Udało nam się przespać ponad osiem godzin co na lekko kołyszącym się promie, w kabinie bez okna i w otoczeniu wyjątkowo wrażliwych akustycznie ścian uznaliśmy za nie lada osiągnięcie. Wczorajsza podróż z Warszawy do Gdańska, gdzie oczekiwał na nas prom m/s "Scandinavia", musiała nas jednak nieźle zmęczyć, gdyż na szczęście dość szybko udało nam się odpłynąć w inne rejony Bałtyku dosłownie jak i w przenośni...
Pośród wielu "zalet" wspomnianej kabiny najbardziej fantastyczna była akustyka, pozwalająca "delektować" się chrapaniem sąsiadów (naprawdę mocni zawodnicy!) albo wyraźnie słyszalnymi zza ściany dialogami. Jeden był zwłaszcza intrygujący, a nastąpił po odgłosie uruchomienia próżniowej spłuczki w sąsiedniej toalecie; najpierw rozległ się stłumiony lekko przez cienkie ściany kajuty pisk osoby płci damskiej (i raczej w wieku emerytalnym), po którym nastąpiło pytanie - zdradzające wyraźne rozbawienie - osoby płci męskiej (i raczej w wieku emerytalnym) o treści "Stara, nie wciągnęło cię?". Na całe szczęście "starej" nie wciągnęło i oboje zaczęli się w wyniku tego faktu obłąkańczo śmiać...

Po przebudzeniu i śniadaniu poszwendaliśmy się chwilę po górnym pokładzie podziwiając niezwykłą ferię barw pojawiających się na morzu sugerującą dość jednoznacznie jego... czystość. Gdy już wywiało nas wystarczająco powróciliśmy do środka i zaczęliśmy odliczać minuty dzielące nas od zawinięcia do portu.
Wprawdzie po zejściu na ziemię szwedzką czeka nas jeszcze przejazd przez kraj łosia i wizyta w Sztokholmie, ale z każdą minutą zbliżamy się do głównego celu naszej podróży, którym jest Norwegia. W końcu te kilkanaście kolejnych godzin to nic w porównaniu miesiącami oczekiwań, jakie przyświecały temu wyjazdowi.

Norwegia stała się obiektem naszych zainteresowań w sposób tak naturalny, że nie jestem w stanie umiejscowić tego w czasie. Powody były różne... zaczęło się chyba od tamtejszej muzyki, a potem inspiracje zaczęły płynąć już z różnych źródeł: kina, literatury, fotografii, a nawet kulinariów :) Podjęliśmy nawet samodzielną próbę nauki podstaw języka norweskiego i wówczas stało się jasne, że pora już najwyższa na pierwszy, norweski rekonesans.

Zgodnie z planem tuż po godzinie 13:00 przybiliśmy do brzegu w Nynashamn, zmieniliśmy środek transportu na kołowy i ruszyliśmy "na" Sztokholm. Po drodze mogliśmy podziwiać pierwsze skandynawskie krajobrazy, pełne drewnianych i pomalowanych na czerwono domków wraz z okalającymi je polami...
 
W drodze do Norwegii zawitaliśmy na chwilę w Sztokholmie, gdzie odwiedziliśmy słynne Muzeum Vasa (Vassamuseet) poświęcone szwedzkiemu okrętowi wojennemu zbudowanemu w 1628 roku, Stadhuset czyli ratusz położony na brzegu jeziora Melar, a przed Pałacem Królewskim obejrzeliśmy zmianę warty oficerów szwedzkiej gwardii królewskiej. Bez wątpienia stolica Szwecji jest warta szerszego opisu, ale to już przy innej okazji...
  • Zachód słońca nad Bałtykiem

Po krótkiej wizycie w kraju łosia wjeżdżamy wreszcie do kraju trolli. Początkowo zmiana ta jest w zasadzie niezauważalna, ponieważ południowo-wschodnia Norwegia charakteryzuje się krajobrazem i ukształtowaniem terenu dość zbliżonym do tego co można zobaczyć w Szwecji. Po pewnym czasie droga staje się najzwyczajniej w świecie monotonna, a uczucie to potęguje jeszcze metalowa siatka ochronna ciągnąca się wzdłuż skał okalających jezdnię. Po kilku godzinach jednak, udaje nam się zaobserwować powolną zmianę i urozmaicenie widoków. Stopniowo zaczyna przybywać wzniesień pokrytych rzędami choinek, płytkich dolin wypełnionych spokojnymi, niewielkimi jeziorami, w których niczym w lustrze wspaniale odbijają się okoliczne góry. Nieraz wyciągamy aparat, na nielicznych postojach znajdujemy także czas na załatwienie innych, mniej artystycznych potrzeb.

Na parkingach szokuje nas widok toalet publicznych - zgoła inny niż w Polsce. Zapach jest „swojski”, ale jest czysto, nie brakuje papieru i mydła. Wyczuleni na ekologię Norwedzy nigdzie nie zostawiają porzuconych przy drodze śmieci. Prawie nigdzie. Niestety wygląda na to, że turyści starają się nadrobić ten brak...

Spotkałam się z wieloma opiniami osób, które twierdzą, że Oslo jest nijakie i ogólnie niewiele jest w nim ciekawego. Faktycznie, przyznaję, że pierwsze odczucia miałam dość mieszane. Wszystko dlatego, że wjeżdżaliśmy do stolicy przez część silnie przemysłową.

