2009-12-31

Podróż Gemona del Friuli 1999 - Laboratorio Internazionale della Comunicazione

Opisywane miejsca: (384 km)
Typ: Album z opisami

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. slawannka
    slawannka (13.02.2011 10:39) +1
    Jedź, jedź tam koniecznie jak tylko możesz!
  2. dolcevita1
    dolcevita1 (13.02.2011 9:15) +2
    Sławannko, w ubiegłym roku byłam b. blisko wylądowania w Gemonie, ale zamiast tego trafiłam tu: http://turystyka.gazeta.pl/Turystyka/1,82269,8332423,Wlochy__Riviera_dei_Limoni___cytrynowa_riwiera.html
    Nie tracę jednak nadziei na uczestnictwo w Lab, a Twoja relacja dodatkowo mnie w tym utwierdza, dziękuję b!
  3. slawannka
    slawannka (02.10.2010 15:08) +1
    A, rozumiem, o co chodzi z tymi zdjęciami :)
  4. neilos
    neilos (02.10.2010 9:59) +2
    Friuli...
    Daniele pochodzi z Friuli i chce tam wrócić, szuka domu lub mieszkania...
    a jak znajdzie, bede do nich tam przyjeżdżać...
    choć Dozza tez jest urocza i chyba niepowtarzalna
  5. neilos
    neilos (02.10.2010 9:56) +2
    Sława,
    nie ma zdjęcia twojego autka, policjantów, samej Ciebie biegnącej przez dworzec w Wiedniu z plecakiem, roweru, itd...
    to miałam na myśli...
  6. slawannka
    slawannka (02.10.2010 9:07) +1
    Dzięki, Gosiu, ale jak to mimo braku zdjęć??? Może chodziło o mało zdjęć, no bo zdjęcia są!
    PS. Nawet plusiki dałaś, a już się wystraszyłam, że coś ze zdjęciami nie tak :)
  7. neilos
    neilos (02.10.2010 8:47) +2
    Sława,

    fantastyczne opowiadanie, jesteś bardzo ekspresyjna..
    Mimo braku zdjęć można zobaczyć to co robisz i ogladasz...

    Też zachorowałam na Włochy, ścislej na Friuli, to moje marzenie...
  8. czerwony_arbuz
    czerwony_arbuz (01.02.2010 11:59) +2
    Zajrzałam dziś na Kolumbera tylko na chwilę, a tu Twoja podróż mnie całkowicie pochłonęła! Fantastyczna! Z mocnym początkiem, prawie jak z filmu sensacyjnego:)
    I bardzo mnie wzruszył ten fragment o Twoim przyjacielu. Jak ważne jest to kogo udaje nam się spotkać na naszej drodze....

    Pozdrawiam:)
  9. zfiesz
    zfiesz (05.01.2010 22:39) +2
    no dobrze, kiedy uniemozliwiają, to mówi się trudno. ale gdy tylko trochę przeszkadzają, to ich przezwyciężanie jest przygodą samą w sobie!:-)

    poza tym, podobnie jak dla ciebie, wszelkie "wypadki przy pracy" są dla mnie miłym (choć gdy się dzieją, bywa z tym różnie:-) dodatkiem do podróży. gdybym myslał inaczej, zdawałbym się na biura, które wszystko załatwią, wszędzie podwiozą, pokażą, nakarmią, napoją i położą spać. ba! na zyczenie zapewnią nawet kontrolowany "dreszczyk emocji". ale chyba nie o to chodzi:-)

  10. slawannka
    slawannka (05.01.2010 13:08) +2
    Nie, no, doceniam się chyba - troszeczkę:)
    Sprawy drugorzędne - fakt, tylko weź pod uwagę, że czasami te sprawy praktycznie uniemożliwiają jakąkolwiek przygodę...
    A z drugiej strony, jest jeszcze faktem, że dla mnie te różne "wypadki przy pracy" są dopełnieniem przygody, a dla kogoś mogłyby być jedynie wkurzającym wydarzeniem, o którym chce się zapomnieć. Każdy z nas miewa takie przypadki, tylko nie każdy może o nich pamięta, lub też ma ochotę opowiedzieć, i oswoić pamięć o nich. A ja uważam, że wszystko ma swoje dobre i złe strony, i po to mi ukradli samochód, żeby sam wyjazd był tym bardziej wielkim, całkiem nieprawdopodobnym osiągnięciem.
  11. zfiesz
    zfiesz (05.01.2010 12:43) +2
    etam... nie chcę się bawić w domorosłego psychologa, ale myślę, że czasem zwyczajnie się nie doceniasz:-) kasa i czas to rzeczy, mimo wszystko, drugorzędne. a kuchnia i dzieci poczekają! nie będę ci słodził... sama wiesz, że jestes pozytywnie zakręcona!:-)

    a co do chorób... wychodzi na to, że najlepiej byłoby zakochac się w san marino, albo innym monaco;-)

  12. slawannka
    slawannka (05.01.2010 12:17) +2
    Rozgryzłeś mnie:)
    Ale tak ciut bardziej na serio - ja myślę, że to nie do końca jest tak, po prostu, jak ktoś cichutko sobie siedzi przed telewizorem to mu najwyżej koc z kolan może się zsunąć, a jak ktoś ryzykuje, coś robi, gdzieś się pcha, na przekór niemożliwościom, no to się takie rzeczy dzieją... Bo większość moich przygód wynika z faktu, że w zasadzie, powinnam siedzieć w domu i zajmować się kuchnią i dziećmi a nie gdzieś tam latać, albo pcham się gdzieś skądś nie umiem wrócić, albo wybieram się w podróż, na którą nie mam ani kasy ani czasu...

    Czyli, wracając do początku - oczywiście, masz rację! Prowokuję!
    Nieuleczalna choroba na Włochy - fakt! Ale wiesz, ja bym pojechała i gdzie indziej, tylko musząc wybierać - wolę tam, bo to trochę tak jak układanie puzzla, coraz więcej robi się jasne na mapie Włoch. A na globusie to by śladu nie było jakbym próbowała coś ułożyć z moich podróży...
  13. zfiesz
    zfiesz (05.01.2010 12:01) +1
    czasem - po lekturze większości twoich historii - wydaje mi się, że ty sama, sławko, prowokujesz te wszystkie niezwykłe zdarzenia. te kradzieże, spóźnienia, włażenie na góry, z których nie da się zejść, ciernie w wargach, itp, itd... bo ty po prostu tego potrzebujesz!:-) można wsiąść na konia, pojeździć po padoku i mieć z tego frajdę, ale można też wybrać 'wielką pardubicką', a tak właśnie - dla mnie - wyglądają twoje przygody:-)

    i jeszcze jedno... jeśli ja jestem 'chory na meksyk', to nie wiem jak określić twój stosunek do włoch!:-) to już jakieś stadium absolutnie nieuleczalne! poza tym, czasem wydaje mi się (ten wieczny pośpiech, emocjonalność, pozorne niezorganizowanie, rodzina, itp), że ty właściwie jesteś włoszką. tylko przypadkiem urodziłaś się w polsce:-)
  14. slawannka
    slawannka (03.01.2010 18:55) +1
    Dziękuję:)
  15. kubdu
    kubdu (03.01.2010 18:54) +2
    Sławannko, dziękuję, że mogłam poznać tak przejmująco opisaną kolejną opowieść z Twojego życia.
slawannka

slawannka

Sława, czyli: www.jedziemynasycylie.pl
Punkty: 146741