1
    czarmir1 (29.07.2011 1:48) +6
    Piękna opowieść o pierwszej podróży do Meksyku, a zdjęcia są bardzo dobrym uzupełnieniem tej historycznej już wyprawy śladami dziedzictwa cywilizacji Majów :-). Pozdrawiam.
  36. iwonka55h
    iwonka55h (27.07.2011 21:39) +3
    Drogi Smoku, doczytałam do końca i jestem pod wrażeniem, kolejna, bardzo ciekawa, podróż.
  37. 23slawo
    23slawo (27.07.2011 18:39) +5
    Bardzo ciekawa relacja. Szkoda tylko, że trasy nie można prześledzić na załączonej mapce.
  38. s.wawelski
    s.wawelski (27.07.2011 18:17) +3
    Kazdy dzien to byla przygoda :-)
  39. mj1945
    mj1945 (27.07.2011 18:15) +5
    Jak umiesz pływać ,to nie wkładaj kluczy od samochodu ,do kąpielówek.
    Ślusarz w niedzielę ............. pomarzyć.
  40. s.wawelski
    s.wawelski (27.07.2011 17:42) +4
    Faktycznie, to tez jeden z elementow tamtych czasow :-) Znam i pamietam Twoje zdjecia z Grecji, wiec wiem co sama czujesz ogladajac i moje. :-) Iwona, dzieki za mile slowa :-)
  41. neiven
    neiven (27.07.2011 17:06) +5
    Smoku,
    Wspaniała podróż i profesjonalnie napisana relacja (jak zwykle ;)
    Przeczytałam i owszem - zainteresowałeś mnie Meksykiem. Mam nadzieję, że kiedyś się tam wybiorę... :)
  42. iwonka55h
    iwonka55h (27.07.2011 16:04) +4
    Smoku, pisząc przed fotoportalowe miałam na myśli to, że np. na prawie każdym zdjęciu jest p.Wawelska. Kiedyś jednak robiło się mniej fotek i prawie na każdą wchodził ktoś z rodziny, bo robiliśmy zdjęcia bardziej do albumu rodzinnego a nie portale netowe. A p. wawelska jest teraz ładnie ozdabia każde zdjęcie.
  43. s.wawelski
    s.wawelski (27.07.2011 15:57) +5
    Dzieki Treize :-) Bardzo mi sie Twoja nazwa cenote podoba :-) Dzis napewno zrobilbym nie tylko wiecej zdjec, ale i lepsze, wiec bardzo doceniam Twoje slowa otuchy. Dzitnup jest przepiekne samo w sobie, bardzo zaluje, ze nie mam stamtad zdjecia, ktore nadawaloby sie do pokazania :-)
  44. treize
    treize (27.07.2011 15:52) +6
    Piękny opis podróży i równie piękne zdjęcia.Jak dla mnie - właśnie te stare zdjęcia
    mają jakiś niepowtarzalny urok :)
    A " Cenote Zgubionego Klucza " (nazwa wymyślona ;)) pobudza wyobraźnię !
  45. s.wawelski
    s.wawelski (27.07.2011 15:06) +2
    Dziekuje Ci Robert za mile slowa i cieszy mnie bardzo, ze lektura mojej opowiesci Cie nie tylko zaintrygowala, ale i zachecila do obejrzenia na wlasne oczy niektorych wspomnianych przeze mnie miejsc. O Banampak i Yaxchilan slyszalem, lecz nie uwzglednilismy ich w naszej podrozy z uawagi na napiecie w stanie Chapas, ktore wowczas tam panowalo. Z mapy wynikalo, ze oba miejsca sa polozone wrecz w samej strefie wplywu Zapatistas. Ponadto z opisu samych miejsc wynikalo, ze sa one nie tylko dosc trydno dostepne, ale i jeszcze nie odkryte z spod warstwy ziemi. Bylo to jakby nie bylo 13 lat temu... Dzis chetnie bym tam pojechal :-)
  46. milanello80
    milanello80 (27.07.2011 10:46) +5
    Wielką radość mi Smoku ową rozprawką nad śladami Majów w Meksyku sprawiłeś. Ślady cywilizacji prekolumbijskich, zwłaszcza w Ameryce Śr. niesamowicie mnie intrygują. Przyznam, że niegdyś już praktycznie byłem spakowany i dogłębnie przygotowany dogłębnie do ich penetracji w Meksyku, Gwatemali, Hondurasie i Salwadorze. Ostatecznie nie wypaliło, ale plan pozostał. Kilka Twoich miejsc, na pewno Dzibilhaltum i Edznę, postaram się dorzucić. Polecam jeszcze dwa nieuwzględnione przez Ciebie miejsca w Chiapas, pięknie połóżone i trudno dostępne - Bonampak i Yaxchilán, przy samej granicy z Gwatemalą.
    Przy okazji pozdrawiam
  47. iwonka55h
    iwonka55h (27.07.2011 10:22) +4
    Od razu widać, że czasy przed fotoportalowe....
    obejrzałam, potem poczytam.