Jako, że na miejsce dotarliśmy późnym popołudniem, to dokładniejszą eksplorację stolicy przełożyliśmy na dzień następny. Wyjątek zrobiliśmy jedynie dla parku Vigelanda (Vigelandsparken), do którego wybraliśmy się na krótki spacer. Park ten znany jest także jako Frognerparken - od nazwy dzielnicy Frogner, w której się znajduje. Jego autor, Gustav Adolf Vigeland, spędził ponad połowę życia na realizacji tej kompozycji rzeźbiarsko-ogrodowej. Wszystko rozpoczęło się od zamówienia na projekt fontanny złożonego w 1907 roku przez władze miasta. Prace nad zleceniem były tak owocne, iż fontanna szybko została otoczona szeregiem figur a z czasem i wieloma innymi rzeźbami, które do dziś zdobią park. Artysta zaprojektował także układ całego terenu z rozległymi trawnikami i długimi prostymi alejami obsadzonymi klonami. W centralnym miejscu parku znajduje się Monolit wznoszący się ku niebu na wysokość ponad 14 metrów i przedstawiający 121 postaci łączących się w ponad czternastometrową kolumnę, która została wyrzeźbiona z jednej bryły kamienia. Rzeźbę interpretowano na wiele sposobów, między innymi jako: zmartwychwstanie człowieka, walkę o przetrwanie, ludzką tęsknotę za duchowością, cykliczną powtarzalność.
Oryginalny park Vigelanda sprawia wrażenie sympatycznego (chociaż latem dość zatłoczonego) miejsca do spędzania wolnego czasu. Potwierdzają to odpoczywające na trawnikach osoby - bynajmniej nie wyglądające na miłośników chmielu, a raczej korzystające długiego lipcowego dnia.
  • Rzeźba w Parku Vigelanda w Oslo
  • Rzeźba w Parku Vigelanda w Oslo
  • Rzeźba w Parku Vigelanda w Oslo
  • Rzeźba w Parku Vigelanda w Oslo
  • Rzeźba w Parku Vigelanda w Oslo
  • Rzeźba w Parku Vigelanda w Oslo
  • Rzeźba w Parku Vigelanda w Oslo
  • Rzeźba w Parku Vigelanda w Oslo
  • Rzeźba w Parku Vigelanda w Oslo
  • Rzeźba w Parku Vigelanda w Oslo
  • Rzeźba w Parku Vigelanda w Oslo
  • Rzeźba w Parku Vigelanda w Oslo
Dużą zaletą Oslo jest jego znakomita lokalizacja w towarzystwie fiordu, w otoczeniu zalesionych wzgórz. Na nocleg zatrzymujemy się 10 km od Centrum Oslo w miejscowości Høvik. Wieczorem wybieramy się na spacer po okolicy. Przechodzimy na drugą stronę ulicy E18 - Drammensveien (prowadzącej z Centrum Oslo) i chwilę później jesteśmy już nad Oslofjordem, skąd możemy podziwiać piękny zachód słońca w nadziei, że jutro będzie równie słoneczny dzień.

Niestety rano "najbardziej słoneczna ze skandynawskich stolic" wita nas ulewą, więc nie możemy w pełni cieszyć się urokami miasta. Szkoda, bo ponad połowę jego powierzchni zajmują lasy, parki i tereny rekreacyjne, w których - podobnie zresztą jak przy bardzo ładnym nabrzeżu portowym Aker Brygge z mnóstwem knajpek - można miło spędzić czas. I równie gładko opróżnić portfel ze zbędnego balastu.

Urządzamy sobie krótki spacer po ulicach Oslo, które wydają się wyjątkowo wyludnione (pewnie kwestia deszczu i dnia - niedzielny poranek). Zapoznajemy się z centrum miasta, z portem i główną ulicą Karl Johans gate. Na jednym jej końcu jest Pałac Królewski, a na drugim Dworzec Główny. Ulica o długości 1020 metrów zmienia swoją szerokość w połowie drogi  i przechodzi w Egertorget - skwer u zbiegu ulicy Karl Johans Gate i Øvre Slottsgate. Jest to także najwyższy punkt, z którego można dostrzec oba końce ulicy.
Charakterystyczny, masywny ratusz uważany przez mieszkańców za niezły koszmarek architektoniczny wydał nam się „okrutnie oryginalny”. Odwiedziliśmy też zlokalizowaną na niewielkim wzgórzu twierdzę Akerhus - średniowieczny zamek wybudowany przez króla Håkona V w 1300 roku. Stamtąd chowając aparat pod parasolami zdołaliśmy wykonać kilka zdjęć deszczowej panoramy miasta.
  • Oslofjord
  • Oslofjord
  • Oslofjord
  • Oslofjord
  • Oslofjord
  • Port w Oslo
  • Ratusz w Oslo
  • Pałac Królewski w Oslo
  • Port w Oslo
  • Oslo
  • Ratusz w Oslo
  • Oslofjord
  • Oslofjord
Kiepska pogoda nie przeszkodziła nam jednak w zwiedzeniu muzeów takich jak Muzeum Łodzi Wikingów na półwyspie Bygdøy oraz muzeum Kon-Tiki. Pierwsze z nich - Vikingskiphuset - prezentuje dwie najlepiej zachowane na świecie drewniane łodzie Wikingów zbudowane w IX wieku wraz ze znalezionymi w nich przedmiotami. W środku łodzi z Gokstad znalezionej w 1880 roku znajdowała się komora grobowa ze szczątkami wodza Wikingów oraz szereg różnych akcesoriów takich jak sanie, mniejsze łódki (a może tratwy?) i tarcze. Okręt o długości 23 i szerokości 5 metrów zachował się w bardzo dobrym stanie. Swoją wielkością i misternymi zdobieniami robi niesamowite wrażenie. Pośród dodatkowych eksponatów prezentowanych w muzeum znajduje się także sporo narzędzi, ozdób, tkanin i naczyń...

W Muzeum Kon-Tiki podziwiamy natomiast dwie oryginalne tratwy Thora Heyerdahla, którymi ten legendarny podróżnik przebył wiele mil morskich. Tratwą Kon-Tiki - która „użyczyła” nazwy całemu muzeum – Heyerdahl pokonał Ocean Spokojny zaś tratwą Ra II żeglował po Atlantyku.
Celem pierwszej z wymienionych wypraw była chęć potwierdzenia głoszonej przez niego teorii mówiącej, że wyspy Polinezji zasiedlone zostały przez osadników pochodzących z Ameryki Południowej, a nie jak powszechnie uważano - z południowo-wschodniej Azji. Heyerdahl wraz z pięcioma towarzyszami zbudował tratwę z drzewna balsowego oraz innych prostych materiałów, nazwaną właśnie Kon-Tiki, którą następnie wypłynął 28 kwietnia 1947 z Peru w kierunku wysp Oceanii.
Po przebyciu ponad 4300 mil morskich, po 101 dniach ekspedycji podróżnik dotarł do wysp Tuamotu. W ten sposób Heyerdahl dowiódł, że skolonizowanie przez starożytnych Peruwiańczyków wysp Polinezji było możliwe. Swoje odkrycia Heyerdahl opublikował w książce "Indianie amerykańscy na Pacyfiku", a samą wyprawę opisał w bestsellerowej książce "Wyprawa Kon-Tiki", według której nakręcono później film dokumentalny, który uzyskał nagrodę Oscara w 1951 roku.
Patrząc na niewielką tratwę zbudowaną z prostych materiałów trudno uwierzyć, że cała wyprawa zakończyła się sukcesem. Ekspozycję uzupełnia zbiór znalezisk archeologicznych z Wyspy Wielkanocnej, Wschodniej Polinezji, Wysp Galapagos i Peru.

Szkoda, że podczas pobytu w Oslo zabrakło trochę tego słońca, którym Heyerdahl mógł cieszyć się (lub nie) podczas swoich wypraw. Pomimo deszczowej aury, stolica Norwegii wywarła na mnie pozytywne wrażenie, choć podejrzewam, że dłuższy pobyt pozwoliłby zaobserwować także te gorsze strony dużego miasta jakich (jak wiem z późniejszej lektury) nie brakuje i w Skandynawii. Jedną z podstawowych obserwacji jakie można poczynić jest - podobnie zresztą jak w Sztokholmie - brak billboardów na każdym skrzyżowaniu tudzież reklam na elewacji ratusza, pałacu, dworca... W Warszawie by to nie przeszło. Dość minimalistyczna architektura, umiarkowany porządek, bliskość portu, fiordów – to z pewnością plusy. Podstawowy i odczuwalny niemal na każdym kroku minus jest jeden - ceny. Nie bez przyczyny Oslo jest w czołówce najdroższych miast świata.

Tymczasem ruszamy dalej, a przed nami najbardziej przyjemna część całego wyjazdu czyli fiordy, Bergen i droga w głąb kraju.
  • Muzeum Łodzi Wikingów
  • Muzeum Łodzi Wikingów
  • Muzeum Łodzi Wikingów
  • Muzeum Łodzi Wikingów
  • Muzeum Łodzi Wikingów
  • Muzeum Łodzi Wikingów
  • Muzeum Łodzi Wikingów
  • Muzeum Łodzi Wikingów
  • Muzeum Kon-Tiki
  • Muzeum Kon-Tiki
Kilka godzin po opuszczeniu stolicy zatrzymujemy się w Lillehamer, niewielkiej miejscowości, która była areną zimowych igrzysk olimpijskich w 1994 roku. Dziś można tutaj odwiedzić Park Olimpijski oraz skocznię narciarską Lysgårdsbakkene, która – jak większość powstałych wówczas obiektów – jest nadal aktywnie wykorzystywana.
Z tarasu na skoczni rozciąga się widok na panoramę miasta i jezioro Mjøsa - największe jezioro Norwegii.
Na dół skoczni można zjechać wyciągiem lub zejść po schodach, pokonując 954 stopnie. Wprawdzie droga w dół skoczni była dość monotonna, a nogi pod koniec zaczynały się trząść, ale trochę rekreacji nie zaszkodzi.
Innym ciekawym obiektem olimpijskim jest położona nieopodal, w miejscowości Hamar, hala sportowa potocznie zwana Vikingskipet, z uwagi na swój kształt przypominający odwróconą łódź Wikingów.
  • Lillehamer
  • Lillehamer
  • Lillehamer
  • Lillehamer
  • Lillehamer
Po opuszczeniu zimowej stolicy kierujemy się na północ i przejeżdżamy przez Dolinę Gudbrandsdal znaną ze wspaniałych wodospadów do niewielkiego miasteczka Otta. Po zakwaterowaniu w hotelu Norlandia urządzamy sobie wieczorny spacer po spokojnej, sennej, a jednocześnie urokliwej okolicy. Otta leży na rozgałęzieniu dróg na Trondheim i Lom, u stóp gór Rondane i pierwszego narodowego parku narodowego. Miejscowość jest więc dobrym punktem wypadowym dla miłośników górskich wycieczek i aktywnego wypoczynku.

Nieopodal centrum miasteczka, przy dworcu kolejowym odnajdujemy pomnik upamiętniający bitwę o Kringen z roku 1612. W walce pomiędzy oddziałem Szkotów a pospolitym ruszeniem tutejszych chłopów zwyciężyli ci drudzy, a pomogła im dziewczyna o imieniu Guri. Gdy wrogi oddział zbliżał się do Kringen, ze wzgórza po drugiej stronie rzeki dziewczyna za pomocą trąbki dała sygnał o zbliżającym się niezbezpieczeństwie. Wówczas Norwegowie uruchomili przygotowaną wcześniej zasadzkę między rzeką a stromym zboczem góry, która sprawiła, że lawina kamieni i drewna spadła na nie spodziewających się niebezpieczeństwa Szkotów.

Po nocy spędzonej w Otta wyruszamy do miejscowości Lom. Planujemy zobaczyć jeden z najlepiej zachowanych i zarazem najładniejszych drewnianych kościołów tzw. Stavkirke, budowanych w okresie chrystianizacji kraju. Jak dowiedzieliśmy się tudzież sprawdziliśmy później, spośród kilkuset wzniesionych budynków tego typu zachowało się jedynie 28 (w tym jeden obecnie stojący w Polsce).

Stavkirke czyli bardziej po naszemu: kościoły klepkowe - to ciekawe połączenie elementów chrześcijańskich oraz stylu charakterystycznego dla pogańskiej kultury wikingów. W przeciwieństwie do olbrzymich polskich kościołów, przeładowanych złoceniami, zdobieniami, marmurami, witrażami, kościoły typu stav uważam za naprawdę wspaniałe. Są skromne, niewielkie, drewniane, z masą pięknych, ale subtelnych i charakterystycznych ornamentów. Sprawiają, że jest co podziwiać nawet jeśli jest się osobą, która wizyt w takich miejscach unika.
Sama okolica jest naprawdę piękna: niewielka rzeka Bøvra przecina dolinę otoczoną górami i przełęczami, a wszystko pogrążone w ciszy i spokoju porannych promieni słońca. Długo szukamy motywacji by ruszyć w dalszą drogę. Jak się później okazało, ta sytuacja powtarzać się będzie niemal na każdym postoju...
  • Otta
  • Otta
  • Otta
  • Otta
  • W drodze do Otta
  • Kościół typu stav w Lom
  • Kościół typu stav w Lom
  • Kościół typu stav w Lom
  • Kościół typu stav w Lom
  • Kościół typu stav w Lom
  • Kościół typu stav w Lom
  • Kościół typu stav w Lom
  • W drodze do Otta

Kolejny odcinek naszej trasy prowadzi wzdłuż jeziora Vågå, przez miejscowości Stryn i Olden. Fotogeniczność okolicy wymusza postoje częściej niż stopień wypełnienia pęcherza. Dużo częściej. Podziwiamy widoki na ośnieżone szczyty górskie i małe, przyczepione do skał drewniane domki oraz skryte wśród drzew chatki z dachami pokrytymi intensywnie zieloną trawą. Niektóre z nich wyglądają jakby były zamieszkane przez trolle. A może są? W końcu znak drogowy ostrzegający przed ich obecnością istnieje naprawdę…

A propos trolli. Znak drogowy "Uwaga Trolle" jest prawdopodobnie jedynym takim znakiem na świecie. Znajduje się on przy Trollstigen, czyli Drodze Trolli - jednej z najsłynniejszych dróg w Norwegii. Na trasę składa się 11 serpentyn, które w większości zakręcają pod kątem 180 stopni. Taki widok oglądany z góry jest niezwykły. Dostępna jest tylko przez 3-4 miesiące w roku i trudno się dziwić, bo jechanie po niej wymaga wzmożonej ostrożności. Norwegia to kraj wyjątkowo górzysty, więc o dodatkowe atrakcje podczas jazdy tutaj nietrudno.

Trolle wszelkiej maści, ras, rozmiarów, ubarwienia, uzębienia, uzbrojenia, spojrzenia, wielkości nosa, owłosienia stóp itd. oraz inne istoty trolopodobne spotkać można wszędzie – w sklepach, przy wejściach na teren parków, kempingów, a nawet wysoko w górach. Te wywodzące się z mitologii nordyckiej osobniki to brzydkie, niezbyt inteligentne i złośliwe istoty o długich i krzywych nosach, 4-palczastych stopach i dłoniach oraz owłosionej skórze i ogonach. Oczywiście im troll jest brzydszy tym ma większe powodzenie u przyjezdnych, którzy robią sobie z nimi zdjęcia, a mniejsze okazy kupują na pamiątkę. Nie wiemy czy to dobrze czy źle, ale spontanicznie dajemy się poddać temu trendowi i jednego z takich brzydali również decydujemy się zabrać do domu. Obecnie mamy wrażenie, że od tamtej pory wrednie się on z tego powodu uśmiecha.


Jedną z atrakcji, jakie spotykaliśmy na swojej drodze (dosłownie) wiele razy były stada kóz oraz owiec, które dostojnie sobie dreptały środkiem ulicy i robiły nam ogromną łaskę, gdy trąbiąc i machając rękoma prosiliśmy, aby ustąpiły nam drogi. Czekanie i prośby nie zawsze działały, więc nieraz musieliśmy prowadzić przedłużające się negocjacje, w trakcie których nieraz dochodziło do impasu i brak zrozumienia z obu stron.

  • Norweski Troll
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • Chatka Trolla
  • Norweskie owce
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • 20090707081512W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
  • Norweskie serpentyny
  • Norweskie serpentyny
  • W drodze do Briksdal
  • W drodze do Briksdal
Następnego dnia docieramy do położnej na zachodzie miejscowości Briksdal. Tutaj rozpoczynamy wędrówkę dość łatwym szlakiem, który prowadzi do najbardziej znanego lodowca Norwegii Jostedalsbreen, a dokładniej jego jęzora zwanego Briksdalsbreen. Jest on również największym lodowcem na kontynencie europejskim i stanowi część parku narodowego Jostedalsbreen National Park. Masyw lodu zajmuje obszar 486 kilometrów kwadratowych. W najgrubszym miejscu posiada 400 m głębokości, a jego najwyższy punkt lodowca wynosi 1957 m n.p.m.

Po drodze mijamy mnóstwo ułożonych stożków z kamieni. Kiedyś oznaczano w ten sposób drogi górskie - wysokie stożki kamienne były drogowskazami dla wędrowców. Na miejsce można dojechać także czymś w rodzaju autobryczki, ale z tego sposobu korzystają głownie niemieccy renciści oraz grupa osób o dalekowschodnich rysach twarzy, gdyż wówczas trudniej o spotkanie z kozami, powąchanie kwiatów czy poczucie bryzy z mijanych wodospadów. Pogoda wyjątkowo się tego dnia spisała, więc ponad godzinny spacer prowadzący pod morenę czołową lodowca był niezwykle przyjemny, zaś dzięki jednemu z mijanych wodospadów orzeźwiający prysznic mieliśmy gratis.  Na końcu trasy naszym oczom ukazuje się w całej okazałości, błękitny, olbrzymi jęzor lodowca. Chyba po raz pierwszy widzę na raz tyle odcieni niebieskiego zmieszanego z zimną bielą lodowca. Zanurzamy dłonie w znajdującym się poniżej niewielkim jeziorku o niesamowicie turkusowej barwie, odpoczywamy chwilę ciesząc się rześkim, górskim powietrzem i udajemy się w drogę powrotną. Czas wyruszyć dalej.
  • Jostedalsbreen National Park
  • Jostedalsbreen National Park
  • Jostedalsbreen National Park
  • Jostedalsbreen National Park
  • Jostedalsbreen National Park
  • Jostedalsbreen National Park
  • Jostedalsbreen National Park
  • Jostedalsbreen National Park
  • Jostedalsbreen National Park
  • Jostedalsbreen National Park
  • Jostedalsbreen National Park
  • Jostedalsbreen National Park
  • Jostedalsbreen National Park
  • Jostedalsbreen National Park
  • Jostedalsbreen National Park
Po zakwaterowaniu w miejscowości Førde obmywamy kurz z butów zebrany podczas spaceru do lodowca Briksdal i idziemy do pobliskiego marketu z nadzieją, że uda nam się upolować coś na kolację w przystępnej cenie. Wychodzimy z bułkami i serem Gudbransdallsost. Kiedy pierwszy raz go skosztowałam od razu polubiłam ten delikatny, a jednocześnie wyrazisty smak z nutką karmelu. Ten brązowy, kozi, skandynawski przysmak powstaje z mieszaniny mleka, śmietany i serwatki, które gotuje się przez kilka godzin, tak aby woda wyparowała. Ciepło zamienia cukier mleczny w karmel, który nadaje serowi charakterystycznego smaku. Ser można znaleźć w wersji tradycyjnej (Geitos) robionej w stu procentach z mleka koziego oraz unowocześnionej (Gudbrandsdalsost) - z dodatkiem mleka krowiego i śmietanki. Geitos ma bardziej ostry, słodki smak z karmelowym posmakiem zaś Gudbrandsdalsost ma smak łagodniejszy. Polecam spróbować obu - warto! Każde śniadanie mogłabym zaczynać od kanapki z brunostem. W trakcie przygotowania kolacji przeklinamy brak norweskiego noża do sera (jednego z tutejszych popularniejszych "souvenirów"), gdyż pokrojenie twardego jak kamień sera scyzorykiem (nawet szwajcarskim) okazuje się nie być trywialne. Może zamiast trolla trzeba było kupić nóż?

Nocleg w Førde podobnie jak przygotowanie kolacji również nie należał do łatwych. Nie pozwoliły nam usnąć szalone mewy, które urządziły sobie nocne (debata trwała aż do rana) dyskusje. Jak się jednak okazało nie tylko zbzikowane mewy były problemem podczas wielokrotnych prób zaśnięcia, ale również biała noc (w zasadzie to ona była mocno szara ale "biała" brzmi bardziej epicko). Nie pomagała także ulewa, która sprawiała, że gigantyczny strumień deszczówki przez kilka godzin z impetem atakował parapet naszego okna, odkrywając przed nami wiele niedoskonałości projektowych systemu rynien w hotelu...

Rano ledwo przytomni, zrobiliśmy kanapki na drogę z surowców, jakie pozostały z wczorajszej kolacji i wyruszyliśmy w kierunku miejscowości Dragsvik, gdzie czekała nas krótka przeprawa promowa. Nim jednak do niej dojechaliśmy przyszło nam raz jeszcze jechać dramatycznie wąskimi i krętymi uliczkami pomiędzy norweskimi górami. Widoki, jakie powitały nas o poranku były jeszcze bardziej mroczne i zachwycające. Szczyty górskie skryły się za chmurami, a w powietrzu unosiła się mgła powstała po nocnym deszczu.
  • Norweski krajobraz o poranku
  • Norweski krajobraz o poranku
Fiordy to tysiące mniejszych lub większych wąwozów, wypełnionych morską wodą, ciągnących się wzdłuż całego zachodniego wybrzeża kraju. W wyniku zalania dawnych dolin lodowcowych przez wody morskie powstały długie, wąskie, kręte i głębokie zatoki wcinające się głęboko w ląd. To dzięki nim Norwegia ma tak imponującą długość linii brzegowej sięgającą 25 tys. kilometrów. Jakiś czas temu przeczytałam, że magazyn National Geographic uznał norweskie fiordy za najpiękniejszy cel podróży na świecie.

Dzisiaj czeka nas wyjątkowy dzień, gdyż planujemy udać się w  w 2-godzinny rejs po jednym z fiordów – Sognefjorden i to nie byle jakim, bo najdłuższym i najgłębszym w Norwegii. "Fiord słońca" ma długość ponad 200 kilometrów, co czyni go drugim pod względem długości na świecie, zaś jego głębokość wynosi ponad 1300 metrów.

Gdy tylko nasz statek ruszył z miejsca od razu dostał się pod pokaźnych rozmiarów chmurę deszczu, ale nawet mimo ulewy widoki były piękne. Jednak norweska pogoda zmienną jest i nie wiedzieć kiedy niebo zrobiło się bezchmurne i wszystko stało się doskonale widoczne, nawet odległe góry na drugim brzegu. Gdy wiatr rozegnał obłoki ukazała się przed nami intensywna zieleń gór, z białymi szczytami pokrytymi śniegiem, które jak w zwierciadle odbijały się w spokojnej, skrzącej się w promieniach słońca, zielonej wodzie fiordu. Dekoracją fiordowego krajobrazu są wodospady spływające po otaczających fiord wzniesieniach. Widok mistyczny i niezwykły.

W trakcie ponad dwugodzinnego rejsu deszcz powracał jeszcze kilka razy, ale znaleźliśmy strategiczną miejscówkę w zakamarku pod schodami tuż przy lewej burcie statku i poszukiwaliśmy mistrzowskich ujęć norweskich fiordów. W trakcie rejsu nad naszymi głowami skrzeczały mewy, a my podziwialiśmy piękne wodospady, strome urwiska i stare zabudowania farmerskie i zastanawiamy się, jakby wspaniale było mieszkać w takim małym domku nad fiordem. Na kąpiel jest zbyt niebezpiecznie i zbyt chłodno, ale co z tego, skoro ma się widok uznawany za najpiękniejszy na świecie.
  • Sognefjorden
  • Mewa na Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Sognefjorden
  • Wodospad
  • Wodospad
Minąwszy kolejne urocze miasteczko – Voss, docieramy do Bergen – stolicy zachodniej Norwegii i drugiego co do wielkości miasta Norwegii. Miasto nazywane jest bramą do fiordów i znane jest z największej na świecie amplitudy opadów. Wychodzi więc na to, że mamy niebywałe szczęście, ponieważ po przybyciu na miejsce jest słonecznie i bezchmurnie. Za to drugiego dnia wręcz przeciwnie, ale skoro w Bergen pada przez ponad 200 dni w roku to trudno oczekiwać, żeby przestało z okazji naszego przyjazdu.

Bergen było jednym z najważniejszych miast hanzeatyckich w Europie i wielkim centrum handlowym od XIV do połowy XVI wieku. Zabytkowa dzielnica Bryggen zwana Tyskebryggen (nor. niemieckie nabrzeże)  to szereg drewnianych, przytulonych do siebie domów dawnych kupców Hanzy. Miejsce to od 1979 roku znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Średniowieczne domy były wielokrotnie niszczone przez ogień. Po ostatnim pożarze w 1955 roku ocalało zaledwie 10 z nich. Spacer między takimi budynkami, w półmroku, po drewnianych, skrzypiących deskach sprawia, że ciarki przechodzą po plecach i ma się wrażenie jakby czas się tutaj zatrzymał. W dawnych kupieckich domach i magazynach dziś mieszczą się sklepy z pamiątkami, galerie sztuki, restauracje i bary.

Jak na portowe miasto przystało w samym sercu Bergen znajduje się targ rybny - Fisketorget. Drugiego dnia pobytu w Bergen zwlekamy się możliwie najwcześniej, aby udać się tam z wizytą.
Na stoiskach poza rybami znajdują się również rozmaite owoce morza i produkty mięsne - wędzone, gotowane, mrożone. Aż ślinka sama ścieka po brodzie. Szkoda nam było tych wszystkich wielorybów, rekinów, łosi czy reniferów, ale nie mogliśmy odmówić sobie możliwości spróbowania reniferowej kiełbasy.
  • Bergen
  • Floibanen w Bergen
  • Bryggen w Bergen
  • Bryggen w Bergen
  • Bergen
  • Bergen
  • Bergen
  • Bergen
  • Bergen
  • Bryggen
  • Bryggen
  • Bryggen
  • McDonalds w Bergen
  • Fisketorget w Bergen
  • Fisketorget w Bergen
  • Fisketorget w Bergen
  • Fisketorget w Bergen
  • Fisketorget w Bergen
  • Bergen
  • Bergen
  • Bryggen
  • Bryggen
  • Bryggen
  • Bergen
  • Bergen
  • Bergen
  • Bergen
  • Bergen
  • Bergen
Po kilkunastu minutach od opuszczenia Bergen ponownie wjechaliśmy w krainę lasów, fiordów, stromych urwisk oraz wąskich i poskręcanych ulic, na których minięcie pojazdu o zbliżonych rozmiarach jest praktycznie niemożliwe bez zwolnienia do kilku km na godzinę. Wyhamowaliśmy na chwilę aby zobaczyć wodospad Krigsminne i dojechaliśmy w okolice Hardangerfjordu - drugiego pod względem długości w Norwegii i trzeciego na świecie. Fiord ów towarzyszył nam przez ponad 30 kilometrów, z czego zdecydowaną większość po prawej "burcie" aż w końcu przyszedł czas na kolejną przeprawę promową po fiordzie Eidfjord będącym de facto "odnogą" wspomnianego wcześniej Hardangerfjordu.

Równie wszechobecne jak fiordy są w Norwegii rozmaite wodospady - małe i większe, ogromne, ogłuszające kaskady wody i niewielkie wstęgi wijące się po skałach albo wpadające wprost w toń fiordów.
Jednym z najczęściej odwiedzanych wodospadów w Norwegii jest Vøringsfossen, przy którym urządziliśmy sobie krótki postój. Z małego, żwirowego parkingu podchodzimy kawałek przez las w kierunku coraz wyraźniej słyszalnego szumu nasilającego się z każdym kolejnym krokiem. Zatrzymujemy się nad brzegiem doliny Måbødalen nad którą unoszą się obłoki pary wodnej. Z wysokości ponad 180 metrów wysokości spływa z impetem woda z Vøringsfossen.

Następnie wyruszyliśmy w dalszą drogę przy okazji obserwując powolną - póki co - zmianę krajobrazu, w którym to fiordy, zatoki i strome wzniesienia zaczęły ustępować płaskim wyżynom.
  • Norweski krajobraz
  • Norweskie domki
  • Hardangerfjord
  • Hardangerfjord
  • Hardangerfjord
  • Hardangerfjord
  • Norwegia
  • Vøringsfossen
  • Vøringsfossen
  • Vøringsfossen
  • Vøringsfossen
  • Vøringsfossen
  • Sklep z pamiątkami w Norwegii
  • Flaga nad sklepem z pamiątkami w Norwegii
Droga wzdłuż Hardangerfjordu ulegała stopniowej przemianie aż w końcu dotarliśmy na teren ogromnego górskiego płaskowyżu Hardangervidda znajdującego się na wysokości 1200 m. n.p.m. Tym samym powitały nas rozległe płaskie przestrzenie bez drzew i krzewów, porośnięte gdzieniegdzie krótką trawą usianą głazami, kamieniami i kamyczkami - krajobraz niemal księżycowy. Świetny plener do kolejnej kinowej superprodukcji bądź zdjęcia na okładkę płyty blackmetalowego zespołu. Z resztą jak uświadomił mnie mój małżonek motyw Hardangervidda zawitał już na łono mroczniejszych gatunków muzycznych.
Największe wrażenie budziły pojedyncze, samotne drewniane chaty lub domki letniskowe jakie można było zaobserwować co kilkaset metrów, a nawet kilometrów. Cała ta okolica usiana była jeszcze wieloma płytkimi strumykami, niewielkimi jeziorami, a także jednym znacznie większym o swojsko brzmiącej nazwie - Halne. I właśnie przy nim urządziliśmy krótki postój, który wymusił na nas skorzystanie z cieplejszych ubrań, gdyż spadek temperatury był wyraźnie odczuwalny.
To skaliste pustkowie wchodzi w obszar wielkiego parku narodowego, który sprawia wrażenie wspaniałego miejsca do aktywnego wypoczynku, do pieszych i rowerowych wycieczek oraz spotkania z reniferami, które szczególnie upodobały sobie Hardangervidda. Informację o reniferach jedynie "słyszeliśmy” gdyż zobaczyć żadnego okazu nam się nie udało...

Następnie skierowaliśmy się z powrotem w stronę Oslo, opuściliśmy tereny Norwegii i ponownie udaliśmy się na drogi Szwecji. Stamtąd promem linii Scandline popłyneliśmy z Helsinborga do Helsingør w Danii, gdzie odwiedziliśmy zamek Kronborg, następnie zawitaliśmy na kilka godzin w rowerowej Kopenhadze, a później przez niemiecką ziemię udaliśmy się z powrotem do Polski.
  • Płaskowyż Hardangervidda
  • Płaskowyż Hardangervidda
  • Płaskowyż Hardangervidda
  • Płaskowyż Hardangervidda
  • W drodze na płaskowyż Hardangervidda
Nasza krótka wycieczka nie obfitowała w mrożące krew w żyłach wydarzenia i inne ekstremalne doznania, ale była dla nas ważna i stała się dobrym wstępem i inspiracją do dalszych planów podróżniczych.
Trudno mówić o poznaniu jakiegoś kraju w ciągu zaledwie tygodnia, ale pierwsza wizyta w Norwegii utwierdziła nas się w przekonaniu, że jest to miejsce, do którego będziemy chcieli wracać jak najczęściej.

Norwegia jest niezwykła z wielu powodów. Na każdym kroku odnosi się wrażenie, że nowoczesność przeplata się tutaj z tradycją i umiłowaniem natury. Niebywały jest na przykład sposób poprowadzenia tutejszych dróg w pięknych i wydawałoby się niedostępnych miejscach. W Norwegii znajduje się najgłębszy tunel świata schodzący 287 metrów poniżej poziomu morza – Eiksundtunnellen oraz najdłuższy drogowy tunel na świecie – Lærdalstunnelen, który ma ponad 24 kilometry. To co jednak w Norwegii wzbudza największy podziw to jej bogactwo krajobrazowe. Wystarczy wymienić słynne fiordy, ogromne lodowce, a do tego strzeliste góry, imponujące wodospady, rozległe płaskowyże.

Z odrobiną niepokoju dostrzegam, jak z roku na rok Skandynawia staje się coraz bardziej popularnym celem podróży. Wiele mówi się o tym, że wraz z napływem przyjezdnych z innych krajów Norwegowie zmuszeni byli nauczyć się, że warto zadbać o swój dobytek. Wcześniej zamykanie na klucz domu czy samochodu uchodziło raczej za dziwactwo. Może więc powinnam napisać, że pojechać do Norwegii nie warto, że jest tam zimno, ciemno, ciągle pada i jest wszędzie pełno groźnych trolli, które tylko czyhają na przyjezdnych schowane w odizolowanych jaskiniach, wśród gór i skał… Niestety mało kto skłonny jest już uwierzyć w takie legendy.

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. yumeandra
    yumeandra (24.01.2012 14:50) +1
    Marzę o podróży do Norwegii od podstawówki, choć wiatry niosą mnie raczej na południe i zachód. Pokazujesz wspaniałe podróże. Chętnie będę tu zaglądać :)
  2. a_evermind
    a_evermind (19.08.2011 8:54) +2
    A ja wierzę w legendy o trollach i właśnie dlatego zachwycam się Norwegią ;) Fiordy są niesamowite, magiczne i bajkowe.
    Widoki piękne, ślicznie uchwyciłaś je na zdjęciach :)
  3. neiven
    neiven (01.08.2011 10:29) +1
    Smoku, Bardzo miło mi to od Ciebie słyszeć. Dziękuję :)
  4. s.wawelski
    s.wawelski (31.07.2011 19:08) +2
    Z przyjemnoscia stwierdzam, ze masz nie tylko talent fotograficzny , ale rowniez w pisaniu podrozniczych opowiesci :-)
  5. avill
    avill (17.07.2011 7:58) +3
    Super napisana relacja i obrazujące ją zdjęcia. Gratuluję. :)
  6. renata-1
    renata-1 (12.07.2011 15:01) +3
    Marto gratuluję wyprawy, chyba mogę napisać, że był to udany pierwszy krok na północ.
    p.s. ja także dostrzegam zmiany w Norwegii, zwłaszcza w miejscach typowo turystycznych, ale warto od nich trochę się oddalić i jest po prostu pięknie.
    pozdrawiam, życząc kolejnych niezapomnianych wrażeń podczas kolejnej wizyty
  7. neiven
    neiven (10.07.2011 12:47) +2
    Joanna, Dziękuję.
    Wstyd to może nie, ale na pewno ciekawa okoliczność ;) Polecam na początek wybrać się chociażby promem do Szwecji i odwiedzić Sztokholm - piękne miasto, bardzo zielone i pełne ciekawych miejsc. Możliwości przelotów np. z Gdańska do Szwecji i Norwegii są również bardzo korzystne.
    Na portalu mamy również kilka Kolumberowiczów dobrze obeznanych w tamtych rejonach (jak choćby Iwona i Renata :), a ich relacje i porady to świetne źródło wiedzy na temat ciekawych miejsc w Skandynawii, które warto odwiedzić.
    Gorąco polecam! :)
  8. renata-1
    renata-1 (09.07.2011 22:39) +2
    na razie poczytałam, do zdjęć wrócę i przyznać muszę Ci rację, zauroczenie Norwegią szybko nie mija, by nie powiedzieć, że w ogóle nie mija
  9. neiven
    neiven (09.07.2011 8:15) +2
    Iwonko, moje uczucie do Skandynawii, a w szczególności Norwegii raczej szybko nie minie. W tym roku wybieram się tam ponownie :)
  10. iwonka55h
    iwonka55h (08.07.2011 23:52) +2
    poczytałam, wrócę obejrzeć zdjęcia.
    Mam nadzieję, że pokochasz Skandynawię na dłużej, ja tam wracam od 14 lat i ciągle czuję niedosyt...
  11. asta_77
    asta_77 (08.07.2011 21:05) +3
    Piękne zdjęcia! Zazdroszczę widoków ;)
  12. neiven
    neiven (08.07.2011 12:57) +3
    Dzięki. Cieszę się, że mój cel rozbawienia czytelnika został osiągnięty :)
  13. rodos13
    rodos13 (08.07.2011 12:31) +1
    :)))
  14. mj1945
    mj1945 (08.07.2011 12:30) +4
    Jeden był zwłaszcza intrygujący, a nastąpił po odgłosie uruchomienia próżniowej spłuczki w sąsiedniej toalecie; najpierw rozległ się stłumiony lekko przez cienkie ściany kajuty pisk osoby płci damskiej (i raczej w wieku emerytalnym), po którym nastąpiło pytanie - zdradzające wyraźne rozbawienie - osoby płci męskiej (i raczej w wieku emerytalnym) o treści "Stara, nie wciągnęło cię?". Na całe szczęście "starej" nie wciągnęło i oboje zaczęli się w wyniku tego faktu obłąkańczo śmiać...

    ja też się uśmiałem !
  15. rodos13
    rodos13 (08.07.2011 12:30) +3
    Przepiękne zdjęcia :)